Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Z kolei myśl jego przeszła na doświadczenia Gerarda z kulkami, które wbrew działaniu siły ciążenia unosiły się w powietrzu. Nagle gwałtownym ruchem usiadł na łóżku. Obaj mężczyźni wystraszeni podbiegli do niego. — Nic się nie stało! — niecierpliwie machnął ręką. Siedzący dotąd spokojnie obok nich z książką w ręce Menneval podniósł się, podszedł bliżej i kładąc palec na ustach surowo zabraniał mu mówić. Ale nie odezwał się ani słowem: Bertrand miał tak władczą i nieprzystępną minę, że zabrakło mu odwagi. — Duval, proszę pana, przecież te meteory mają dodatni ładunek elektryczny, prawda? — odezwał się tak mocnym głosem, że Menneval osłupiał. Podszedł do łóżka, ujął go za rękę, by sprawdzić tętno, ale Bertrand stanowczo wyrwał mu rękę. — No, niechże pan odpowiada, tak czy nie? — powtórzył zniecierpliwionym tonem pytanie. Zaskoczony Duval zdobył się wreszcie na odpowiedź: — Naturalnie, że mają ładunki dodatnie, to przecież wiadomo od dawna. Wystawione są na nieustanne bombardowanie promieni kosmicznych, a promienie kosmiczne to nie co innego, tyl-ko dodatnio naładowane jądra atomów wodoru, protony, o tym pan wie doskonale. Więc w meteorytach gromadzą się z czasem pochłaniane przez nie dodatnie ładunki protonów. — Dobrze — odpowiedział Bertrand wyraźnie bardzo zadowolony. — A teraz: co się stanie, jeżeli na powierzchni szklanej, osłony rakiety, która jest dobrym izolatorem elektryczności, rozpostrzemy sieć elektryczną naładowaną dodatnio?... Duval uderzył się pięścią w czoło. — To wprost sensacyjny pomysł, dowódco! — wołał z entuzjazmem. — No naturalnie, że tak samo dodatnio naładowana sieć odegna meteoryty, co automatycznie wykluczy zderzenie. W dodatku trzeba będzie włączyć jeszcze elektronicznego robota, który sam wyrówna odchylenie, powstałe podczas lotu skutkiem odpychania się rakiety i meteorytów. Fantastyczna myśl! I można ją będzie szybko zrealizować! Jak pan sobie życzy, ja mam to przygotować, czy też Kerguelen? — Obaj — odparł słabnącym głosem Bertrand opadając ciężko na łóżko. — Obliczenie nie będzie łatwe, niech pan Jeanowi pomoże! — Racja, dowódco — odezwał się rozważny Bretończyk — — pomysł jest w gruncie rzeczy taki prosty, że aż dziwne, iż nikt go wcześniej nie zastosował. Niech się pan na mnie za tę uwagę nie gniewa! — dodał szybko widząc, że Bertrand marszczy brwi. — Nie, Jean, nie gniewam się, uwaga pańska jest zupełnie słuszna — Bertrand mówił powoli i cicho. — Pewnie tę sprawę rozważano już dawniej, ale wysnuto wniosek, że zastosowanie tego sposobu byłoby bardzo nieekonomiczne, powoduje bowiem duże zużycie energii z baterii penitynowych, że więc jest dużo praktyczniej wymijać meteory, a odchylenia w locie wyrównywać przy pomocy atomowych meteriałów napędowych. My natomiast mamy penityny aż za wiele... — nie dokończył i obu rękami schwycił się za głowę. Nowy atak bólu ściskał głowę jakby kleszczami. — Bo Vernier w ataku szaleństwa kazał załadować jej znacznie więcej, niż było potrzeba — Duval jak zwykle w szorstki sposób uzupełnił niedokończone zdanie. — Zrobimy tak, jak pan sobie życzy, dowódco — odpowiedział Kerguelen po prostu. — Teraz naprawdę już dosyć wszelkich rozmów — interweniował Menneval. — Proszę zostawić pacjenta w spokoju! —, zakończył surowo. I schwyciwszy obu mężczyzn pod pachy pchnął ich ku drzwiom kabiny. Kerguelen wychodząc pożegnał leżącego bezwładnie i jęczącego z bólu Bertranda, ten jednak nie odpowiedział ani słowem. Ale Duval schwyciwszy lekarza za rękę i pochyliwszy się do jego ucha spytał cicho lecz z naciskiem: — Jaki właściwie jest stan dowódcy? Doktorze Menneval, niechże mi pan powie, ale prawdę, całą prawdę. Menneval spochmurniał, otrząsnął z siebie jego rękę. — Sytuacja jest poważna. Prawdopodobnie nie dowieziemy go żywego na Ziemię — odpowiedział. Wychodzący właśnie Kerguelen dosłyszał jego słowa i przystanął zaskoczony. — Czyżby pan był zdania, iż tak nieznaczne zatrucie może być śmiertelne? I to w dodatku dziś, w wieku atomowym, kiedy wiedza lekarska stoi na tak wysokim poziomie? — rzekł z niedowierzaniem. — Wiedza lekarska nie ma z tym nic wspólnego — zaprotestował z wielką pewnością siebie Menneval. — Jest na wysokim poziomie, ale na Ziemi, gdzie wszelkie środki są pod ręką, ale nie tutaj w rakiecie. Na Ziemi można by przeprowadzić całkowite wykrwawienie, wymianę krwi... Każdą kroplę zatrutej można by zastąpić świeżą, zdrową krwią. W wypadku potrzeby można by przeprowadzić transplantację całego mięśnia sercowego — to byłby drobiazg. Ale tu jesteśmy bezsilni, z postępującym zatruciem możemy walczyć tylko przy pomocy ograniczonej ilości świeżej krwi i środków chemicznych... Przegrywamy więc na każdym kroku