Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
- A dokšd? - Przecież gdzieś m a pani jakšś rodzinę? - Tak, w Paryżu. - Niezbyt dogodnie tam teraz dojechać, pocišgi rzadko kursujš, ale na pani miejscu jednak bym próbował. - Ale nie mogę zostawić ich samych! - Zastanowię się. Jeśli bęDę mógł pani pomóc, uczynię to. MoGę zawieźć paniš samochodem do Bordeaux. - Dziękuję, doktorze. ZObaczę. Czy stan Jeana nie jest zbyt poważny? - Nie, nie bardzo. Ale nie może zbyt długo pozostawać z tymi kulami w ciele. Do widzenia, panienko. - Do widzenia, doktorze. Jean Lef~evre spał w gabinecie Pierre'a Delmas aż do pory obiadowej. Łapczywie wypił niesmacznš kawę, którš przyniosła mu Ruth, i zjadł ogromnš porcję ciasta z czereśniami. - A, obudziłeś się - rzekła L~ea wchodzšc. - Bardzo cię boli? - Nie. Chcę stšd odejść. - Dokšd pójdziesz? - Nie wiem. Spróbuję odnaleźć oddział, o ile ich nie złapali albo nie wybili wszystkich do nogi. - Co się stało? - NiE masz papierosa? Z kieszeni sukienki z kwiecistego sztucznego jedwabiu L~ea wyjęła stary kapciuch na tytoń i paczkę bibułek do papierosów marki Job i podała mu je. - To wszystko, co mam. Palce drżały mu tak bardzo, że nie mógł utrzymać tytoniu w cienkiej bibułce. - Daj. Wprawnš rękš L~ea zwinęła papierosa, zwilżyła podklejony brzeg bibułki i przypaliła. Kilka chwil palił w milczeniu. "Wszystko zaczęło się w ostatni poniedziałek, dziesištego lipca. Raoul i ja byliśmy z partyzantami z oddziału Grand_Pierre'a. Złapaliśmy wiadomość z B$b$c. Jeszcze słyszę głos speakera: "Tapefort straszy... powtarzamy: Tapefort straszy..." Maurice Blanchet odwrócił się do Maxime'a Lafourcade i powiedział: - Możesz ogłosić zbiórkę grupy, to dziś wieczór. Spytałem Maxime'a, co to oznacza; odpowiedział mi: - Będzie zrzut koło gospodarstwa Bry w Sainat_L~eger_de_Vignague. To była dobra wiadomość, gdyż od potyczki w SAint_Martin_du_Puy brakło nam amunicji. Około dziesištej wieczorem blisko dwudziestu z nas obstawiało teren zrzutu, pięciu pilnowało drogi, do której przylegało pole, dwóch siedziało w furgonetce ukrytej w lasku, inni niecierpliwie wyczekiwali pojawienia się samolotu. Wreszcie, po upływie pół godziny, usłyszeliśmy warkot silnika latajšcej fortecy i zapaliliśmy latarki. Na dany sygnał trzej towarzysze i ja rzuciliśmy się po pierwszy pojemnik ze stenami i opatrunkami; w drugim był tytoń, materiały wybuchowe i granaty. Mieliśmy właśnie otwierać trzeci, gdy usłyszeliśmy gwizdek. - To oni! - krzyknšł wartownik. Pośpieszcie się - rozkazał nam Maxime. Zdołaliśmy załadować zawartość czwartego pojemnika na furgonetkę. Maxime wydał nam rozkaz wycofywania się w chwili, gdy Niemcy zaczynali do nas strzelać. Przedostaliśmy się do obozowiska partyzantów w Duras i następnego dnia dowiedzieliśmy się, co stało się z naszymi czterema towarzyszami. Jean nerwowo zacišgnšł się papierosem, który już zgasł. L~ea zapaliła mu następnego. Bezdźwięcznym głosem podjšł swš opowieść: "Maxime został na miejscu akcji z Rogerem Mannieu, Jeanem Clav~e i Elie Juzanxem, by osłaniać nasz odwrót. Ustawili karabin maszynowy pomiędzy dwoma pojemnikami i dzięki zrzuconej amunicji ostrzeliwali teren. Niemcy odpowiadali na ich ostrzał, lecz się nie pokazywali. Pomimo spustoszenia, jakie czynił karabin maszynowy, czterech policjantów dopuściło ich na odległość mniejszš niż czterdzieści metrów od naszych kolegów. Wszyscy zostali ranni i usiłowali uciekać, lecz było za późno. Więc zużyli do końca zapas amunicji: Niemcy ogłuszyli ich uderzeniami kolbš, i śmiali się, gdy te łajdaki z policji ich torturowali. Zdarli im paznokcie, pozrywali mięśnie, oskalpowali i w końcu nieszczęśni musieli zebrać resztki sił, żeby wykopać sobie groby. Z suchymi oczami L~ea patrzyła, jak Jean łka. - A co się stało potem? - Podpalili zagrodę Bry i ze śpiewem na ustach odjechali do Mauriac. Z ludźMi z oddziału w Duras zasadziliśmy się na przestrzeni około pięćdziesięciu metrów przy drodze do Blasimon. Ostrzelaliśmy z karabinów maszynowych i obrzuciliśmy granatami ich kwatery. Niemcy i policjanci padli na ziemię, żeby odpowiedzieć na nasz atak