Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Już przygotowałam się do walki, lecz spostrzegłam, że demon odwołuje niewolników. Na falującej równinie piętrzyły się stosy ciał, oświetlone niesamowitym blaskiem płonącego domostwa potwora. On zaś wrócił do swej poprzedniej postaci i warcząc oraz sycząc poprowadził swoich ludzi w ciemność, aż zniknęli mi z widoku. - Za łatwo się poddali - narzekała Polillo. - Dopiero się rozgrzewałam. - Nic się nie martw - odparłam, dysząc. - On tu jeszcze wróci. Wyczerpana, wspięłam się na pokład, prosto w serdeczne uściski gwardzistek. Wiwatowały i klepały nas po ramionach, wyciągając bukłaki pełne wina, byśmy mogły ugasić pragnienie. Przechyliłam naczynie i pociągnęłam solidny łyk, tak by wino wylało mi się z ust i popłynęło chłodną strugą po ciele. Zmęczenie umknęło przed strumieniem alkoholu. Poczułam się naprawdę świetnie. Wprawdzie nie odniosłyśmy wielkiego zwycięstwa, ale biorąc pod uwagę naszą sytuację, spisałyśmy się wspaniale. Przespałam kilka godzin i wstałam, wielce odświeżona i gotowa na następne spotkanie z demonem. Nie wątpiłam, że przybędzie, tym bardziej że mieliśmy doskonałą przynętę: jego ulubioną niewolnicę. Miała na imię Chahar i bynajmniej nie wyglądała na przerażoną porwaniem. Kazałam postawić na pokładzie namiot z tkaniny w kolorowe wzory i zaprowadzić ją tam na przesłuchanie. - Pożałujecie tego - powiedziała, wchodząc. - Mój pan Elam mnie kocha. Zapłacicie za to. Nie powiedziałam jej, że właśnie liczę na takie podejście ze strony jej ukochanego Elama. Wskazałam tylko kilka miękkich poduszek, które rzuciłam na pokład, by branka miała na czym oprzeć gołe, tłuste pośladki. Polillo stanęła tuż obok niej, marząc, aby do wydobycia zeznań z tej kobiety niezbędne stało się zadawanie bólu. Prześladował ją, podobnie jak mnie samą, obraz potworności widzianych w zamku demona i naturalnie pragnęła zemsty za tych wszystkich zamęczonych mizeraków. - Daj mi tę tłustą dziwkę na małe pół godzinki - warknęła. - Wypluje z siebie flaki albo jej sama wytnę i porobię z nich kiełbasy na kolację. Chahar odsunęła się od niej ze strachem. Mrugnęłam do Polillo i powiedziałam: - Nie powinniśmy się chyba tak śpieszyć. Być może myliliśmy się co do lorda Elama. Gamelan, obecny przy przesłuchaniu, podchwycił wątek. - Na pewno masz rację, kapitanie Antero - oświadczył. - Rzeczywiście mogliśmy źle ocenić lorda Elama. Może on rzeczywiście jest dobrym panem, który dobrze nas potraktuje, jeśli mu będziemy posłuszni. - Ach, naturalnie - powiedziała Chahar. - On naprawdę potrafi być dobry. Tylko czasem się gniewa, ale to dlatego, że jest taki smutny. - Smutny? - spytał Gamelan. - Dlaczego taki potężny pan miałby być smutny? - Jest samotny, bo nie może wrócić do domu - odparła. - Ach, tak... Opowiedz nam o tym coś więcej, moja droga. A przez ten czas porucznik Polillo przyniesie ci coś do jedzenia. Po tych wszystkich strasznych przejściach na pewno bardzo zgłodniałaś. - No cóż, zjadłabym odrobinę - zgodziła się, pokazując dwoma paluszkami, jak niewiele jej potrzeba. - Byłabym niegrzeczna, odmawiając. Polillo uniosła się gniewem, ale ponownie do niej mrugnęłam i wściekły grymas na jej twarzy zmienił się w uśmiech - na tyle, na ile potrafiła się do niego zmusić w tych okolicznościach. Był to więc raczej grymas, wykrzywiający usta. Wyszła, by spełnić moje polecenie. Usiadłam na pokładzie obok Chahar i gawędziłam z nią o różnych nic nie znaczących sprawach aż do powrotu Polillo. Zrozumiała o co mi chodzi i z pomocą kilku gwardzistek przytaszczyła misy pełne najróżniejszego jadła. Chahar zanurzyła w nim obie ręce i wkrótce była brudna po uszy. Gdy doszłam do wniosku, że jest już na tyle ułagodzona, by złapać się na moją sztuczkę, podjęłam śledztwo. - Powiedziałaś przedtem, że twój pan nie może wrócić do domu. Dlaczego tak jest? Chahar eleganckim ruchem strzepnęła okruch przyklejony do dolnej wargi. - Bo się zgubił - odparła. - Widzisz, on nie jest stąd. Przybył z ... - pomachała ręką, szukając odpowiedniego słowa, ale nie znalazła. - Nie stąd. Nie z żadnego miejsca. Coś w tym rodzaju. - Chcesz powiedzieć, że jest z innego świata? - wtrącił Gamelan. -Tak. Nie z naszego świata. Z innego. Właśnie stamtąd jest. Tam jest jego dom. - Jak to się stało? - spytałam. - Noo... kiedyś mi to wyłożył, ale mnie jest ciężko tyle zapamiętać. Nie jestem za bardzo mądra. Nie wiele jest rzeczy, na których się znam. Tylko umiem zrobić, żeby mój Pan był szczęśliwy. Wiem, czego chce, nawet jeśli o to nie prosi na głos. Umiem zrobić, żeby był szczęśliwy, naprawdę. Dobrze to umiem. Gęste brwi Gamelana uniosły się nad niewidzącymi oczyma. - Jest jego faworytą - powiedział do mnie. - Och, tak! - rozpromieniła się Chahar - Jestem jego najlepszą faworytą ze wszystkich. Wiedziałam, że mistrzowi chodziło o coś innego; otóż ta kobieta służyła demonowi tak, jak pomniejsze demony służą naszym magom, na przykład ten maluch, który gotuje Gamelanowi i spełnia dla mnie różne drobne posługi. Ale nie powiedziałam tego, na głos, tylko pogłaskałam ją po głowie. - Na pewno tak jest, moja miła - uspokoiłam ją. - A teraz powiedz mi, proszę, jak to się stało, że lord Elam znalazł się w tak smutnym położeniu? - Na ile pamiętam, przyprowadził go tutaj zły czarownik. Znaczy się przy... przywołał go, to jest właściwe słowo. A ten zły czarownik był taki mocny, że mój pan nie potrafił sobie poradzić. I dlatego przyszedł. A ten czarownik kazał mu robić różne rzeczy. Ale maga zabili w jakiejś bitwie, a teraz mój pan nie wie, jak wrócić do domu. Zgubił się, wiesz? Jakieś dwieście lat temu