Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
W tym samym sklepie sprzedawano również akcesoria: czarne skórzane spodnie i kurtki, rękawice, buty z cholewami zapinane na zamek błyskawiczny i hełmy bezpieczeństwa z opuszczonymi ciemnymi osłonami przeciwsłonecznymi. Zakupił kompletne wyposażenie. Zaliczka w wysokości 20 procent ceny zapewniła mu motocykl, ale nie z natychmiastową dostawą. Zażądał zamontowania nad tylnym kołem bagażnika, a na nim pudła z włókna szklanego, zamykanego na zamek. Powiedziano mu, że będzie mógł zabrać maszynę za dwa dni. Z budki telefonicznej zadzwonił do agenta ubezpieczeniowego w Colchester i podał mu numer rejestracyjny B$m$w. Agent był pewien, że tymczasową trzydziestodniową polisę będzie miał gotową na następny dzień. Wyśle ją do hotelu Pod Wielkim Białym Koniem w Ipswich. Ze Stowmarket Pietrowski pojechał na północ do Thetford, miejscowości tuż za granicą hrabstwa Norfolk. Thetford nie odznaczało się niczym szczególnym poza tym, że leżało mniej więcej na interesującym go kierunku. To, czego poszukiwał, znalazł zaraz po lunchu. Na Magdalen Street, pomiędzy numerami 13 A i lokalem Armii Zbawienia, znajdowało się cofnięte od ulicy prostokątne podwórze, a na nim trzydzieści jeden zamykanych boksów garażowych. Na drzwiach jednego z nich wisiał napis "Do wynajęcia". Odnalazł mieszkającego w okolicy właściciela, wynajął garaż na trzy miesiące, płacąc gotówką i podając fikcyjne nazwisko i adres. Otrzymał klucz. Boks był mały, ale dla jego celów znakomity. Powiesił tam swoją skórę motocyklową, hełm i buty, a resztę popołudnia poświęcił na zakup w dwóch różnych sklepach dziesięciogalonowych plastykowych beczek. Napełnił je benzyną w dwóch różnych stacjach, a następnie ustawił w swym garażu. O zachodzie słońca wrócił samochodem do Ipswich, zawiadamiając recepcję hotelową, że wyprowadza się nazajutrz rano. Preston zrozumiał, że nudzi się śmiertelnie. Na nowym stanowisku był ledwie od dwóch dni, a spędził je na czytaniu dokumentacji. Siedząc przy lunchu w stołówce zaczął się poważnie zastanawiać nad przejściem na wcześniejszą emeryturę. Ale z tego wynikłyby aż dwa problemy. Człowiekowi czterdziestoparoletniemu nie jest łatwo znaleźć dobrą pracę. Tym bardziej, że jego ezoteryczna specjalizacja z trudnością mogłaby zostać zaliczona do nieodparcie interesujących wielkie korporacje. Drugą przyczynę niepokoju stanowiła jego lojalność wobec sir Bernarda Hemmingsa. Pracował w M$i#5 dopiero sześć lat, ale Stary był dla niego bardzo dobry. Lubił sir Bernarda i zdawał sobie sprawę, że są tacy, którzy tylko czekają, by chorującemu dyrektorowi generalnemu wbić nóż w plecy. Ostateczna decyzja co do wyboru szefów M$i#5 i M$i#6 należy w Wielkiej Brytanii do komitetu tak zwanych "Mędrców"