Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Na ogromnych ramionach chwiały się dwa olbrzymie, czarne skrzydła, a miast włosów roiły mu się na głowie węże, owijając się dookoła czoła z przeraźliwym sykiem. W jednej dłoni dzierżył zwój pergaminu, w drugiej zaś żelazny rysik. Wciąż łyskało się wokół niego, a powtarzające się uderzenia piorunu zdawały się oznajmiać koniec wszechrzeczy. Ambrozjo, przerażony zjawiskiem tak różnym od widoku, jakiego oczekiwał, wciąż wpatrywał się w szatana, niezdolny do przemówienia słowa. Pomruki grzmotu ustały i w lochu zapanowała głucha cisza. - Po co mnie tu wezwano? - ozwał się szatan głosem schrypłym i przytłumionym piekielnym oparem. 426 Zdało się, iż na ów dźwięk zadrżała cała natura. Gwałtowny wstrząs zakołysał ziemią i towarzyszyło mu nowe uderzenie gromu, głośniejsze i bardziej przerażające niźli poprzednie. Ambrozjo przez dłuższy czas niezdolny był odpowiedzieć na pytanie szatana. - Jestem skazany na śmierć - rzekł słabym głosem, a krew zastygła mu w żyłach na widok owego straszliwego gościa. - Ocal mnie! Wywiedź mnie stąd! - Czy wypłacisz mi się za moją przysługę? Czy odważysz się zostać poplecznikiem mojej sprawy? Czy gotów jesteś wyrzec się Tego, który cię stworzył, i Tego, który za ciebie umarł? Odrzeknij "tak", a Lucyfer stanie się twoim niewolnikiem. - Czy nie zadowolisz się niższą ceną? Czy nic nie zdoła cię zadowolić prócz mojej wieczystej zguby? Duchu! za wiele żądasz. Wyprowadź mnie przecie z tego lochu, Bądź moim sługą przez godzinę, a ja będę twoim przez tysiąc lat. Czy ci to nie wystarczy? - Nie, muszę mieć twoją duszę; musi być moją, i to moją na zawsze. - Nienasycony szatanie! nie skażę się na wieczne męki. Nie wyrzeknę się nadziei, iż pewnego dnia uzyskam przebaczenie moich win. - Nie wyrzekniesz się? A na jakich to urojeniach opierasz owe nadzieje? Krótkowzroczny śmiertelniku! Nędzny ludzki łachmanie! Czy nie jesteś winny? Czy nie jesteś pohańbiony w oczach ludzi i aniołów? Czy tak straszliwe grzechy mogą zostać odpuszczone? Czy żywisz nadzieję, że uda ci się wyrwać z mojej mocy? Twój los już jest przypieczętowany. Wszechwieczny cię opuścił. Naznaczony jesteś moim piętnem w księdze przeznaczenia; moim być musisz i moim będziesz. - To kłamstwo, szatanie! Nieskończone jest miłosierdzie Wszechmogącego i skruszony grzesznik spotka się z Jego przebaczeniem. 427 Moje zbrodnie są potworne, lecz nie wątpię o ich odpuszczeniu. Może gdy odbędę za nie stosowną pokutę... - Pokutę? Czy męki czyśćcowe zostały stworzone dla takich grzechów jak twoje? Czy łudzisz się, że twoje wykroczenie okupione zostanie modlitwami zabobonnych starców i próżniaczych mnichów? Ambrozjo, miejże, rozum! Musisz być moim. Skazany jesteś na ogień piekieł, lecz możesz go jeszcze uniknąć. Podpisz ten pergamin; wywiodę cię stąd i będziesz mógł spędzić resztę swych dni w szczęściu i na swobodzie. Wesel się życiem. Folguj sobie w każdej rozkoszy, do której nakłaniać cię będzie twoja pożądliwość. Ale pamiętaj, że z chwilą gdy twoja dusza opuści ciało, należy ona do mnie i nie dam się wyzuć z tego, co mi się słusznie należy. Mnich milczał, lecz wygląd jego wskazywał, iż słowa kusiciela trafiły na podatną glebę. Ze zgrozą myślał o wyłożonych mu przez czarta warunkach, Z drugiej strony, mniemał, że i tak skazany jest na potępienie - przez odrzucenie zaś pomocy szatana tylko przyspieszy męki, których nie będzie mógł żadną miarą uniknąć. Zły duch post-rzegł, iż Ambrozjo zachwiał się w swym postanowieniu. Ponowił nalegania i usiłował przełamać niezdecydowanie mnicha. Opisywał mu w najstraszliwszych barwach męki konania i tak skutecznie podżegał jego rozpacz i obawy, iż w końcu zmusił go do przyjęcia pergaminu. Potem wbił żelazny rysik, który trzymał w dłoni, w żyłę na lewej ręce Ambrozja. Było to głębokie ukłucie i rysik natychmiast spłynął krwią, a przecie Ambrozjo nie odczuł żadnego bólu. Czart włożył mu rysik do drżącej dłoni. Nieszczęśnik położył pergamin przed sobą i gotował się do złożenia na nim podpisu. Nagle wstrzymał dłoń; cofnął się raptownie i rzucił rysik na stół. - Cóż czynię! - zawołał. - Potem, zwracając się do szatana ze zrozpaczonym obliczem, rzekł: - Zostaw mnie! Odejdź! Nie podpiszę tego pergaminu. 428 - Głupcze! - krzynął zawiedziony szatan, rzucając nań tak rozwścieczone spojrzenie, iż groza przeniknęła duszę mnicha. - A więc tak sobie ze mną igrasz? Idź tedy precz! Szalej w męczarniach, konaj na torturach, a potem dowiedz się, jak daleko sięga wieczyste miłosierdzie! Lecz strzeż się, byś mnie drugi raz nie okpił! Nie wzywaj mnie więcej, chyba że postanowisz przyjąć moje usługi. Przywołaj mniej raz jeszcze tylko po to, by mnie znów kapryśnie odprawić, a te oto szpony rozedrą cię na tysiące kawałków. Rzeknij raz jeszcze, czy podpiszesz cyrograf? - Nie podpiszę. Zostaw mnie. Idź precz! Natychmiast posłyszano straszliwy huk gromu, ziemia znów gwałtownie zadrżała, lochy rozbrzmiały przeraźliwym wrzaskiem i czart umknął wśród bluźnierstw i złorzeczeń. Z początku mnich radował się, iż oparł się fortelom kusiciela i zatriumfował nad wrogiem ludzkości, lecz w miarę jak nadciągała godzina kary, znów ożyła w sercu Ambrozja dawna trwoga. Chwilowe przyciszenie lęku dodało mu tylko nowej mocy. Im bardziej zbliżał się oznaczony czas, tym bardziej trwożył się stanąć przed tronem Boga. Wzdrygał się na myśljak rychło musi pogrążyć się w nieskończoności, jak rychło spotka się twarzą w twarz ze swoim Stworzycielem, którego tak ciężko obraził. Dzwon oznajmił północ. Był to znak, iż wnet powiodą Ambrozja na stos. Kiedy przysłuchiwał się pierwszemu uderzeniu zegara, krew zmroziła mu się w żyłach. Słyszał, jak każde następne uderzenie zapowiada śmierć i tortury. Już się spodziewał, iż ujrzy łuczników wkraczających do celi, i w chwili gdy ustały uderzenia dzwonu, chwycił w porywie rozpaczy czarnoksięską książeczkę. Szybko ją otworzył, odszukał siódmą stronicę i jakby obawiając się jakiegoś momentu zastanowienia, spiesznie odczytał owe fatalne wiersze. I znowu przed drżącym Ambrozjem stanął Lucyfer, a pojawieniu się jego towarzyszyły poprzednie okropności. 429 - Przyzwałeś mnie - rzekł Zły