Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Nadstawił ucha, ale dźwięk nie powtórzył się. Pewno zwęszyły królika – pomyślał, wracając do przerwanej roboty. Gdzieś za wolierą Ropuch szurał łapami, raz i drugi brzęknęło wiadro. Potem zapadła cisza, nawet zmory jakoś się uspokoiły. Usłyszawszy znienacka za plecami jakiś szelest, Zaród odwrócił się i zamarł. Szmaragdowozielone, lekko skośne oczy wpatrywały się w niego z hipnotyczną siłą. – Nie bój się – powiedziała nieznajoma. Coś w jej głosie przeczyło słowom. Dozorca ukradkiem namacał za plecami stylisko wideł. Jasnowłosa kobieta szepnęła kilka słów, marszcząc brwi i ręka Zaroda opadła. Nie masz powodu, żeby się mnie obawiać. Bądź grzecznym chłopcem, a nie spotka cię krzywda. Jego umysł nie zarejestrował tego przekazu, ale to nie było konieczne. Odmieniec przestał myśleć o czymkolwiek; w zamian zagapił się z otwartymi ustami na nieznajomą, zauważając naraz mnóstwo nic nie znaczących szczegółów. Wymuskana i elegancka. Żadnych ozdób, pudru czy barwiczki, ale za to nienagannie czyste, rozczesane włosy, czarna, obszyta srebrem peleryna i błyszczące buty z cholewami. Widoczny w wycięciu lekko rozsznurowanego kaftana kołnierz koszuli był śnieżnobiały. – Macie tu topielki – stwierdziła, nie zapytała. Przytaknął skwapliwie. – Zaprowadź mnie do nich. Szukam kogoś, kto został ranny na arenie. – Kogo? W zbiornikach pływa takich kilku... Wyjaśniła krótko. Dozorca zawahał się. Bieluń skoncentrowała się, mocniej zaciskając sieć zaklęcia. Przysłał mnie Helshor. Niczego nie podejrzewasz. Bądź posłuszny. – Wedle życzenia... pani. – Zaród przełknął ślinę. Nieco chwiejnym krokiem zagłębił się między klatki. Usłyszała, jak kogoś głośno nawołuje. – E! Ropuch, zarazo jedna, gdzie się podziewasz? Chodź no tu! Zaprowadzisz wielmożną do topielek! Czekała cierpliwie, choć miała ochotę się odwrócić i wyjść czym prędzej na świeże powietrze. Cały ten budynek ją mierził, ale już menażeria szczególnie, poczynając od bestii w klatkach, a skończywszy na zapachu, czy raczej smrodzie odchodów, brudu i krwi. O podłogę zaplaskały błoniaste łapy. Z bocznych drzwi wynurzył się zdyszany pomocnik, dźwigając na ramionach koromysło z pełnymi wody wiadrami. Zamienili z Zarodem kilka słów, po czym ten pierwszy wrócił do przerwanej pracy, zaś Ropuch porzucił wiadra i z widoczną obawą zbliżył się do Bieluń. – Od Helshora? – spytał; zdziwiła się, że mówił zrozumiale, bo z tej sięgającej od ucha do ucha gęby spodziewała się w najlepszym razie bełkotu. Skinęła głową. Nie zadawał dalszych pytań. Zdjął ze ściany latarnię i pęk kluczy, po czym poprowadził ją długim, pozbawionym okien korytarzem. Wyszli na podwórze. Odmieniec odryglował drzwi największej z szop. Zaraz po przekroczeniu progu Bieluń kaszlnęła, zasłaniając rękawicą usta. Zwalczyła w sobie chęć, żeby odwrócić się i wybiec. Przez otwarte klapy w dachu przedostawał się chłodny wietrzyk, ale niewiele to pomagało. Odór unoszący się ze zbiorników prawie uniemożliwiał oddychanie. Wspięli się na pomost. Żabowaty ukląkł nad pierwszym z brzegu pojemnikiem i cicho zagwizdał. Mętna toń zafalowała, jakby coś dużego poruszyło się na jej dnie. Bieluń wstrzymała oddech. Pod powierzchnią płynu zarysował się podłużny ciemny kształt. Odmieniec ujął bosak, zahaczył za ubranie i sprawnie przyciągnął ciało do brzegu. – To ten? – spytał rzeczowo. Tłumiąc obrzydzenie, Bieluń przyklękła, odgarnęła z twarzy tego kogoś zlepione strąki włosów. Miał zamknięte oczy, skórę tak szarą, jakby cała krew wyciekła z żył, usta i nos zaklejone jakąś mleczną, opalizującą mazią. Na szyi widniały fioletowe ślady ukąszeń. Rozpoznała go tylko po bliznach. Skinęła na odmieńca. – Wyciągaj. Żabowaty aż się żachnął. – Przecie nie dam rady! Musi pani sama... Miała szczerą ochotę zrobić pokurczowi krzywdę, ale pohamowała się. Były pilniejsze sprawy. Zaciskając zęby, złapała mocno za kołnierz czarnego płaszcza. Wytężywszy siły, zdołała jakoś wywlec ciało na pomost. Do pioruna! Masz szczęście, że jesteś mojego wzrostu i chudy. Ze wstrętem wytarła rękawice w pelerynę, a dopiero w drugiej kolejności osuszyła rękawem czoło