Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Harpie porywały mu i zanieczyszczały potrawy, póki ich nie odpędzili synowie Boreasza. – A dajcie no temu kamratowi coś do przepłukania gardła! Podjął ten dowcip zaraz pan: – Nie taki to głupi – powiada – ten twój żart, hultaju. Bardzo to bowiem być może, że nasz kamrat całkiem nie pogardzi także szklanicą miodku. Hej, chłopcze – krzyknął – wyszoruj no jak się patrzy ten zloty roztruchan, napełnij miodem i podaj memu pieczeniarzowi, a zarazem zwróć mu uwagę, że ja pierwszy wypiłem na jego zdrowie. Za czym oczekiwanie wszystkich biesiadników doszło do szczytu. Ja zasię, całkowicie nie zmieszany, zaokrągliłem spokojnie i – powiem – z pewnym wdziękiem końce warg na kształt języka i ogromny ten kielich jednym łykiem wychyliłem. Podniósł się jeden wielki huczek: wszyscy wznosili moje zdrowie. [17] Wreszcie pan, okrutnie rozbawiony, woła tych niewolników, co mnie byli kupili, i każe im zwrócić poczwórną moją cenę, mnie zaś samego oddaje jednemu swemu ulubionemu wyzwoleńcowi, człekowi dość majętnemu, troskliwie mu mnie polecając. Ów wyzwoleniec obchodził się ze mną dość dobrze i po ludzku, ą chcąc się panu swemu przypodobać, starał się bardzo bawić go moimi zmyślnościami. Nauczył mnie tedy naprzód legać przy stole na łokciu, potem mocować się, a nawet tańcować na zadnich nogach i, co się zdawało najdziwniejsze, odpowiadać skinieniem na słowa, tak mianowicie, że gdy czego nie chciałem, odwracałem głowę, gdy chciałem, skłaniałem ją; gdy miałem pragnienie, spoglądałem na podczaszego i mrugałem raz jedną, raz drugą powieką, tą modłą napitku żądając. Posłuszeństwo w tych sprawach nie kosztowało mnie najmniejszego wysiłku, ile że – rozumie się – potrafiłbym to wszystko zrobić, choćby mi nie pokazywano. Bałem się jednak, żeby – jeślibym tak bez nauki jadł całkiem jak człowiek – nie uważano mnie powszechnie za jakieś złowróżbne zjawisko i aby mnie jako potwora i złe dziwo nie zarżnięto i nie rzucono sępom na smaczną zakąskę. A już się po ludziach rozeszła wieść o mnie i pan mój, dzięki mym niezwykłym sztukom, stał się głośny i sławny. Pokazywano go sobie palcami: ten ci to jest, który ma takiego osła kamrata i współbiesiadnika, osła zapaśnika, osła tancerza, osła głos ludzki rozumiejącego i wyrażającego myśli swe na migi! [18] Ale naprzód muszę wam opowiedzieć – co powinienem był zrobić na początku, ale zrobię przynajmniej teraz – kto i skąd był mój pan. Tiazusą – tak się bowiem nazywał – ojczyzną był Korynt, stolica całej prowincji achajskiej. Piastował on, jak go do tego upoważniało jego pochodzenie i osobista wartość, stopniowo wszystkie mniejsze urzędy i był wyznaczony na pięcioletnie wysokie urzędowe stanowisko; ażeby zaś godnie uświęcić objęcie swego urzędu, zapowiedział trzydniowe igrzyska z walkami gladiatorów. Ale że hojność jego sięgała jeszcze dalej, a także ponieważ na rozgłos publiczny bardzo był łasy, przybył w tym czasie nawet do Tesalii, aby tu zakupić jak najpiękniejsze zwierzęta i sławnych gladiatorów, i już wszystko wedle planu załatwiwszy i zakupiwszy wybierał się z powrotem do domu. Teraz jednak rzucił owe swoje wspaniałe rydwany, zostawił piękne powozy i karoce częścią kryte, częścią otwarte, które wlokły się próżne w ogonie taborów, zostawił nawet konie tesalskie i różne inne zwierzęta galijskie – rasowe i takie drogie – a tylko mnie stroił w złote rzędy i malowane siodła, i purpurowe czapraki, i wzorzyste pasy, i dzwoneczki srebrzyście dzwoniące, i sam mnie dosiadał, i nierzadko zagadywał strasznie przyjacielsko, i mawiał – prócz wielu innych takich rzeczy – jak mu to jest miło, iż ma we mnie równocześnie i podjezdka, i kamrata przy stole. [19] Skoro zasię po długiej lądowej i morskiej przeprawie przybyliśmy do Koryntu, ściągać się jęły tłumy ludu, nie tyle, jak mi się widziało, by uczcić osobę Tiazusa, ile z żądzy ujrzenia mojej osoby. Bo nawet tam doszedł rozgłos o mnie tak niezmierny, iż stałem się niemałego zysku źródłem dla owego wyzwoleńca, mego opiekuna. Ten bowiem widząc, jak tłumy ludzi cisnęły się w okrutnej chętce, żeby figle moje zobaczyć, zamknął drzwi na zaworę i wpuszczając pojedynczo, po jednemu, brał niemałe wstępy i tak sobie co dzień ładne pieniążki stale ciułał. [...] [20-28] [...] [29] [...] Ale oto nadszedł dzień przeznaczony na igrzyska: z uroczystą okazałością wiodą mnie w tłumie pod zagrodzenie areny. A ponieważ początek widowiska poświęcony był igrzyskom teatralnym i tanecznym, ja przez ten czas przy bramie pozostawiony przypiąłem się całym pyskiem do pysznej trawki, wschodzącej właśnie u wejścia do cyrku; podczas tego zaś łypałem przez otwartą bramę na widowisko ciekawymi ślepiami i pasłem je wielce wdzięcznym ich widokiem. Oto chłopcy i dziewczęta, młódź jak kwiecie świeżo rozkwitłe, o kształtach uroczych, w świetnych strojach, zachwycająca giętkością ruchów, szła do tańca greczyńskiego, pirryką zwanego, i w składne szyki ujęta, barwne zataczała korowody. Giął się ten zastęp już to w krąg kolisty, już to wiązał w ukośnie do siebie nachylone poczty, a rozszczepiał w czworoboki i strzępił w luźne gromady