Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

O godzinie 3 zaBadowano nas na barki, a o 5 zaokrtowano na  ABdan", statek jakie[ 5000 ton. Co to mo|e znaczy? ABdan?  podobno jest to nazwa du|ej rzeki na Syberii, dopBywu Leny.  Bilet" na wyruszenie w podró| statkiem oznacza dBu|sze czekanie ni| zazwyczaj na kolei, czekamy te| do godziny 21, na szcz[cie jest nie bardzo ciasno. 230 13-go o godzinie 3 po poBudniu przyjechali[my do Archangielska, prdzej ni| przypuszczali[my. WyszedBem na pokBad. Wida las, miasto, ludzie si kpi w Dzwinie. Jest ciepBo. Cieszymy si, |e wracamy z odcitego od [wiata póBwyspu Kola. 14-go jeszcze siedzimy na statku. Nie dali je[, karmienie ludzi podczas transportu morzem to bur|uazyjny przesd, mówi z pogard. 15-tego znów nic nie ma do jedzenia. Robimy awantur, lecz to wcale nie pomaga. Zaczynamy wic [piewa, czego Moskale dziwnie nie mog znie[, wkrótce te| daj nam troch kwa[nej kapusty, ryb i chleba. Pragnienie drczy, lecz boimy si pi, surowa woda z t kapust i rybami to troch niebezpieczna mieszanina. 16-go po poBudniu wyszli[my na ld, na zachodni brzeg Dzwiny. Wida na drugim brzegu miasto, tramwaje. Tu tylko drewniane baraki i uliczki wyBo|one deskami, a w oddali wie|yczki stra|nicze kilkunastu obozów. Wpychaj nas do maBej klatki otoczonej parkanem i na wierzchu drutem kolczastym. W goBbnikach, to jest wie|ach stra|niczych, stoj |oBnierze NKWD, a nie strieB-ki jak w Ponoje czy MurmaDsku. Pakuj trzystu ludzi do baraku, co zmusza nas do spania na trzy zmiany. Niektórzy próbuj dosypia na dworze, na wilgotnej trawie. Obóz ma wszystkiego 50 na 50 metrów i po przybyciu reszty transportu jest tu nas okoBo 2500. Dali troch gorcej herbaty i to jest caBe dzisiejsze po|ywienie. 17 lipca. O 3 rano dali herbat i pierwsz gorc straw. Urzdzamy awantur, a gdy to nie pomaga, [piewamy wydzierajc si co siB w pBucach. Krzyki i [piewy odzywaj si równie| w ssiednich obozach. ZaczB si ruch. Moskale biegaj jak optani. Otworzyli gwaBtownie bram i porwali kilku najbli|ej stojcych. 18-go poczto nas karmi, 700 gramów chleba i dwa razy dziennie po wier litra zupy. Zmiesznie to maBo, lecz smakuje nam niezwykle, bo gotuj j na szynce, w wiadrze na dwudziestu znajduje si kilkana[cie kawaBeczków misa. Wyjmujemy je uroczy[cie na misk, najpierw dzielimy zup, a potem te kawaBeczki jako drugie danie. W nocy ci, co nie maj miejsca do spania, zibn. Wyrywamy deski z ustpów i z pBotu dzielcego nas od ssiedniego obozu 231 i palimy ognisko. W dwie noce ku rozpaczy bolszewików caBy pBot zniknB. WyBy syreny na alarm lotniczy, lecz nie byBo wida |adnych samolotów. Poszli[my do portu nosi worki z chlebem i nareszcie, cho raz, si najedli[my