Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Wspomniałem już o wysokiej na stopę osłonie, która otaczała podstawę; teraz zobaczyłem, że osłona jest uniesiona nad ziemią, a machina stoi nie na kołach, jak przypuszczałem, ale na nogach! Były płaskie i szerokie, w kształcie stóp słonia, lecz znacznie większe; z wgłębień, które pozostawiały na drodze, mogłem wywnioskować, że spody tych stóp muszą być żłobkowane w celu uzyskania dobrej przyczepności. Uświadomiłem sobie, że to właśnie dzięki takiej konstrukcji stóp forteca utrzymuje się mniej więcej w poziomej pozycji na pochyłej drodze. Na przodzie fortecy przymocowane było urządzenie podobne do cepa: składało się ze zwojów ciężkiego łańcucha przymocowanego do bębna, który wysunięto na dwóch metalowych ramach przed dziób fortecy. Bęben był zawieszony nad ziemią, tak iż łańcuchy wisiały w powietrzu jak baty woźniców i dziwnie pobrzękiwały w czasie jazdy fortecy, ale najwyraźniej można go było opuszczać, by łańcuchy uderzały o ziemię, gdy pojazd posuwał się naprzód. Nie potrafiłem zgłębić przeznaczenia tego urządzenia. Zatrzymaliśmy się jakieś dziesięć jardów przed tępym czubem machiny. Strzelcy ciągle mierzyli do nas z karabinów. Zbłąkany wietrzyk przywiał do nas obłok pary. Byłem głęboko przerażony ostatnimi wydarzeniami, których nie pamiętałem. Wydawało się, że teraz nawet moja przeszłość już nie jest pewna i stabilna: nawet ona mogła się zmieniać zgodnie z kaprysami Podróżników w Czasie! Nie miałem dokąd uciec przed skutkami wywieranymi przez wehikuł czasu: to było tak, jakby z chwilą wynalezienia tej machiny jej odgałęzienia sięgały w przeszłość i przyszłość niczym fale powstałe po wrzuceniu kamienia do spokojnej rzeki czasu. - Sądzę, że jest brytyjski - odezwał się Moses, przerywając moje rozmyślania. - Co? Dlaczego pan tak myśli? - Czy ten znak nad osłoną to nie przypadkiem emblemat pułkowy? Przyjrzałem się dokładniej; widocznie Moses miał ostrzejszy wzrok ode mnie. Nigdy nie interesowały mnie zbytnio militaria, ale wyglądało na to, że Moses może mieć rację. Teraz odczytywał inne, czarne napisy namalowane szablonem na tym groźnym kadłubie. - "Środki bojowe" - odczytał. - "Wlot paliwa". Pochodzi albo z kolonii brytyjskich, albo z Ameryki, i przybył z niedalekiej przyszłości, w której język nie uległ zbyt dużej zmianie. Rozległ się dźwięk metalu trącego o metal. Zobaczyłem, że umieszczone z boku koło obraca się. Gdy zostało całkowicie obrócone, otworzył się właz - jego wypolerowane, metalowe obrzeże lśniło na tle ciemnego kadłuba - i dostrzegłem mroczne wnętrze, które przypominało jaskinię ze stali. Spuszczono drabinkę sznurową, po której zszedł jakiś żołnierz i ruszył drogą w naszym kierunku. Miał na sobie ciężki, jednoczęściowy, brezentowy strój, który był rozpięty pod szyją i zobaczyłem podszewkę z materiału w kolorze khaki. Żołnierz miał na ramionach olbrzymie, metalowe epolety. Nosił czarny beret, do którego przyczepiono z przodu emblemat pułkowy. Z przodu zwisał mu pistolet w parcianej kaburze; nad tym miał woreczek, najwidoczniej na amunicję. Dostrzegłem, że kabura jest otwarta, a żołnierz ani na moment nie oddala od niej rąk w rękawicach. I - co najdziwniejsze z tego wszystkiego - twarz żołnierza oraz głowa pod beretem ukryte były pod bardzo niezwykłą maską, która posiadała szerokie, przyciemnione gogle oraz zakrywający usta pysk podobny do muszej trąbki. - Na wielkiego Scotta! - szepnął do mnie Moses. - Co za wizja. - Zaiste - powiedziałem ponuro, gdyż od razu zrozumiałem znaczenie tego stroju. - Ma kombinezon, który go chroni przed gazem... Widzi pan? Ani jeden cal kwadratowy jego ciała nie jest odsłonięty. A te epolety mają go chronić przed strzałami, być może nawet zatrutymi. Ciekaw jestem, jakie inne warstwy ochronne ma na sobie pod tym grubym brezentowym skafandrem. W jakimż to stuleciu ludzie uważają za konieczne wysyłać takie zwierzę ludzkie w przeszłość do niewinnego roku 1873? Moses, ta forteca przybywa do nas z bardzo mrocznej przyszłości, przyszłości pogrążonej w wojnie! Żołnierz podszedł do nas trochę bliżej. Urywanymi słowami - które przytłumione były przez maskę, lecz poza tym tonem całkowicie charakterystycznym dla oficerów - rzucił nam wyzwanie w języku, którego z początku nie rozpoznałem. Moses pochylił się w moim kierunku. - Powiedział to po niemiecku! I to z cholernie kiepskim akcentem. O cóż, u licha, w tym wszystkim chodzi? Wystąpiłem z uniesionymi rękami. - Jesteśmy Anglikami. Rozumiesz? Nie widziałem twarzy żołnierza, ale odniosłem wrażenie, że w jego postawie dostrzegam oznakę pewnej ulgi. Jego głos brzmiał młodo. Uświadomiłem sobie, że jest to młody człowiek schwytany w sidła wojny. - No dobrze - powiedział energicznie. - Proszę za mną. Wydawało się, że nie mamy większego wyboru. Młody żołnierz stanął obok fortecy, trzymając ręce na kolbie pistoletu, kiedy wchodziliśmy po drabince do środka. - Proszę mi powiedzieć jedną rzecz - zagadnął Moses żołnierza. - Do czego służy to urządzenie z łańcuchami i bębnem z przodu pojazdu? - To przeciwminowy cep - odparł zamaskowany jegomość. - Przeciwminowy? - Gdy "Raglan" porusza się do przodu, łańcuchy uderzają w ziemię. - Zademonstrował to przy pomocy rąk w rękawicach, choć przez cały czas bacznie obserwował Mosesa. Najwidoczniej był Anglikiem i myślał, że my możemy być Niemcami! - Widzi pan? Chodzi o to, żeby zdetonować zakopane miny, zanim na nie najedziemy. Moses to przemyślał, po czym wszedł za mną do fortecy. - Czarujący przykład brytyjskiej pomysłowości - powiedział do mnie. - I spójrzcie tylko na grubość tego kadłuba! Kule ześlizgiwałyby się po tym poszyciu jak krople deszczu. Z pewnością tylko działo polowe zdołałoby powstrzymać takiego potwora. Ciężki właz został zasunięty za nami; zamknął się z głuchym odgłosem i został uszczelniony za pomocą gumowych nakładek. W ten sposób zostaliśmy odcięci od światła dziennego. Odprowadzono nas na środek platformy, która biegła wokół wnętrza fortecy