Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Kiedy zaś olbrzymia tylna łapa spoczęła na piersi profesora, przyciskając go do ziemi, ten wrzasnął z przerażenia. Uniósł ręce i zawołał: - Ty sukinsynu! W tej samej chwili gigantyczny łeb znowu się pochylił, błysnęły ostre zęby w rozwartej paszczy. Ten ruch był powolny, płynny, niemalże delikatny. Ale gdy paszcza się zamknęła, tyranozaur gwałtownym szarpnięciem poderwał głowę do góry. Baselton wrzasnął histerycznie. Równocześnie Dodgson spostrzegł, że to, co zwisa spomiędzy zwartych szczęk dinozaura, to oderwana ręka człowieka. Metalowa bransoletka zegarka jaskrawo błyszczała w promieniach słońca. Profesor darł się wniebogłosy. Ów wrzask w połączeniu z przerażającym widokiem sprawił, że Dodgson oblał się zimnym potem. Odwrócił się na pięcie 229 i dał nura między drzewa. Przejęty grozą uciekał w stronę samochodu, w kierunku jedynej bezpiecznej kryjówki, byle dalej od tego przeklętego gniazda. Nie mógł się opanować. Kelly i Arby równocześnie odwrócili głowy od monitora. Dziewczynie serce podeszło do gardła, nie mogła na to patrzeć. Ale z głośnika wciąż dolatywały przeraźliwe wrzaski mężczyzny, leżącego na polanie i rozszarpywanego przez tyranozaura. - Wyłącz to! -jęknęła. Po chwili zapadła cisza. Kelly westchnęła głośno i wtuliła głowę między ramiona. - Dzięki - szepnęła. - Nic nie zrobiłem - odpowiedział Arby. Dziewczyna z powrotem zerknęła na ekran i znów szybko odwróciła głowę. Drapieżnik rozrywał ofiarę na strzępy. Kelly przeszył dreszcz grozy. W furgonie panowała napięta cisza. Tylko cicho popiskiwały włączone urządzenia elektroniczne, a w rurach pod podłogą bulgotała woda. Z zewnątrz dolatywał ledwie słyszalny szum wiatru poruszającego wysoką trawą na polanie. Kelly poczuła się nagle całkowicie osamotniona, zagubiona na tej bezludnej wyspie. - I co teraz zrobimy, Arb? Chłopak nie odpowiedział. Poderwał się nagle z krzesła i pobiegł do łazienki. - Wiedziałem - mruknął Malcolm, z przejęciem wpatrując się w ekran monitora. - Byłem pewien, że ściągną na siebie nieszczęście. Chcieli wykraść jaja... Patrzcie! Oba tyranozaury wybiegają z polany! - Wdusił klawisz krótkofalówki i zawołał: - Arby! Kelly! Jesteście tam? - Tak... - odpowiedziała zduszonym głosem dziewczyna - ale... Explorer zjeżdżał już z krawędzi grzbietu okalającego dolinę, zbliżali się do gniazda tyranozaurów. Thorne kurczowo zaciskał palce na kierownicy. - Tylko tego nam było trzeba - warknął. - Słyszysz mnie, Kelly?! - nawoływał Malcolm. - Nie widzimy na ekranie, co tam się dzieje. Oba tyranozaury porzuciły swoje gniazdo! Kelly! Co tam się teraz dzieje?! Dodgson sprintem dopadł jeepa. Gdzieś po drodze zgubił baterię akumulatorów przypiętą do pasa, ale to go najmniej obchodziło. King stał przy masce samochodu, był spięty, blady jak ściana. Lewis wskoczył za kierownicę i uruchomił silnik. Od strony gniazda doleciał wściekły ryk tyranozaura. 230 - Gdzie jest Baselton? - zapytał King. - Nie miał szczęścia. - Co to znaczy? - Kurwa mać! To znaczy tyle, że nie miał szczęścia! - wrzasnął Dodgson, wrzucając bieg. Zawrócił prawie w miejscu i nabierając szybkości pojechał w górę zbocza. Za nimi ponownie rozległy się ryki, tym razem chyba obu dinozaurów. King siedział sztywno, trzymając wielkie cętkowane jajo na kolanach. - Może powinniśmy się go pozbyć - zaproponował nieśmiało, spoglądając na ścieżkę biegnącą prosto pod górę. - Ani mi się waż, do cholery! Ale King już opuszczał szybę. - Może przestaną nas ścigać, jak odzyskają jajo. - Nie! Zostaw je! Sięgnął w bok i chwycił Kinga za koszulę na piersi. Ścieżka była dość wąska, grunt silnie rozdeptany przez zwierzęta. Mimo to jeep stopniowo nabierał prędkości. Niespodziewanie jeden z tyranozaurów wypadł spomiędzy drzew przed nimi i stanął, tarasując drogę. Parsknął głośno. - Jezus, Maria... - jęknął Dodgson, przydeptując pedał hamulca. Tylne koła zabuksowały na błotnistym szlaku, lecz po chwili jeep się zatrzymał. Tyranozaur z rykiem ruszył w kierunku auta. - Zawracaj! - wrzasnął King. - Zawracaj! Ale Dodgson go nie słuchał. Pospiesznie wrzucił wsteczny bieg i zerkając przez ramię zaczął zjeżdżać tyłem ze wzgórza. Wciskał gaz do oporu, pędził wąską ścieżką na złamanie karku. - Zwariowałeś! - krzyknął piskliwym głosem King. - Zabijesz nas! Nie oglądając się Dodgson uderzył go w twarz wierzchem dłoni. - Zamknij mordę! Koncentrował się na prowadzeniu auta, które coraz szybciej mknęło tyłem w kierunku polany. Mimo że rozwijali maksymalną prędkość na wstecznym biegu, Dodgson był pewien, że tyranozaur może ich bez trudu dopędzić. Znaleźli się w kropce