Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Problem w tym, że tylko takim przekazem możemy się posłużyć. Z góry musimy przystać na jego hipotetyczny, cząstkowy i indywidualny charakter. W przekładzie na język poetyki oznacza to, że Herbert wyciąga najdalej idące wnioski z czasowego uwarunkowania, sytuacyjności oraz funkcjonalizmu każdej wypowiedzi. Dlatego twierdzenia w rodzaju: 226 Jednym z głównych motywów poezji Herberta jest przedstawienie rozpadu eschatologicznego świata [...]. Stawiany Niebiosom zarzut jest wspólny. Zapowiedziana przez Chrystusa w Ewangeliach, objawiona w wizjach Ezechiela i św. Jana powszechna zagłada nie przyniesie odkupienia i zbawienia8. - nie są uprawnione do czasu, kiedy odpowie się na pytanie: kto, w jakich okolicznościach i do kogo się zwracając taki zarzut stawia. Wbrew pozorom sprawa nie sprowadza się jedynie do zręcznego operowania liryką roli czy liryką maski, co gruntownie i subtelnie opisali już Błoński i Barańczak. Otwarta bowiem pozostaje kwestia stopnia identyfikacji autora z postaciami, oraz strategii, jaka rządzi tymi zabiegami. A jest to szczególnie trudne, gdy dotyczy problematyki religijnej. Bo już najprostsze pytanie, jaki jest obraz Boga w wierszach Herberta, nastręcza cały szereg kłopotów. Poeta łączy bowiem ze sobą swobodnie rozmaite, historycznie zmienne - teologiczne, filozoficzne i artystyczne -wyobrażenia Przedwiecznego. Jawi się On nadto inaczej filozofowi i prostaczkowi, dziecku i dorosłemu. Wspólnym rysem tych wizerunków jest przecież oddalenie od spraw świata, obojętność na losy Stworzenia, wyniosłość i nieczułość. Nawet pobożne gesty kościelnej myszy nie poruszyły Boga, który "zajmował się w tym czasie uciszaniem oceanów" (Mysz kościelna). Zdaniem malarza, którego świat sztuki Jest dobry i pełen pomyłek" - pewnie oświeceniowy - "Pan Bóg kiedy budował świat marszczył czoło obliczał obliczał obliczał dlatego świat jest doskonały i nie można w nim mieszkać" (W pracowni). W Rozmyślaniach o ojcu bohater - którym może być, ale nie musi Pan Cogito (ta niepewność jest chyba celowo przez poetę zachowana) -rozpoznaje w Bogu Ojcu rysy groźnego i mało czułego ojca ziemskiego, a może i proroka; mowa o tym, że "prostował ścieżki" niczym św. Jan. Gdzie indziej nakładają się na siebie wyobrażenia starotestamentowego Jahwe z kościelną rzeźbą, jaką mógł oglądać mały chłopiec: jest to Bóg "w barokowym pałacu z marmurowych chmur na .tronie przerażenia z berłem śmierci" (Rozmyślania Pana Cogito o odkupieniu). Przedwieczny przebywa w niepojętym oddaleniu i milczy. Jeśli zaś komuś się wydaje, że usłyszał Jego słowa, to jest to najpewniej pokusa szatańska, podobna do tej, której został poddany Baruch Spinoza. Przynajmniej w wersji 227 podanej przez Pana Cogito. Na pytania filozofa "na temat natury człowieka", "o pierwszą przyczynę" i "o przyczynę ostateczną" rozmówca odpowiada tak, jakby mógł przemówić Kusiciel i tak zarazem, jakby mógł przemówić Bóg. Z jednej strony roztacza uroki życia doczesnego, chwali drobne nawet przyjemności, domaga się troski o ciało, radzi: "bądź przebiegły". Z drugiej -przestrzega przed "racjonalną furią od której upadną trony i sczernieją gwiazdy" oraz powiada, niby Chrystus: chcę być kochany przez nieuczonych i gwałtownych są to jedyni którzy naprawdę mnie łakną (Pan Cogito opowiada o kuszeniu Spinozy) Klęska filozofa zawiera się nie tylko w tym, że zanadto zawierzył rozumowi i logice. Jak pisze Józef Życiński: Bóg Spinozjańskiej refleksji jawi się jako abstrakcyjna substancja, najwyższa doskonałość i ostateczny Byt. Przeciętnym śmiertelnikom dość trudno jest kochać abstrakt i obracać się na horyzoncie noszącym niezatarty ślad nieskończoności. Dlatego też przeracjonalizowana myśl Spinozy wymagała rozwinięć uwzględniających rolę empirii i uczuć w naszej interpretacji świata9. Ale w tym miejscu pojawia się pułapka, którą zdaje się bagatelizować teolog, a którą dostrzega poeta. Czy zanadto uczłowieczony obraz Boga nie jest aby pokusą szatańską? Objawiający się Spinozie rozmówca bardziej przypomina zakłopotanego starca, niż Przedwiecznego: "gładził roztargniony brodę", "łamał palce", "chrząkał". Innymi słowy, Herbert przebiegając pamięcią i wyobraźnią różne, zmieniające się w ciągu dziejów, przedstawienia Boga - wyostrza, podobnie jak Szestow, zawartą w nich nierozwiązywalną sprzeczność. Bowiem albo się zakłada, że Bóg przekracza wszelkie możliwości pojmowania i wyobrażenia, jest zatem również poza ludzką oceną moralną, albo ma postać człowieczą, lecz zostaje wtedy narażony na wszystkie ziemskie ułomności. Pierwsza postać Boga nadaje całemu istnieniu solidne oparcie i wieczny porządek, ale utrudnia czy wręcz uniemożliwia uczuciowe doń zbliżenie, druga pozwala wprawdzie przekroczyć dystans dzielący Stwórcę od Stworzenia, lecz równocześnie stawia przed oczyma problem zła. Dylemat szczególnie bolesny i zasadniczy dla poety, który 228 łaknie ostatecznego Sensu, a zarazem pozostaje tak bardzo wyczulony na śmierć i cierpienie niewinnych