Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Gdzieś w dole piskliwy krzyk odbił się echem od ścian kanionu. Były to nawoływania ludzi-ptaków. Gallen uniósł rękę, nakazu- jąc pozostałym, aby się zatrzymali. Wychylił się za krawędź prze- paści. Widząc jego minę, wszyscy zrozumieli, że sytuacja jest groźna. Gallen cofnął się o krok i pokazał trzy palce. Trzech ludzi-pta- ków. Tallea popatrzyła na rękę Maggie. Świeża krew sączyła się z głę- bokiego rozcięcia na dłoni. Tallea skinęła dłonią, potem wskazała na swój nos i szepnęła: - Zapach krwi... Oni potrafią wywęszyć zapach krwi... Maggie zbladła. Ścisnęła ranę dłonią. Ceravanne wyjęła z pleca- ka kawałek białego materiału, który posłużył za bandaż. Po chwili wszyscy znów czołgali się wzdłuż drogi, tym razem jeszcze szybciej niż poprzednio. Minęli zakręt. Przeszli prawie pięć kilometrów, kie- dy nagle Gallen zatrzymał się. Z przepaści wyskoczył samotny czło- wiek-ptak, niesiony ciepłym prądem powietrza wiejącym z dna ka- nionu. Tallea i pozostali zamarli z przerażenia i przywarli do skały. Czło- wiek-ptak wzbił się w górę. Podobnie jak większość zwierząt, re- agował przede wszystkim na ruch. W pierwszej chwili nie zauważył czołgających się ludzi, gdyż znajdowali się w cieniu, a on - w peł- nym słońcu. Serce Tallei zabiło mocniej. Próbowała uspokoić swój od- dech, przywrócić normalne tętno, gdy tymczasem człowiek-ptak minął ich i pofrunął wzdłuż grzbietu góry, węsząc za zapachem krwi. Wtedy Gallen zerwał się na równe nogi i skinął na pozostałych. - Biegniemy! Orick ruszył pierwszy. Biegł w stronę żelaznych drzwi szybciej niż jakikolwiek człowiek. Tuż za nim pospieszyły Maggie i Cera- vanne. Tallea skoczyła naprzód tak gwałtownie, że naciągnęła jeden z go- jących się mięśni brzucha. Poczuła przeszywający ból, mimo to uda- ło jej się dobiec do celu w niecałe dwie minuty. Kiedy byli już blisko drzwi, Gallen krzyknął. Pociągnął Talleę w dół i wystrzelił tuż nad jej głową. Trzy metry nad nimi rozbłysła ognista kula, gorętsza niż jakikolwiek piec, i rozległ się przeraźliwy krzyk. Kiedy Kaldurianka odwróciła się, zobaczyła człowieka-ptaka z rozdziawioną paszczą, w której płonęła rozgrzana do białości plaz-ma ze strzelby Gallena. Człowiek-ptak spadł na drogę pięć metrów dalej i stoczył się w przepaść. Wszyscy pobiegli do drzwi. Tallea wychyliła się i zobaczyła na- stępnych ludzi-ptaków, frunących w górą i szukających przyczyny zamieszania. Było ich pięciu. Gallen przeskoczył nad rumowiskiem kamieni, lecz Ceravanne potknęła się o nie i przewróciła na swoich towarzyszy. Maggie chwyciła ją i niemalże poniosła dalej. Tharrinianka jęczała z bólu. Orick dopadł żelaznych drzwi i stanął, wpatrując się w nie. Tallea dostrzegła jakiś ruch. Przykucnęła, wyciągnęła miecz i za- machnęła się. Człowiek-ptak spadał prosto na nią, wprost z rozcią- gającego się w górze urwiska. Wyciągnął swoje długie szpony na końcach skrzydeł, chcąc porwać Talleę. Kaldurianka zadała cios, mając nadzieję, że miecz przetnie ciało wraz z kością. Jednak ostrze utkwiło w grubych fałdach skóry; Talłea, ku swemu zaskoczeniu, nie była w stanie utrzymać miecza. Człowiek-ptak zawył z bólu i przemknął obok; po chwili zawrócił i przysiadł na drodze. Miecz stoczył się w przepaść. Tallea wyciągnę- ła sztylet i rzuciła nim w potwora, który usiłował wstać. Stwór ryknął z wściekłością; był to krzyk tak głośny, że poruszył każdy kamień stro- mego urwiska. Człowiek-ptak ruszył za Tallea, kołysząc się niezdar- nie na cienkich nogach i wlokąc za sobą rozcięte skrzydło. Tymczasem Gallen i Orick dopadli drzwi. Ciągnęli razem za po- tężne klamki, lecz bez rezultatu. Dołączyła do nich Maggie, a potem Ceravanne i ciągnęli wspólnymi siłami. Kolejny człowiek-ptak wyłonił się zza skraju przepaści. Stanął przed Tallea, chcąc odciąć jej drogę do drzwi. Jednak Kaldurianka zdołała przemknąć pod jego skrzydłem i błyskawicznie dołączyła do pozostałych. Gallen wymierzył strzelbę zapalającą w ludzi-ptaków, stojących na drodze, zaledwie osiem metrów dalej. Kiedy wycelował, stwory zamarły w bezruchu. - Nie chcecie umierać! - krzyknął Gallen. Człowiek-ptak krzyknął piskliwie, wyciągając długą szyję i ob- nażając zęby. Przyglądał się Gallenowi inteligentnymi, czerwonymi jak rubiny oczami. - Odejdźcie natychmiast albo zginiecie! Stwory przyglądały mu się przez chwilę, posyłając wściekłe spoj- rzenia. Wreszcie podreptały niezdarnie na skraj przepaści, podnio- sły skrzydła i odleciały.- Kto powiedział, że nie można się dogadać z człowiekiem-pta- kiem? - zapytał Gallen, uśmiechając się do Ceravanne. W tym sa- mym momencie potężny głaz spadł i rozbił się u jego stóp. Tallea podniosła wzrok. Człowiek-ptak szybował w powietrzu, dwieście metrów nad nimi. Obok niego pojawił się drugi, niosąc ol- brzymi głaz. - Kryć się! - zawołał Gallen. Tallea rzuciła się do drzwi i pociągnęła za klamkę. - Zamknięte! - krzyknęła Ceravanne. - Potrzebujemy klucza. - Ale kto mógł je zamknąć? - zdziwiła się Maggie