Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Bardzo to lubię — i wątpię, żeby coś piękniejszego w tym rodzaju słyszeć albo pomyśleć można. Ten śpiew was ze mną połączy — z wielkim uniesieniem zawsze go słuchałem. Moja Sonata i Berceuza już wyszły. — A propos Berceuzy, na myśl mi przychodzi rodzaj osoby, co Ludwika by sobie życzyła; jakkolwiek są to trudne rzeczy, jednakże nie niepodobne — i nieraz już dowiadywałem się, i może się co znajdzie. — O Paryżu cóż wam mówić. Przed moim wyjazdem Hoffmanowa bardzo źle była — bali się o nią. Spodziewam się, że lepiej, bo mi Albert nic o tym nie pisał. Pisał mi tylko, co i dzienniki pisały bez wspomnienia nazwisk, o Wiktorze Hugo, któremu się podobny przypadek temu dwa tygodnie wydarzył. Mr. Billard (peintre d'histoire , nie bardzo zawołany), sam brzydki, miał ładną żonę, którą pan Hugo zbałamucił. Pan Billard zszedł żonę z poetą — tak że Hugo musiał aż temu, co go chciał aresztować, pokazać swój medal para Francji, żeby mu momentalnie dał pokój. Pan Billard proces rozpocząć chciał z żoną — ale się na cichej separacji skończyło. Hugo na kilka miesięcy raptem wyjechał na wojaż. Pani Hugo (jako wspaniała) wzięła pod swoją protekcję panią Billard; a Juliettę (sławna temu więcej jak 10 lat aktorka z teatru Porte St. Martin — którą Hugo od dawna utrzymuje mimo pani Hugo i dzieci swoich, i poezji o moralności familii), owa Julietta pojechała z nim razem. — Paryskie języczki kontente, że mają o czym mówić; bo też i zabawna historia; dodajcie do tego, że Hugo w piątym krzyżyku i zawsze wielce poważnego i wyższego nad cały świat przy każdej okazji udaje. — Donizetti przyjechał do Paryża, gdzie ma lato przepędzić i pisać nową operę. Donizetti, co napisał Lucia, Don Pasquale, La Favorita itd. — Lamartine z żoną jest tu w Néris — najbliższe stąd wody o pół dnia drogi — tam gdzie był Mery, który teraz zapewne jeszcze u Pri[e]snitza — od którego dawno wiadomości nie miałem. Tu, w Châteauroux, wielkie preparatywy na bal dla X-cia Nemours, który z żoną przejeżdża udając się do Bordeaux. Les sauvages indiens (Joways) już odjechali na okręcie „Le Versailles" z Hawru. Żona jednego z nich, który się zwał Shinta-yi-ga, petit loup, a ona Oke-wi-mi po indyjsku, a po francusku l'ours femelle qui marche sur le dos d'une autres, umarła (biedne stworzenie) du mal du pays — stawiają jej na cmentarzu Montmartre (tam gdzie i Jasio pochowany) pomnik. Przed samą śmiercią ochrzcili ją i pogrzeb się odbył w Magdalenie, w jej parafii; pomnik ma być szczególny, kompozycji pana Preault, dosyć znanego rzeźbiarza, i architekta pana Lassus. Pomnik ma być z kamienia, wokoło którego wije się kwiat z brązu aż do góry, gdzie go zrywa un fantôme (niby le mal du pays) przy tym bareliefy brązowe, gdzie są wyzłacane widoki ich montagnes rocheuses, brzegi Missouri itd., ich życie tamtejsze i wiersze pana Antony Deschamps. Spodziewam się, że wam nowin piszę. Powiedzcie Barteczkowi, że telegraf elektryczno-magnetyczny między Baltimore a Washingtonem daje nadzwyczajny rezultat. Często rozkazy dane z Baltimoru o 1-szej po południu są wykonane, i towary i pakiety gotowe na wyjazd o godz. 3-ciej z Washingtonu — a małe pakiety żądane o 41 — przyjeżdżają przez convoi de 5 h. o godzinie 71 z Washingtonu do Baltimoru. 75 mil angielskich — 25 francuskich, spodziewam się, że prędko!! Już rok, jakeśmy się widzieli z Jędrzejewiczostwem, także tak zeszło jak po drucie telegrafu elektrycznego! Jeżeli mój list się nie trzyma, to dlatego że co dzień jeden frazes napiszę. — Wczoraj mi Sol przerwała, żeby z nią grać na 4 ręce. Dzisiaj, żeby zobaczyć, jak drzewo ścinali, jedno z tych, co koło pawilonu, gdzie to Chaigne mieszkał — co w ogrodzie koło drogi — gdzie Jędrzejewiczostwo wysiedli. To drzewo zmarzło, więc trzeba było go zwalić. — Dostałem także listy z Paryża od Franchomma, od Panny de Rozieres, która mojego mieszkania dogląda. — Pisze mi Franchomme, że Habeneck jedzie do Bonn na ową inauguracją — że Liszt kantatę napisał, którą będą śpiewać pod Liszta dyrekcją — Spohr dyryguje wielkim koncertem, który wieczór dadzą. 3 dni muzyki będzie. — Także d propos pomników, Lessueurowi (muzykantowi) wystawią także w jego miejscu urodzenia, mieście Abbeville. Lessueur był kapelmistrzem NapoLéona (membre de l'Institut), profesorem w Konserwatorium. — P. Elsner go znał dobrze, dał list mi do niego, jakem do Paryża jechał. Bardzo był światły i godny; umarł temu z 10 lat przed Paërem i Cherubinim — nie był bardzo stary. Kiedy o pomnikach mowa, statua na koniu X-cia Orléanu (co się zabił wyskakując z powozu) będzie za parę dni skończona. Stawiona jest na placu Louvru z brązu algerskiego — podobnież i bareliefy. Dzieło Marochettego — jednego z naj-znakomitszych rzeźbiarzy tutejszych. Marochetti, chociaż ma nazwisko włoskie, jest Francuz i z wielkim nadzwyczaj talentem — wszystkie ważniejsze prace podobne jemu powierzone. — Statua obrócona do Tulleryj. Barelief jeden wystawia wzięcie Anvers — a drugi jakiś epizod algerski. — A propos statuów: koło magazynu marmurów rządowych, blisko Champ-de- Mars, gdzie wyrzucali gruzy marmurów z rozmaitych monumentów (en dernier lieu z Magdaleny), wielkie deszcze opłukały niektóre gruzy, jeden z nadzorców spostrzegł między nimi ramię jakiejś statuy, które się nad inne kamienie wznosiło, jak żeby protestować przeciwko swojemu losowi