Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

.. – Śląski?... – przerwał ksiądz. – Tak jest. – To znam. Ojciec, skarbnik zakroczymski, ożenił się z Mężykówną, herbu Wadwicz, Litwinką; czyś z niej urodzony? – Nie, jam z Zakliczanki, wdowy po Godlewskim, z którą mój ojciec po śmierci pierwszej żony... – A tak, tak, słyszałem. Czy żyje stary? – Nie, trzeci rok już mija... – Jak umarł, aha! szkoda! dobry żołnierz był, służył w wojsku francuskim za Augusta II, służył potem w wojsku rosyjskim i chodził na Turka – po wojnach mieszkał w Sandomierskiem, Ossolińskich partyzant9, nieprzyjaciel Familii10. Pamiętam, pamiętam. Zadziwiło mnie to niepomału, skąd mnich krośnieński mógł tak znać ród mój od wieków gnieżdżący się za Wisłą, więc spytałem nieśmiało: – Waszmość podobno nie od samej młodości siedzisz w tym klasztorze? – Może!... tak, byłem kiedyś na świecie. – Boby to trochę przykro było siedzieć w wilgotnej celi i nie znać świata prócz tego, który widać zza kraty, i wspomnień nie mieć innych oprócz jakiego dobrego przyjęcia w domu szlacheckim w czasie kwesty albo, co się dziś prawie częściej wydarza, jakiejś niegrzecznej rekuzy. – Znam ja podobno więcej świata, mój panie, jak go widać przez kratę; ma się też niejedno wspomnienie z własnego życia. Pamięta się i dobre przyjęcia, ale się też pamięta i rekuzy!... Ale to wszystko zmieniło się dzisiaj u mnie w memento mori11 i nakazuje silentium12. To mówił w wielkim zamyśleniu, po którym ocknąwszy się: 8 ex ordine mendicantium (łac). – z zakonu żebrzących. 9 partyzant – tu: stronnik, poplecznik 10 Familia – nazwa stronnictwa, jakie w XVIII w. tworzyła rodzina Czartoryskich i spokrewnione z nią rody magnackie. 11 memento mori (łac.) – pamiętaj o śmierci. 12 silentium (łac.) – milczenie. 14 – Bądź waszmość zdrów! – rzecze – przypomniałeś mi wiele okazyj, w których przychodziło mi się zdybywać z twoim ojcem... no! może i my się jeszcze kiedy zdybiemy w życiu. – I chciał iść, ale ja jeszcze: – Jakże mam honor poznać waszmości? – Imię moje Murdelio. To mówiąc zniknął. Widząc, że nie masz już mnicha przede mną, szedłem na powrót ku gospodzie. Bardzo jednak byłem zamyślony i niby czymś zafrasowany, z czegom sobie sam nie umiał zdać sprawy; całe te odwiedziny w podziemiach, owe trumny ze żywymi trupami wewnątrz, ów ksiądz, który pod mnisim habitem jakąś miał duszę wcale nie mnisią, owa powaga jego, owa pańskość, którą mi się zdawało było widzieć w jego mowie i ruchach, owe jego słowa: czy się szlachta jeszcze nie dopiła krwawego osadu, który się po winie miał ostać na ziemi? – owa jego znajomość z moim ojcem na koniec, jakieś okazje z nim razem przeżyte... wszystko to zdawało mi się jakby sen jaki, jak gdyby wizja, którą ludzie miewają w chorobach – czego też nie mogąc wyrozumieć dokładnie ani w jakikolwiek sens złożyć i różnie o tym myśląc, przeżegnałem się krzyżem świętym i wchodząc w bramę gospody, już zaczynałem Ave Maria13, kiedy nagle coś zaturkotało poza mną. Umknąłem się z drogi i pochwyciwszy za klamkę, otworzyłem drzwi od izby, w której pan Urbański z Załęskim siedzieli przy ostatniej beczce naszego wina. To obaczywszy, jeszcze smutniej mi się zrobiło, ale wtem mnie ktoś z tyłu uderzył po lewym ramieniu. Oglądnąłem się, był to pan Deręgowski, mój niejako powinowaty przez Zaklików, chłop olbrzymiego wzrostu, a wielki junak i biba swojego czasu. – Jak się masz, Marcinku? –zawoła on do mnie, zanim miałem czas myśli moje zebrać do kupy. – Witaj, waćpan, panie Józefie – odpowiedziałem – skądże tak nagle w Krośnie? – A skądże wasze? – Ja wracam z Tarnowa, gdziem wyliczał pieniądze za Rabe i oblatował14 dziedzictwo. – A ja do Tarnowa, bo mi ciocia w Sandeckiem umarła i teraz mam z krewniaczkami o sukcesję proceder. – No, to grajże waszmość dobrze z nimi, a kiedy wygrasz, to może i mnie się stamtąd jaka cząstka dostanie. – Oho, serdeńko! to do tego ci się odzywa apetyt? już tak za młodu tego metaliku dźwięk ci się podoba? tobie, który siedzisz na pół milionie gotowizny? Oj! żeby to skarbnik nieboszczyk..