Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
— Żadna nie jest. — Nie za bardzo znasz się na kobietach — dorzucił Sim Dark. Żaden mężczyzna nie zniesie spokojnie takiego zarzutu, szczególnie jeśli pochował dwie żony. John Topielec aż zatrząsł się ze złości. — Ale znam się na tobie, Simie Dark! I jak nie przestaniesz opowiadać o mnie kłamstw, co robisz od lat, to policzę się z tobą. — Chyba jednak nie chcesz, żebym mówił o tobie prawdę — odparł zdumiony Sim ironicznym tonem. John Topielec nie odpowiedział. Nie mógł — nie śmiał kląć w pobliżu ciotki Becky, więc tylko splunął pogardliwie. — To niegodziwość, co ona wymyśliła z tym dzbanem — huczał William Y. — Powinieneś być wdzięczny, że nie postawiła warunku, żeby każdy fiknął koda w kościele — rzekł Artemas. — A zrobiłaby to na pewno, gdyby wpadło jej to do głowy. — Nie wątpię, że tobie by się coś takiego spodobało — odciął się William Y. — Na samą myśl o tym wyszczerzyłeś zęby. Oswald Dark odwrócił się i popatrzył na rozeźlonego Williama Y. — Popatrz na księżyc — powiedział cicho, wskazując bladosrebrny krążek płynący ponad nadmorską doliną. — Popatrz na księżyc — powtórzył z naciskiem, kładąc długą, szczupłą dłoń na ramieniu Williama Y. — Na Boga, widziałem już księżyce, setki księżyców! — odrzekł ze złością William Y. — Czyż można oglądać rzecz doskonałej piękności, taką jak księżyc, i mówić, że się ją widzi za często? — spytał Oswald, utkwiwszy w Wilłiamie Y. spojrzenie oczu o barwie agatu. Ale William Y. strząsnął z ramienia dłoń Oswalda i odwrócił się tyłem do niego i do jego księżyca. — Ten dzban nie powinien znaleźć się w domu, gdzie nie ma żadnej odpowiedzialnej kobiety — zauważył kwaśno Denzil Penhallow. Wszyscy wiedzieli, że żona Dandy’ego miewa od czasu do czasu napady dzikiego szału. — Jeśli ktoś chce powiedzieć słowo przeciwko mojej żonie, to niech ja lepiej tego nie słyszę — odparował groźnie Dandy — bo skuję mu facjatę. — Zawsze do usług — odparł Denzil uniżonym tonem. — Spokojnie, zachowajmy dobre obyczaje — powiedział błagalnie zdenerwowany wujek Pippin. — Pippin, idź do domu i potrzymaj głowę pod kranem — huknął John Topielec. Wujek Pippin skapitulował. To skutek tego — pomyślał — że ciotka Becky nie dała im nic do jedzenia. — Niech diabli wezmą dzban — zamruczał pod nosem. — Wątpię, czy diabeł będzie tak łaskawy —, zauważył niepoprawny Grundy. Zaczęły wychodzić kobiety i mężczyźni ruszyli podprowadzić zaprzęg konny lub podjechać samochodem, zależnie od wieku i kieszeni. Tempest Dark, który przybył pieszo, przeszedł wolnym krokiem przez bramę. Pomyślał, że chciałby zobaczyć epilog tej komedii. Musi dożyć chwili, gdy już będzie wiadomo, kto dostanie dzban. W drodze do domu żona Tytusa Darka błagała ze łzami w oczach, żeby powstrzymał się od przeklinania. — Cholera, kiedy nijak nie mogę — odparł Tytus zmartwionym głosem. — Nie ja jeden w klanie przeklinam. Weź takiego Johna Topielca. — Ale John Topielec wie, kiedy i gdzie można kląć, a ty nie! — mówiła łkając Tytusowa. — To tylko rok i trzy miesiące, Tytusie. Musisz się powstrzymać. Dandy nie da nam dzbana, jak tego nie zrobisz. — Nie wierzę, żeby Dandy miał coś do powiedzenia w tej sprawie. Ciotka Becky nie pozwoli, żeby ktoś inny miał o tym decydować — odparł Tytus. — Będę się męczył przez miesiące, a i tak nie dostany tego choler… tego błogosławionego dzbana. A zresztą powiedz sama Mary, czy będzie można ze mną wytrzymać, jeśli przestanę kląć? Jak sobie poklnę dziesięć minut, to potem choćby do rany mnie przyłóż Czy tak nie lepiej, niż tłumić w sobie złość i myśleć o morderstwie? Weź na przykład tego konia. Muszę mu nawymyślać, bo inaczej nie ruszy z miejsca. Jak bym zaczął inaczej do niego mówić, toby nie zrozumiał, czego od niego chcę. — Tytus musiał jednak przyrzec, że spróbuje nie kląć, chociaż był pewien, że przyjdzie mu to diabelnie trudno. Te baby są tak cholernie nierozsądne. Ale postara się, niech to cholera! Wyścig do dzbana zaczął się. I niech diabeł porwie tych, co nie nadążą! Gay wyśliznęła się cichaczem. Znała mały zakątek wśród paproci przy bocznej drodze, gdzie chciała się zatrzymać, żeby przeczytać list od Noela. Wyglądała jak uosobienie szczęścia. Człowiek Księżycowy pokiwał nad nią głową. — Uważaj — szepnął ostrzegawczo