Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

I że czasami miało to przykre konsekwencje. Całą siłą woli zapragnęła, żeby tak właśnie było. Nie zniesie myśli, że jej rozpustny mąż spłodził dziecko z Aldithą, zanim ona, jego wybranka i królowa, urodziła mu następcę tronu. To musiał być ktoś inny... Nie chciała sobie przypomnieć, jak bardzo kiedyś kochała Borotha; wolała pamiętać nienawiść, która zastąpiła tamtą miłość. Nie zniosłaby kiedyś nawet myśli o jego flircie; to było zresztą wszystko, co mogło się zdarzyć, bo Ysa dała niewiele czasu królowi Borothowi i Aldicie z Domu Jesionu. I pomyśleć, że kiedy Boroth zamierzał z nią zdradzić swoją nowo poślubioną żonę, to Alditha przyprawiła mu rogi! Namiętność musiała odebrać zdrowy rozsądek tej ladacznicy. Nic dziwnego, że tak szybko uciekła na Bagna Bale. Zmykała przed gniewem zarówno króla, jak i królowej! Ysa stłumiła histeryczny śmiech. Musi jednak mieć pewność. Opanowała się z trudem i znów usiadła na krześle. Ręce jej drżały; podniosła je powoli, a z jej ust wydobył się głośny, nienaturalny dźwięk. Poczuła nagle w dłoniach ciepłe ciałko, opuściła oczy i ujrzała Vispa. Jesionna nachyliła się i weszła w ślad za Zazar przez zasłonę drzwiową. Rozejrzała się wokoło, pożerana ciekawością. Wnętrze budowli wydało jej się olbrzymie, przed laty musiało być dostatecznie duże, żeby pomieścić całą znaną jej wioskę Ludu Bagien. Lecz, tak jak gdzie indziej, ściany zewnętrzne i część dachu zawaliły się, zmniejszając powierzchnię budowli. Zauważyła też,że ktoś podjął próbę zachowania tego, co pozostało. Wiele nieznanych rąk usiłowało zaprowadzić jaki taki porządek w chaosie. Przeciągnięto na bok kamienne bloki i ustawiono z nich pod ścianami sięgającą ramion zaporę, pozostawiając środek niemal wolny od gruzu. Nie był on jednak pusty. W szczeliny między kamieniami wbito podpory dla półek, na których leżały torby z trzciny i zawiniątka ze skręconych skór luppersów. Z niektórych półek zwisały sieci wypełnione nieznanymi substancjami. Między torbami stało kilka popękanych garnków, które na pewno nie były puste. Na środku pomieszczenia nie było jamy na ognisko. Natomiast – bardzo dawno temu, sądząc po śladach płomieni – ułożono w krąg kilka kamieni, żeby osłaniały ogień. Wokół leżały stosy porządnie splecionych mat, na których można było siedzieć lub spać. Ku zaskoczeniu Jesionny, choć otoczenie budziło raczej grozę, ta duża sala wydała się jej przytulna. Poczuła się prawie jak u siebie, gdy postawiła sakwę na kamiennej podłodze. Zazar kucnęła już przy palenisku, skrzesała ogień z ułożonej w zasięgu ręki podpałki i ostrożnie otoczyła go odłamkami czarnej substancji. Ognisko zapłonęło i Jesionna przysunęła się bliżej, by się ogrzać po wędrówce na deszczu. Usiadła i wyciągnęła ręce, jakby chciała przyciągnąć do siebie ciepło płomieni. I wtedy zdała sobie sprawę, że oprócz niej i Zazar jest w tej izbie jeszcze jedna żywa istota. Mądra Niewiasta przestała interesować się ogniskiem i zaczęła wydawać ciche, szczebiotliwe dźwięki, jakby kogoś przyzywała. Najbliższy stos mat poruszył się, jakby coś usiłowało się spod nich uwolnić, i na otwartą przestrzeń wypełzło stworzenie, które trochę przypominało nieśmiałe szczury wodne z Bagien. Było jednak znacznie większe od wszystkich szczurów, jakie Jesionna widywała podczas wędrówek po znanych sobie bagiennych ścieżkach. Kiedy zaś zwierzę wyszło na środek pomieszczenia, dziewczyna zorientowała się,że to nie szczur. Stworzonko miało bardziej okrągłą głowę, a jego futro sprawiało wrażenie znacznie miększego od twardej sierści mieszkańców ciemnych bajorek. Bezszelestnie podeszło do Mądrej Niewiasty, która wyciągnęła do niego rękę. Nieznane stworzenie stanęło na tylnych łapkach, otarło głowę o dłoń Zazar i przykucnęło. Smukłymi przednimi łapkami chwyciło rękę Mądrej Niewiasty, trąciło ją nosem, a potem zaczęło lizać palce Zazar absurdalnie różowym językiem. Szczebiot Zazar zamienił się w nucenie, a nieznana istota odpowiedziała jej serią dziwnych, cichych okrzyków i podniosła łebek tak wysoko, by patrzeć w twarz Mądrej Niewiasty. Zazar skinęła na nią i Jesionna posłusznie przysunęła się bliżej. – To jest Mądrusia. Mądrusiu – powiedziała do zwierzątka – poznaj Jesionnę. Wydawało się, że przedstawia sobie współplemieńców z różnych wiosek. Dotknęła ramienia dziewczyny; nieznane stworzenie nie wypuszczało z łapek jej drugiej ręki. – Wyciągnij dłoń do Mądrusi, żeby mogła cię poznać. Jesionna nie miała pojęcia, o co tu chodzi, ale wykonała polecenie Mądrej Niewiasty. Mądrusia puściła rękę Zazar, chwyciła dłoń dziewczyny i przyciągnęła ją do pyszczka. Długo wąchała skórę Jesionny, w końcu polizała ją szorstkim języczkiem