Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
— Kocica mnie podrapała — roześmiał się. Przyszło mi do głowy, że to mogły być ślady po moich paznokciach. — Jak twoja żona zobaczy... — Ona mnie już tylko w piżamie ogląda — odrzekł i dalej nie było w nim na mnie złości. I odtąd już często przychodził. Jak tylko dzieci z domu, on już jest. Ale ja na na niego nie czekałam. Furtkę zamykał i jakby go nie było. Żyłam swoją myślą, swoim wspomnieniem, które we mnie od tylu lat dom znalazło. Było moje samotne życie bez mężczyzny, były dzieci, ogródek. Nawet maciejkę w nim zasiałam, ciotka mi nasiona przysyłała. Wieczorem zapach jak u nas na •wsi. A jak Kazik przychodził, to moje ciało zaczynało grać na swoją nutę. Nie przeszkadzałam, szłam za tym głosem. Trochę mi tylko było nijako przed siostrą Haliny, że są we mnie takie drzwi, które przed nią na klucz zamykam. Ale któregoś dnia byłyśmy we dwie w kinie, samochodem wracamy, ona prowadzi. Wiesz, Wanda, ja wiem, że Kazik do ciebie chodzi. Mnie cała krew w nogi uciekła, ust nie otwieram, bo co tu można dodać. Jest wszystko. A ona się uśmiecha. Nawet ci jestem wdzięczna. Ja tam nigdy za tymi rzeczami nie przepadałam, a Kazik gotowy o każdej porze dnia i nocy. Umęczył mnie i siebie. Nie trafił dotąd kobiety, która by mnie nie obrażała. Uczciwy z niego mąż. A ciebie kocham tak samo jak jego. Dalej milczę, bo nie wiem, czy tak myśli, czy zdradliwą kładkę dla mnie szykuje. W nocy spać nie mogłam. A jak Kazik przyszedł, powtarzam mu rozmowę. Śmieje się, ech ty, złoto moje najczystsze, kamień jej z serca zdjęłaś. — Ałe ty już nie przychodź — powiedziałam. Zrobił oczy. 82 — Teraz, kiedy się wyjaśniło. — Dla was się wyjaśniło, a dla mnie odwrotnie. Ja tego zrozumieć nie mogę. — A ja znowu czego innego — wybuchnął — dwoje dzieci urodzić i po pięćdziesiątym roku życia na rzeczy się poznać. Dobrze powiedziałaś, że cię twój mąż ślepym szczenięciem od siebie puścił. — Miłość rzadsza na świecie. — Taka miłość jednego centa niewarta. — To wy na centy liczycie, my na uczucia. — No i doczekaliście się dobrobytu. I tak od słowa do słowa złość nas od siebie odrzuciła. Ja do nich nie zachodziłam, oni do nas. Stefanek się zainteresował, co to takie ochłodzenie. Może zajęci, mówię, ale na wszelki wypadek wzroku jego unikam. Spotkaliśmy się dopiero na Wigilię, bo to już tradycja, że my i oni przy jednym stole zasiadamy. Ale Kazik po jednej stronie, ja po drugiej, najdalej, jak można. No i dzielimy się opłatkiem. On się nachyla, a ja w tył i zaraz coś tam zagaduję, bo mi się głupio zrobiło. Kazik też żart puścił, ale nie poszybował, zleciał na podłogę jak papierowy gołąb." Łzy płynęły po policzkach, stawiając go przed faktem dokonanym. Chciał sięgnąć po chusteczkę, ale już sam gest wycierania oczu wydawał mu się nie do przyjęcia. Nerwy mnie zawodzą czy co — starał się sam przed sobą usprawiedliwić. Trwał w bezruchu, zdumiony tym, co się z nim działo. Co innego zaszlochać po pijanemu, ale siedzieć i w przytomności umysłu wylewać łzy, to wprost śmieszne. Tego się obawiał: śmieszności. Jeden z tak zwanych przyjaciół spytał go, co się z nim dzieje, że ostatnio trafia w same dziesiątki. Nie zrozumiał. — No jak to — odparł teri usłużny — twoja żona miała już trzecią skrobankę, nie wiesz o tym? Moja stara kogoś jej tam załatwiała. W niego jakby piorun strzelił. Przecież od roku nie sypiali ze sobą, Marta tłumaczyła się, że ma wstręt do seksu, jakieś hormonalne zaburzenia. Trzeba przeczekać. 83 Nawet się specjalnie nie wypierała. — A co mi miałeś do dania? — spytała ironicznie. — Kim ty w ogóle jesteś. Facetem, z którego śmieją się na boku. Uderzył ją w twarz. Pierwszy raz podniósł na kobietę rękę i nie było mu łatwo. — Damski bokser — powiedziała to z taką pogardą, że zgiął się jak pod ciosem. „Drugi raz mogą mi nie zaproponować — mówi syn i patrzy mi w oczy — to wielka szansa. — Tu masz stałą posadę, a tam na niewiadome — odpowiadam. — Ale tutaj jest prowincja, a tam wielkie miasto. — Niedobrze, kiedy rodzice za dziećmi idą. Ja tu zostanę, wy jedźcie. Przecież samolotem dwie godziny drogi. — Już widzę, jak mamusia w ten samolot wsiada — smutny ma głos mój syn, pełno w nim żalu. I w moim sercu on wzbiera, ale nie mam innych słów