Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Sievers stosował na zmianę groźby, przemoc, nawet areszty lub pieniężne datki małe i duże. Na tym sejmie znalazło się grono opozycyjnych, głównie młodych posłów z Mazowsza, ale także grono „fałszywych patriotów", szukających poklasku lub takich, którym w ukryciu przewodzili przywódcy konfederacji targowickiej, bracia Kossakowscy, często na złość Sieversowi lub królowi. Dlatego niełatwo do dziś dnia odróżnić posłów prawdziwie odważnych i zdeterminowanych. Stanisław August interesował się takimi przypadkami i on właśnie do „osobliwości grodzieńskich" zaliczył niejakiego Dionizego Mikorskiego, „co tyle gadał na Moskwę", „a nacieszywszy się kadzidłami patriotycznymi w Wilnie, idzie teraz w służbę moskiewską"6. Podobne przecież były zachowania „fałszywych patriotów" na Sejmie Czteroletnim. Nawet czysto formalny opór króla i grona posłów przysparzał nieco kłopotów ambasadorom Rosji i Prus. Kiedy sejm wzorem poprzednich sejmów delegacyjnych nie chciał wyłonić delegacji, Sievers i Buchholz wzywali do przyjazdu prymasa, żeby wpłynął na Stanisława Augusta. Michał Poniatowski słusznie odpowiadał, że mają sami dość siły, żeby sobie poradzić, a król mówi i robi to, co powinien, a chociaż są to pozory oporu, często dzięki niemu sprawy zmierzają do właściwego końca7. Prymas na sejm nie przyjechał, zjawiło się tu tylko trzech senatorów. Jak przez całe panowanie (także i po powtórnym akcesie do targowicy, kiedy to polecał, a potem dziękował swoim korespondentom za starania w prasie zagranicznej „o ocalenie sławy mojej"), tak i teraz wysyłał do współpracowników warszawskich swoje mowy sejmowe z poleceniem drukowania ich i rozsyłania po kraju, gdyż „jest tego potrzeba, aby naród wiedział, co i dlaczego ja na tym sejmie czynię". Uważał też, że może się „to przydać kiedyś na obronę sławy mojej". Zapewniał, że z tego powodu nie będzie nikt miał przykrości, gdyż „Sievers i Buchholz, i owszem, mówią, że wszystkie moje mowy na tym sejmie nie mogły być inaksze, tylko takie, jak były"8. Nie wszyscy jednak drukarze chętnie przyjmowali królewskie mowy do druku, niekiedy woleli publikować mowy zawierające, jak mówił król, „przytyki" pod jego adresem. Korespondent Ignacego Potockiego posądzał Stanisława Augusta, że umyślnie namówił jednego z posłów na wygłoszenie antykrólewskiej mowy na sejmie, aby potem odczytać własną, płomienną obronę i szeroko ją kolportować9. Mimo pierwotnych nadziei rosyjskiego ambasadora, że zakończy sejm w ciągu miesiąca - w końcu lipca sejm zatwierdził tylko traktat rozbiorowy z Rosja. Dopiero po trzech tygodniach sprzeciwu posłów i terroru wojskowego w izbie sejmowej, przyjęty został w głuchym milczeniu (co można było potraktować jako jednomyślność) dnia 23, a właściwie 24 września o 4. nad ranem traktat rozbiorowy z Prusami. Zamek, w którym toczyły się obrady, był otoczony wojskiem rosyjskim. Już znacznie 366 wcześniej Fryderyk Moszyński przygotował ogólny bilans ziem, miast i zasobów mających pozostać przy Rzeczypospolitej. Fryderyk Moszyński, po sejmie marszałek wielki koronny, balansujący „między zdradą a służba Rzeczypospolitej", jak pisze jego biograf Łukasz Kądzielą10 (wedle Sieversa „najpoczciwszy z całej Polski człowiek i najprzywiązańszy do Rosji"), Piotr Ożarowski hetman wielki koronny i Kazimierz Raczyński (obaj na pensjach rosyjskich) byli głównymi doradcami rosyjskiego ambasadora. Z nimi też najbliżej współpracował król. 16 X 1793 sejm dokonał aktu samobójczego, który był bardziej chyba hańbiący niż legalizacja rozbioru - podpisano traktat sojuszniczy z Rosją. Traktat polsko-rosyjski, traktat „wiecznego przymierza" oddawał pozostałe ziemie Rzeczypospolitej pod całkowitą kontrolę Rosji. Tym razem Rzeczpospolita stawała się rosyjską prowincją, z kadłubowym wojskiem i kadłubowym rządem, w dodatku wiele postanowień zbliżało obydwa kraje pod względem prawnym. O ile podpisanie rozbiorów wywołało niejaki opór w sejmie, o tyle początek prac nad traktatem i jego finał były przyjęte z udawanym lub prawdziwym entuzjazmem. Tego entuzjazmu oczekiwała od polskich prawodawców impe-ratorowa. Zdaniem ambasadora rosyjskiego zasługa szybkiego i prawie jednomyślnego załatwienia sprawy traktatu sojuszniczego przypadała Stanisławowi Augustowi. Przypomniał Sievers królowi autorstwo projektu przymierza polsko-rosyjskiego z 1787/88 r. i polecił „zakomunikowanie Delegacji projektów artykułów traktatu jako od niego pochodzących". I tak się też stało. W tajnej korespondencji donoszono Ignacemu Potockiemu, iż król „cały zajęty, żeby oporów nie było, namawiał, zagrzewał do jednomyślności, Zubow, Sievers i pełna izba oficerów... Dokonali więc ostatniego zabójstwa"11. Prawdą jest, że Stanisław August, tak jak w innych sprawach, tak i w pracach nad kolejnymi paragrafami traktatu starał się o sformułowania sprzyjające ograniczeniu zależności Rzeczypospolitej. Można oczywiście dostrzegać w tych staraniach szlachetny patriotyzm i rzeczowość, ale można również dostrzec sens obiektywny tych wysiłków: dobrowolne działania legitymizujące utratę suwerenności