Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
— Czego jeszcze pani chce? Edna Rogers wstała. Podeszła do mnie, a ja z trudem powstrzymałem chęć cofnięcia się o krok. Spojrzała mi w oczy. — Jestem tu z powodu Carly. — Nie znałem i nie znam żadnej Carly. Znowu na jej ustach zagościł okrutny, zimny uśmiech. — Nie okłamywałbyś mnie, prawda, Will? Ponownie przeszedł mnie dreszcz. — Nie. — Sheila nigdy nie wspominała o Carly? — Nie. — Jesteś tego pewien? — Tak. Kto to taki? — Carly jest córką Sheili. Byłem całkowicie zaskoczony. Edna Rogers zauważyła moją reakcję. Wydawała się nią cieszyć. — Twoja śliczna wolontariuszka nigdy nie wspomniała, że ma córkę, co? Nie odpowiedziałem. — Carly ma teraz dwanaście lat. I nie, nie wiem, kto jest jej ojcem. Nie sądzę, żeby Sheila to wiedziała. — Nie rozumiem. Sięgnęła do torebki i wyjęła zdjęcie. Była to jedna z tych fotografii, jakie robią w szpitalach na oddziałach położniczych. Niemowlę zawinięte w kocyk, zmrużone niewidzące oczy. Na odwrocie ktoś napisał „Carly". Pod spodem widniała data urodzenia. — Sheila po raz ostatni zadzwoniła do mnie w dziewiąte urodziny Carly — oznajmiła Edna Rogers. — Wtedy z nią rozmawiałam. Z Carly. — A gdzie ona jest teraz? — Nie wiem. Dlatego tu jestem, Will. Chcę odnaleźć moją wnuczkę. 25 Kiedy dowlokłem się do mojego mieszkania, ujrzałem Katy Miller. Siedziała pod drzwiami, trzymając miedzy nogami plecak. Podniosła się na mój widok. — Dzwoniłam, ale... Kiwnąłem głową. — Nie wytrzymam w domu ani dnia dłużej. Pomyślałam, że mogłabym przespać się na twojej kanapie. — To nie jest dobry moment — powiedziałem. — Och. Włożyłem klucz do zamka. — No wiesz, usiłowałam poskładać to wszystko do kupy. Tak jak mówiliśmy. Kto mógł zabić Julie. Czy wiesz, jak żyła Julie po waszym rozstaniu? Oboje weszliśmy do mieszkania. — Nie wiem, czy to jest odpowiednia chwila. — Dlaczego? Co się stało? — Umarł ktoś, kto był mi bardzo bliski. — Mówisz o twojej matce? Potrząsnąłem głową. — O innej bliskiej mi osobie. Ona została zamordowana. Katy upuściła plecak z wrażenia. — Jak bliskiej? — Bardzo. — Twoja dziewczyna? — Tak. — Kochałeś ją? — Bardzo. Popatrzyła na mnie. — Will, wygląda na to, że ktoś morduje kobiety, które kochasz. Mnie też przyszło to do głowy. Myśl ta, wypowiedziana głośno, wydawała się niedorzeczna. — Julie i ja zerwaliśmy rok przed tym, zanim została zamordowana. — I pogodziłeś się z tym? Nie chciałem znowu roztrząsać przeszłości. Katy opadła na kanapę tak, jak robią to nastolatki — jakby nie miała kości. Prawą nogę przerzuciła przez poręcz i odchyliła głowę, zadzierając brodę. Znowu miała na sobie wystrzępione dżinsy i inny top, równie ciasny. Włosy związała w koński ogon. Kilka kosmyków wymknęło się spod gumki i okalało jej twarz. — Jeśli Ken jej nie zabił, to zrobił to ktoś inny, prawda? — Prawda. — Zaczęłam sprawdzać, co wtedy robiła. No wiesz, za dzwoniłam do dawnych przyjaciółek, przypominałam sobie różne zdarzenia. — I co odkryłaś? — Że ona znalazła się w dołku. Usiłowałem skupić się na tym, co mówi. — Jak to? Spuściła obie nogi na podłogę i usiadła. — Co pamiętasz? — Była po drugim roku Haverton. — Nie. — Nie? — Julie rzuciła studia. Zaskoczyła mnie. — Jesteś pewna? — Na drugim roku — wyjaśniła, a potem spytała: — Kiedy widziałeś ją ostatni raz, Will? Zastanowiłem się. — Wtedy, kiedy się rozstaliście? Pokręciłem głową. — Zerwała ze mną przez telefon. — Naprawdę? — Tak. — To okropne — powiedziała Katy. — Pogodziłeś się z tym? — Próbowałem się z nią zobaczyć. Nie chciała mnie widzieć. Katy spojrzała na mnie, nie kryjąc zaskoczenia. Rzeczywiście, dlaczego nie pojechałem do Haverton? Dlaczego nie zażądałem, żeby się ze mną spotkała? — Uważam, że Julie zrobiła coś złego. — Co masz na myśli? — Nie wiem. Może to za mocno powiedziane. Niewiele pamiętam, ale przypomniałam sobie, że niedługo przed śmiercią wyglądała na szczęśliwą. Od bardzo dawna nie widziałam jej zadowolonej. Zabrzmiał dzwonek u drzwi. Nie byłem w nastroju do przyjmowania kolejnych gości. Katy zerwała się z kanapy i powiedziała: — Otworzę. Posłaniec przyniósł koszyk z owocami. Katy odebrała kosz i wniosła do pokoju. Postawiła go na stole. — Jest w nim liścik — oznajmiła. — Otwórz. Wyjęła kartkę z małej koperty. — To kosz z kondolencjami od dzieci z Covenant House. Wyjęła z koperty coś jeszcze. — I pamiątkowa kartka. Gapiła się na nią. — O co chodzi? Katy ponownie przeczytała napis. Potem spojrzała na mnie. — Sheila Rogers? — Tak. — Twoja dziewczyna nazywała się Sheila Rogers? — Taak, bo co? Katy potrząsnęła głową i odłożyła kartkę. — O co chodzi? — O nic — odparła. — Znałaś ją? — Nie. — No to w czym rzecz? — W niczym — odparła Katy, tym razem bardziej zdecydowanie. — Dajmy temu spokój, dobrze? Zadzwonił telefon. Zaczekałem, aż zgłosi się sekretarka. W głośniku usłyszałem głos Squaresa. — Odbierz. Bez żadnych wstępów oznajmił: — Wierzysz jej matce? Że Sheila miała dziecko? — Tak. — Co zrobimy? Zastanawiałem się nad tym od chwili, kiedy usłyszałem tę wiadomość. — Mam pewną teorię — powiedziałem. — Słucham. — Może ucieczka Sheili miała coś wspólnego z jej dzieckiem. — Co? — Może próbowała znaleźć Carly lub sprowadzić ją z powrotem. Może dowiedziała się, że córka ma kłopoty. — Brzmi niemal logicznie. — Jeśli pójdziemy śladem Sheili — powiedziałem — może zdołamy znaleźć Carly. — Albo skończymy tak jak Sheila. — Istnieje takie ryzyko — przytaknąłem. Zapadła krótka cisza. Spojrzałem na Katy. Patrzyła w przestrzeń, skubiąc dolną wargę. — A więc nie rezygnujesz — rzekł Squares. — Owszem, ale nie chcę narażać cię na niebezpieczeństwo. — Aha, to jest ten moment, kiedy mówisz mi, że w każdej chwili mogę się wycofać? — Właśnie, a ty na to, że nie opuścisz mnie aż do końca. — Tu wchodzą skrzypki — dodał Squares. — Teraz, kiedy już mamy to z głowy, powiem ci, że dopiero co dzwonił do mnie Roscoe, czyli Raquel. Być może natrafił na poważny ślad Sheili. Masz ochotę na nocną przejażdżkę? — Zajedź po mnie — powiedziałem