Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Przekręciła kluczyk i włączyła światło w samochodzie, a Ma- vros natychmiast uruchomił ogrzewanie. - Popatrzmy. Są tam cztery pensjonaty czynne cały rok, dwa w odrestaurowanych wieżach. Wyglądają interesująco. Jedzie- my. - Wyłączyła światło i ruszyła do głównej drogi. - Szkoda, że pogoda jest taka paskudna - powiedział Mavros. - Kitta może być ciekawym miejscem. Grace spojrzała na niego. - Dlaczego moja matka je namalowała? Czy myślisz, że... - nie dokończyła pytania. - Czy myślę, że Jazon Kolettis miał jakiś związek z tym miej- scem? Kto wie? Trudno było skłonić tych ludzi do rozmowy o Dimitrakosie. - Może tego właśnie nie powiedział nam Laskaris - zastano- wiła się Grace. - Że zabójca pochodzi właśnie stąd. - W książce nie było nikogo o nazwisku Kolettis, choć oczy- wiście nie musiało być. Ale masz rację, Laskaris coś ukrywa. OSTAWIA CZERWONA ŚMIERĆ PAUL JOHN STON 161 Może powinniśmy pojechać do niego jeszcze raz. Ruch był niewielki, ale mijane samochody często nie miały świateł tylnych lub przednich. Mawosowi okolica wydała się bar- dzo dziwna, pozbawiona uroku innych wiejskich obszarów - nie- liczne drzewka oliwne były skarlałe, jak gdyby wiatr wyssał z nich wszystkie soki, po drogach wałęsały się bezpańskie psy z wystają- cymi żebrami i nawet kościoły, bez białych ścian i czerwonych da- chów jak w innych rejonach Peloponezu, wyglądały złowieszczo. Świątynie w Mani z zapadającymi się dachami i ścianami z szaro- brązowego kamienia, które od wieków wchłaniały kurz i wilgoć, przypominały pokurczone zmumifikowane ciała. Na szczęście do głównego miasta było niespełna dwadzieścia kilometrów i dotarli tam tuż po szóstej wieczorem. - Wypatruj tych wież zamienionych na pensjonaty - powie- działa Grace, kiedy skręcili z głównej drogi i wjechali na rozle- gły plac z imponującym posągiem z brązu. - To jest Plateia Atanaton, Plac Nieśmiertelnych - powiedział Mavros, zaglądając do przewodnika. - A to Mavromichalis, je- den z bohaterów wojny z Turkami o niepodległość. Grace zwolniła przy periptero z gazetami. - Dokąd teraz? Mavros spojrzał na kiosk i znieruchomiał. - Stop! - krzyknął, otwierając drzwi jeszcze w biegu. Pod- biegł do stojaka i długo wpatrywał się w gazetę powiewającą na wietrze. - Co się stało, Alex? Mavros wskazał zdjęcie pod wielkim tytułem na pierwszej stronie. - Randos. Randos nie żyje. Grubas dojechał do swojej rodzinnej wioski Anavryti wcze- snym popołudniem. Miał nadzieję, że uda mu się zostawić mat- kę i rozpocząć wykonywanie powierzonego mu zadania, ale Kyra Fedhra nie chciała go puścić. - Mamo, to partyjne sprawy - zajęczał. Jego matka miała wprawdzie niejednoznaczny stosunek do komunizmu, mię- dzy innymi dlatego, że jej mąż spędził za swoje przekonania 262 OSTATNIA CZERWONA ŚMIERĆ PAUL JOHNST GN m większość życia w więzieniu, ale rozumiała, że jej syn ma pew- ne obowiązki i zazwyczaj nie wtrącała się do tego. Ale nie tym razem. - Zawracanie głowy - powiedziała, otwierając okiennice sta- rego domu, który stał zamknięty od lata. - Masz być z powro- tem na kolację wigilijną, którą przygotowałam dla rodziny. Jorgos Pandazopoulos wzruszył ramionami. - Nie wiem... - Ale ja wiem - przerwała mu matka. - Wypakuj te torby z sa- mochodu. Jak skończysz, idź kupić chleb, zanim zamkną pie- karnię. A potem pomożesz mi zrobić porządki w domu. Jorgos wyszedł do samochodu, czując na sobie wzrok prze- chodniów. Na skutek lewicowej przeszłości ojca większość mieszkańców wioski pogardzało ich rodziną. Anawyti była ty- powym dla Peloponezu bastionem monarchistów i wielu miej- scowych pamiętało dawne czasy. Dygocąc na zimnie, Grubas przeklinał matkę za zmuszenie go do wyjazdu na wieś. W lecie udawało mu się wykpić z takich wypadów pod pozorem zajmo- wania się kafejką, a w ostatnich latach matka wolała spędzać święta w mieście. Co ją opętało, żeby jechać w tym roku? Być może uznała, że to ostatnia okazja, by zobaczyć miejsce, w któ- rym ona i jej mąż spędzili dzieciństwo oraz młode lata. Porządki w domu dobiegły końca, a Jorgosowi udało się uru- chomić piecyk olejowy, który zaczął podgrzewać powietrze w wilgotnej kuchni. - Ale niedługo wrócisz, prawda synku? - zapytała matka, wręczając mu niebieską plastikową torbę z wiktuałami. Kiedy już miał wychodzić, stała się nagle bardzo troskliwa. - Zadzwonię do ciebie - powiedział i widząc jej ironiczny uśmiech, zdał sobie sprawę ze swojej pomyłki