Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Więc puścili mu jakieś piętnaście różnych montaży czterech czy pięciu piosenek i podczas projekcji słychać było jak mówi: „ To do niczego ", „ To możecie wywalić ", „ Ten kawałek puśćcie w The Year in Rock, ale nie nadawajcie go regularnie", „Ten możecie pokazać w 120 Minutes", „A ten powtórzcie po tygodniu". Ledwo trzymał się na nogach, ale podejmował słuszne decyzje i nie kierował się niczyim zdaniem. Jeśli chodzi o profesjonalną stronę produktu, jakim jest Nirvana, Kurt sam podejmował wszystkie decyzje i robił to z całą świadomością i odpowiedzialnością. Cobain nie był również żółtodziobem w sprawach reklamy. W 1991 każdy, kto był kimś w przemyśle muzycznym pojawił się na koncercie Rock for Choice w L.A. Był Perry Farrel, był nawet Axl Rosę. Kurt pojawił się w towarzystwie Danny Goldberga i gdy szli zatłoczonym korytarzem ni z tego ni z owego wspomniał, że dziennikarze zadają Nirvanie mnóstwo politycznych pytań, a nie zwracają, na przykład, uwagi na poczucie humoru członków zespołu. Doszedł do wniosku, że przyczyną takiego stanu rzeczy jest pewien paragraf w oficjalnej biografii zespołu; paragraf, który należałoby usunąć. Goldberg był pod wrażeniem. Nigdy nie spotkałem artysty - a nawet menadżera czy speca od reklamy - który przed upływem miesiąca od opublikowania oficjalnej biografii potrafiłby powiązać opisane w niej fakty z typem pytań zadawanych przez dziennikarzy, a potem jeszcze znaleźć sposób na przeredagowanie całości. Goldberg porównuje spryt Cobaina w tej dziedzinie do postępowania Johna Lennona, który w znanym wywiadzie dla Rolling Stone'a z 1970 ujawnił, że Beatlesi zawsze starali się unikać wydawania płyt w tym samym czasie co Rolling Stonesi. W owych niewinnych czasach fani byli zszokowani tą świadomą manipulacją, ale jak mówi Goldberg: Beatlesem nie zostaje się przypadkowo. Podobnie jak członkiem Nirvany. Porównanie z Johnem Lennonem martwiło Kurta o tyle, o ile mogło wpłynąć na wizerunek Courtney, której zresztą nie umknęły nasuwające się analogie. Pewnego razu gość w jej pokoju hotelowym był świadkiem takiej sceny: Chcesz zobaczyć Yoko Ono? - zapytała Courtney. No to patrz! Podniosła słuchawkę telefonu, wykręciła numer Gold Mountain i nie przedstawiając się zaczęła mieszać z błotem tego, kto odebrał telefon za jakąś błahostkę związaną z interesami Nirvany. Kurt nie miał czasami ochoty mówić pewnych rzeczy wprost — wspomina Goldberg - i ona robiła to za niego. Robiła to tylko dlatego, że ją o to prosił. Mylą się ci, którzy twierdzą, że zachowywała się tak z własnej woli. Kurt często nie miał ochoty z nikim gadać, więc Courtney załatwiała mu telefony. Ale ci, którzy mówią, że zmuszała go do czegokolwiek, o niczym nie mają pojęcia. Tego rodzaju twierdzenia są absurdalne. Ten kto go znał wie, że wbrew własnej woli nie podałby ci szklanki wody i nie zmienił kasety w magnetofonie. Można go było błagać na kolanach... Kurt był jedną z najsilniejszych osobowości, jakie znalem. Czasami wydaje mi się, że chciał, żeby Courtney była tą złą... Mimo to wielu ludzi zastanawia się dlaczego Courtney w ogóle zajmowała się interesami męża. Jestem na to zbyt leniwy - mawiał Kurt. Bez przerwy dawałbym dupy. Ciągle o wszystkim zapominam, a ludzie potrafią to wykorzystać. Gdyby nie Courtney, która robi za mnie wszystko - czasami bez pytania, bo wie, że i tak bym jej pozwolił - nasze dziecko nie miałoby co jeść przez następne dziesięć lat. Ja jestem na to zbyt leniwy. Parę lat temu postanowiłem, że w ogóle nie będę zajmował się interesami. Teraz muszę, niestety. Idzie mi coraz lepiej, a to dlatego, że uczę się od niej. Goldberg często wspomina swoją pracę dla Led Zeppelin. Kurt przypominał mu nieco Jimmyego Page'a, który - choć spokojny i cichy - prowadził zespół żelazną ręką, z tym, że nie swoją! Kiedy coś mu się nie podobało, wystarczyło, że wspomniał o tym menadżerowi Peterowi Grantowi, który załatwiał za niego darcie mordy. Nie twierdzę, że Courtney była Peterem Grantem Kurta - mówi Goldberg. Twierdzę tylko, że ludzie cisi i spokojni niekoniecznie muszą być pasywni. Courtney dbała po prostu- o człowieka, który był jej mężem. Często bywało tak -wspomina Goldberg - że podczas tras Nirvany sprawdzała czy w garderobie jest jedzenie, od którego nie boli go brzuch. Jeśli go nie było, a Kurt miał akurat atak, w powietrzu fruwało pierze. Z głowy promotora. Z drugiej strony, Courtney nie miała wpływu na takie decyzje jak wybór producenta płyty, wybór piosenek na album czy wyjazdy w trasy. Mówiąc szczerze Courtney nie była za bardzo zaangażowana - ciągnie Goldberg. Była po prostu bardzo widoczna. Trudno nie zwrócić na nią uwagi. Jest głośna, pewna siebie i czasami przesadna. Nawet Kurt twierdził, że jego żona była w niektórych sytuacjach kulą u nogi. Często wykłóca się z ludźmi bez żadnego powodu — mówił. Weźmy taką sytuację: siedzimy z kimś, o kim wiadomo, że jest seksistowskim kutasem, ale musimy z nim być z takich czy innych zawodowych względów. Musimy i wiemy, że nie ma sensu zmieniać faceta, bo to z góry przegrana sprawa. Ale Courtney nigdy nie daje za wygraną. Zrobi wszystko, żeby doprowadzić do awantury i pokazać gościowi, gdzie się myli. Opierdala ludzi zupełnie bez powodu. I bez sensu, bo facet zostanie takim, jakim był wcześniej. Nic go nie ruszy. Ale Courtney uważa to za swój święty obowiązek. Nawet wtedy, kiedy tylko pogarsza sytuację. Musi robić takie rzeczy. Ja nie czepiam się ludzi i na tym polega różnica między nami. Courtney jest bojowa jak bokser. Tego rodzaju cechy przydają się w interesach. Bywało i tak, że dwadzieścia razy prosiłem o coś Gołd Mountain i wszyscy mnie olewali - mówił Kurt - ale po jednym telefonie Courtney wszyscy zaczynają chodzić jak w zegarku. Wyobrażam sobie, że odkładając słuchawkę mówią: «Co za pizda!», ale w końcu robią co do nich należy. Szkoda tylko, że dopiero wtedy. Courtney jest niezwykle inteligentna i nie cierpi idiotów. W rozmowie z nią trzeba uważać na słowa, bo najmniejszy błąd może zakończyć się wylaniem kubła pomyj na głowę rozmówcy - w najlepszym wypadku. Ale Kurt nie był idiotą. Zdawał sobie sprawę, że brutalność i opryskliwość żony przynosi więcej strat niż korzyści. Często wyciąga pochopne wnioski - mówił o Courtney. Ma taką wadę. I dlatego ludzie nie traktują jej poważnie. Kłócił się z Courtney średnio raz dziennie. Mówiło się, że gdyby Courtney była mężczyzną, jej bolesna szczerość i irytująca zjadliwość nie byłyby poczytywane za wady