Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Dawniej szyper wychodził na pokład i wąchał, czywieje"rybny wiatr", teraz są na mostkuindykatory oscylograficznei onestanowiąnie tyle nos,co oko kapitana. A kiedy zapada zmierzch, zapala sięnastatku reflektor lodowy. Wszystko to wie z jego opowiadań, nie byłatam,ale zna te góry lodowe, wie, jakie wieją tam wiatryi jakie słabe świeci słońce coś sięzaczynapowtarzać. Dominik jestznowu przy burcie, jeszczepięć, dziesięćminut, półgodziny a przy nabrzeżu pozostaną tylkoplamy oliwy na wodzie, kobiety się rozejdą, ciągnąc zasobą dzieci którym przez długie tygodnie będąmusiałypokazywać poplamione od częstego brania w palcefotografie. Pamiętaj, że masz wziąć w grudniu urlop! zawołał. Pamiętam! odkrzyknęła. I jedziemy w Polskę. Roześmiała się. Jedziemy! Do tej pory chodziłeś wPolskę, żeby ci siętylko niepomyliło! Nie pomylą mi się. Od ciebie tylko zależy, żeby mi MS. się nigdy nie myliło. I pamiętaj pisz! Pisz, skarbie! Powiedziała, że będzie pisać, i "uważaj na siebie",i "wracaj prędko". Jechała nadZatokę zgnębiona tympoddaniem, tą kobiecąuległością, z której miała nadzieję sięwyłamać. Prawie się ucieszyła skwaszoną miną Nałęcza mieli nowe zmartwienie. Co sięznowu stało? zawołała od progu. Pokazał jej papier leżący na biurku. Olszowski złożył wymówienie. Teraz? Przed chwilą. I pojechał do Gdańska, ma tam jakieśpropozycje. Ale dlaczego? Taknagle? Nosił się z tym zamiarem. Wciążmniepodpytywał,czy jestem pewny, że coś z tego będzie. Pana też? Widzi pani. Nie miał zamiaru zagrzać tu miejsca. Powiedział, że nie ma tu dlaniego żadnychperspektyw. Sądził, że sprawa nabierze rozgłosu, że będzie miał jakieś szansę. Mamy już odbiorcę dla całej naszej produkcji. Właśnie,to mu sięteż nie podoba. Jeden w gruncierzeczy podrzędny zakład, dla którego będziemy pracować w nieskończoność. Jak to w 'nieskończoność? Powtarzam tylko jego słowa. Niech go diabliwezmą! Nie mam zamiaru się nimprzejmować. Aletrzeba terazszukać nowego inżyniera. A tensię już jakoś wciągnął. U drzwi zaskrobało coś, zatrzeszczało Dorota podeszła i otworzyła je niespodziewanie. Na progu stałaAna, podsłuchiwała, alewcale się tym nie speszyła. Henek bymógł przyjść na to miejsce szepnęła. Jaki Henek? Nałęcz miałjednak zamiar tonemgłosu pouczyć Anę oniestosowności jejzachowania. Nie znam żadnego Henka. Znapan kierownik. Montował ekstraktor. I przychodził tu tyle razy. Ana dopiero teraz spłonęła rumieńcem, ale nie ze względu na naganę, której w ogóle niezauważyła. My potrzebujemy inżyniera! Tomechanik. 206 On się teraz zapisał na zaocznia'ka, tak mi powiedział. Niech pan kierownik z nim porozmawia, onsiębędzie uczył. Czekaj, tatka, latka mruknął Nałęcz. Kiedyon skończy te zaoczne studia, skoro ich jeszcze niezaczął? Ale zna się na wszystkim w Zakładzie, wszystkoumie zrobić, widział pan kierownik! A że nie jest inżynier. Anastraciła naraz całe uznanie dla tytułów,. patrzyła błagalnie to naNałęcza,to na Dorotę to co, że nie jestinżynier? Może jednak spróbujemy? Dorota uśmiechnęła siędo Nałęcza. Okres próbny, nic nie ryzykujemy. Wolnego, wolnego Nałęcz nie lubił, gdy go wyręczanow decyzjach. Czy on nigdzie nie pracuje? Pracuje. Ale dojeżdża doGdyni. Ucieszyłby się, gdyby miał pracę na miejscu. Dorota poklepałaAnę poplecach. Czy tylko dlatego,że na miejscu? Przed Zakład zajechała taksówka. Wysiadł z niej młodyczłowiek i przypomocy kierowcy wyładował z bagażnikapokaźną skrzynkę, duże płaskie pudło i ogromny bukiet goździków. Boże drogi! szepnęła Dorota. To Laskowski, nasz odbiorca zdumiał się Nałęcz. Kazio podniósłwłaśnie twarz znad skrzynki, którą pomagał nieść taksówkarzowi, i promiennymwzrokiemogarnął cały fronton starej wędzarni. Wszystkie dziewczęta były już w oknach. Ana z Zetkąwybiegłydo drzwi,żeby pomóc wnieść skrzynkę,któraokazała się skrzynką szampana. Kaziostanął w progu pokoju Nałęcza z ogromnympudłem i bukietem w ramionach. Przytrzymującte niewygodneprzedmioty, zdołałjednak wznieść do góry kciuk 'prawejręki. Bomba! zawołał. Wygraliśmy konkurs na wyroby czekoladowe. Pierwsze miejsce, medal dla fabrykii piętnaście patyków premii dlaKazia Laskowskiego! A wszystko dzięki pani dodał, bo Dorota patrzyła wciążokrągłymi ze zdumienia oczyma. Dzięki pani i Zakładowi! Są tu jakieś szklanki? Dziewczęta dzwoniły już szkłem. Nałęcz rozwijał kwiaty, które trafiły do niego, bo Kazio całował ręce Doroty. Pani, zdaje się, gniewała sięna minie7 207. Już nie szepnęła. Już nie. Gdzie Dominik? Boże,jak my dziś pójdziemyw Polskę! Musiała się roześmiać. Na szczęście już mu to nie grozi. Dopiero co wróciłamz portu, wyszedł w morze. Co za pech! Kazio stracił połowę humoru, ale zaraz znów go odzyskał, gdy na biurku Nałęcza pojawiłysię szklanki. Pozwoliłem sobie przywieźć kilka buteleczek szampana. Ale my pracujemy. słabiutko zaprotestował Nałęcz. Podczas godzin pracy. To przecież uroczystość na cześć pracy! Powinna byćwpisana do księgi pamiątkowej Zakładu! Nie macie takiejksięgi? Ja wam kupię! A szampan to nie alkohol. Tylkorozwesela! Daje inny poglądna świat! Strzelił korek, jeden, drugi i trzeci, podniesiono w góręszklankiz musującym płynem. Żebyśmyzawsze byli tacy genialni! zawołał Kazio. Może zadzwonię po Wiktora odezwała się Dorota. Bo połowa genialności przypada na megowspólnika odpatentu. I dziadka Dominika teżby warto zaprosić, żeby wypił jego część, iSmardzewską z góry, bo totafcże święto jej odmłodzonej starej wędzarni. Niech pani zaprasza! Kazio sięgnął po nową butelkęze skrzynki. Dla wszystkichstarczy! A co jest w tym pudle? niewytrzymała Ana. Ogromne pudło stało wciąż oparte o biurko, płaski karton metr nametr z odręcznie wymalowaną etykietą, przewiązany czerwoną wstążką. Prawda! Kazio chwycił sięza głowę. Czekoladki! To dla pani! Dla mnie? przeraziła się Dorota. Kiedy ja bymto zjadła? Nawetna cześć agar-agaru nie mogłabym siętak poświęcić wzięła pudłoiruszyła między dziewczęta