Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
- Mogę nawet dokładać do pieca - Zapewniłam gorliwie. Ruszyliśmy. Sen przeszedł mi jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Wnętrze starej lokomotywy ciekawiło mnie bardzo. Już coraz mniej takich zabytków poruszało się po torach. Panowie, bo było ich dwóch zabawiali mnie rozmową i co tu ukrywać jawnie podśmiewali się z mojej przygody. Kiedy wysiadłam w Goleniowie, mina mi zrzedła. - Co powiedzą w domu? - martwiłam się. Przecież nikt mi nie uwierzy w pomylenie pociągów. Znają przecież moje zamiłowanie do przygód, więc znowu pomyślą,że gdzieś mnie poniosło. Stało się tak jak przewidywałam. U cioci nikt nie spał. - A ty cholero jasna ! - krzyczała babcia, gdy tylko pojawilam się w drzwiach. - Babciu, ty nic nie rozumiesz ! - próbowałam się tłumaczyć. Zanim jednak dopuszczono mnie do głosu, dostałam kilka razy mokrą ścierką po plecach. Uwierzono mi w końcu, ale czułam się bardzo pokrzywdzona za niesprawiedliwe lanie. Rozdział XXVIII W trakcie roku szkolnego w dalszym ciągu udzielałam się w kółku teatralnym. Brałam udział w konkursie recytatorskim i w ogóle byłam grzeczną dziewczynką. Niestety moja niespokojna dusza nie dawała mi spać spokojnie. Wczesną wiosną moja trupa teatralna wystawiała spektakl pod interesującym tytułem ,,Zwariowany Stefek". Ja grałam rolę Stefka. Pewnie dlatego, że miałam krótkie włosy, no i był u nas, jak i we wszystkich tego typu teatrach amatorskich, niedobór chłopaków. No, nie chwaląc się aktorka też byłam niezłą, co z dobrym skutkiem wykorzystywałam w życiu. Po cyklu przedstawień w rodzinnym mieście zaproponowano nam wyjazd do Ostrowa Wielkopolskiego. Wszyscy byli zachwyceni takim awansem. Po tygodniowych przygotowaniach przyszedł nareszcie dzień wyjazdu. Pociąg do Poznania wyjeżdżał wieczorem, ale mnie już zaświtał w głowie nowy pomysł. Można pojechać autostopem! Mańka, co prawda nie należała do kółka, ale dla towarzystwa zgodziła się jechać ze mną. W tym celu udałyśmy się na trasę zaraz po lekcjach. Miałyśmy pieniądze, pełne brzuchy i tylko termin tym razem nie był obojętny. Musiałyśmy być w Ostrowie na dworcu najpóźniej wtedy, gdy pociąg z całą grupą wjeżdżał na peron. - To się da zrobić - tłumaczyłam Mańce, przecież mamy kilka godzin przewagi. Ona akurat najmniej się tym przejmowała. Ruszyłyśmy. Kierunek Łódź. Pierwszy samochód zatrzymał się natychmiast. Droga była dobra, więc kierowca pokonywał trasę z łatwością zabawiając nas rozmową: - To gdzie się panienki wybieracie? - Zagadnął. - Jedziemy na występy - odpowiedziałyśmy z dumą. Pan z niedowierzaniem pokręcił głową. - Tak same, po nocy? - Spóźniłyśmy się na pociąg - zełgałam na poczekaniu. - A, to co innego - stwierdził i po chwili dodał: - Ja niestety mogę dowieźć was tylko do Łasku. - Dobre i to - powiedziała Mańka. Łask - małe miasteczko gdzieś między Łodzią, a Kaliszem powitało nas już w nocy. Kierowca pomachał nam na pożegnanie i zostałyśmy same. Przejmujący chłód kazał nam ubrać się we wszystko co mamy. Wyglądałyśmy jak bałwany. Nie musiałyśmy jednak wstydzić się swojego wyglądu, bo nie było żywej duszy. Szosa pusta, tak jakby nigdy nikt tędy nie jeździł. Żaden nocleg nie wchodził w grę, bo nie miałyśmy na to czasu. Stałyśmy więc jak te sieroty i po raz kolejny w życiu żałowałam ,że wpadłam na następny głupi pomysł. - Głupie pomysły, to moja specjalność - powiedziałam głośno do zasypiającej koleżanki. - Zawsze o tym wiedziałam - odpowiedziała ze stoickim spokojem. - No wiesz, a ty to niby mądrzejsza? - Zapałałam świętym oburzeniem. - Sama to powiedziałaś - broniła się. - Co innego ja, a co innego jak ktoś to powie - podnosiłam głos. - Odwal się - skwitowała Mańka krótko. Kłóciłybyśmy się pewnie nadal, gdyby nie nadjeżdżający samochód. Kierowca jak gdyby wiedział, że musi zażegnać wiszącą na włosku nocną awanturę na szosie i zatrzymał się. - Do Kalisza - powiedział wychylając się z szoferki. - Dobrze, my też - odpowiedziałam pakując się do ciepłego wnętrza. Piąta rano, a my w Kaliszu. Do Ostrowa już niedaleko. Głód zaprowadził nas na dworzec. Tylko tam można było coś zjeść o tej porze. W dworcowym barze zamówiłam mój ulubiony napój - mleko. Mańka poprosiła o herbatę. Suche kanapki smakowały jak pierwszorzędna pieczeń. Po takim posiłku, nawet nie wiadomo kiedy zasnęłyśmy. Obudziłyśmy się trochę za późno i biegiem ruszyłyśmy na trasę. Niby było już niedaleko, ale musiałyśmy liczyć na łut szczęścia , bo gdy samochód nie zatrzyma się w miarę szybko, to klops. Na szczęście trasa była uczęszczana, kierowcy uczynni, więc dosyć szybko znalazłyśmy się w Ostrowiu. Naprawdę miałyśmy fuksa, bo na dworzec wpadłyśmy chwilę przed wjazdem naszego pociągu na stację. Nie obyło się bez bury. Moja instruktorka była oburzona moją lekkomyślnością. - Nina, gdzieś to dziewczyno była? Czy zdajesz sobie sprawę jak my się denerwowaliśmy? Cała sztuka byłaby położona gdybyś nie dotarła.- Krzyczała. - Przepraszam - powiedziałam tylko, zdając sobie sprawę z tego jak narozrabiałam. Pojechaliśmy do hotelu, a stamtąd na próbę. Wszystko wypadło świetnie, wiec szybko zapomniano o moim wyczynie. Mańka czując się nie najlepiej w naszym teatralnym towarzystwie zmyła się do jakiejś ciotki w Mogilnie. Nam pozostało tylko wystawić sztukę. Widownia w teatrze zapełniła się po brzegi. - Chyba biorą z łapanki - skwitował to mój kolega wyglądając dyskretnie zza kurtyny. Rozpoczęło się. Rolę miałam opanowaną doskonale, więc nie bałam się żadnej wpadki. Niestety. Trafiły się dwie, na szczęście zauważone tylko przez aktorów. Ja jako zwariowany Stefek, w pewnym momencie kłócę się z moją żoną. Chodzimy po scenie i w pewnej chwili, bezwiednie siadamy równocześnie po obu stronach zwykłej drewnianej ławy. Kiedy moja sceniczna małżonka płacze, ja zrywam się ze słowami:,, Dosyć tego!". Wtedy... ława przechyliła się gwałtownie i koleżanka wylądowała na tyłku. Rozległ się śmiech na sali i gromkie brawa, bo przecież była to komedia. Druga wpadka zdarzyła się tuż pod koniec sztuki. Stefek wysiadywał jajka zamiast kury, która uciekła mu z kurnika. Jajkami były kule bilardowe ułożone w tekturowym pudełku. Siedzę, więc sobie na tych bilardowych kulach, klepię swoją kwestię, a tu bile, jedna po drugiej, wolniutko toczą się po scenie i jest obawa, że zaraz stoczą się na widownię. Na ułamek sekundy zamarłam. Za chwilę opanowałam się i zmieniłam tekst, dostosowując go do sytuacji. Po czym pozbierałam te nieszczęsne ,,jaja". Sztuka została przyjęta bardzo dobrze. Wszyscy nam gratulowali. Czułam się z tym bardzo dobrze. Po raz pierwszy zrozumiałam , że nie tylko przygody liczą się w życiu. Mieszkałam w hotelu, jadłam w restauracji, byłam aktorką