Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

.. czy co[ w tym rodzaju. Dziwnie gadaB, krciB si po ogrodzie, ale miBy byB, naprawd.  Ale...  zdaje si, |e Wanda dopiero teraz odzyskaBa gBos.  Ale kto to byB, prosz pani? Przyjdzie jeszcze?  Tak, tak. ZapowiedziaB, |e przyjdzie, bo musi Klarze co[ powiedzie czy pokaza. No wic dlatego pytam, mo|e z nim ten angielski... Obiad byB skoDczony. NadeszBa pora, |eby Wand odprowadzi na przystanek. A my siedziaBy[my jak gBupie w kuchni, patrzyBy[my jedna na drug, a| w koDcu Wanda mruknBa:  Twoja babcia jest lepsza ni| David Copper-field. ZrobiBo si zupeBnie ciepBo, [nieg topniaB w tempie ekspresowym i zachodziBo du|e prawdopodobieDstwo, 202 |e Wigilia wcale nie bdzie biaBa, tylko zwyczajna, je-sienno-wiosenna. Dzisiaj byBo na tyle ciepBo, |e Wanda zrezygnowaBa nawet ze swojej wspaniaBej, puchatej, kremowej czapy i podobnego szalika. A ja miaBam szczer ochot zdj kurtk, cho byBo ju| ciemno i sBoDce od dawna nie [wieciBo. Jak to zim.  Szuka ciebie. Co[ ci chce powiedzie. Nie wiedziaBam ju| sama, co o tym my[le, wic nic nie odpowiedziaBam. SzukaB mnie. PytaB o mnie. Tajemniczy chBopak, który pojawiaB si nie wiadomo w jakim celu, tym razem przyszedB z caBkiem konkretnym, zaskakujcym zamiarem: chciaB si ze mn widzie. I powiedziaB to babci, jak gdyby nigdy nic.  MówiBam ci, |e masz ciekawe |ycie.  Tak, mówiBa[  przyznaBam.  Baardzo ciekawe. Zastanawiam si, czy jutro znowu bd w klasie te idiotki.  Te, co najbardziej na ciebie naje|d|aj? Wiesz co, Klara?  Wanda przystanBa na chwil. Nie patrzyBa na mnie, ale wiedziaBam, |e zbiera my[li, |eby precyzyjnie wypali jaki[ zarzut.  Ja ci chyba tych dziewczyn zazdroszcz.  Nie wygBupiaj si  warknBam.  Nie, naprawd. Bo wiesz... One przynajmniej maj do ciebie jaki[ stosunek. Lepszy, gorszy, 203 przezywaj ci, gadaj ci jakie[ gBupoty... A ja? Mam wra|enie, jakby si mnie po prostu bali.  Ta Bo|ena, z któr siedzisz?  Bo|ena! Jasne, ona te|. Ale te| i inni. Wszyscy, wBa[ciwie wszyscy.  Szanuj ci  osdziBam ze [miechem.  Szanuj! Nie wygBupiaj si. Szanowa mo|na babci, nauczyciela, ksidza, nie wiem kogo tam jeszcze. Ale kole|ank w klasie... No wBa[nie. Mam wra|enie, jakby nie traktowali mnie jak kole|ank.  Bo ty zawsze... No, nie obraz si Wanda, ale ty jeste[ zawsze taka...  Jaka?  No  wiedziaBam, o co mi chodzi, tylko nie wiedziaBam, jak to nazwa  zawsze wszystko wiesz, nigdy si nie skar|ysz, jeste[ taka za bardzo  wszechwiedzca".  Ja wszechwiedzca! No to co ja mam robi?  Powiedz tej swojej Bo|enie, |e masz jaki[ problem. {e bol ci zby. Albo |e si nie wyspaBa[. Albo |e boisz si matmy. Albo |e nie chciaBo ci si przygotowa z polaka.  No co[ ty... A co to mo|e pomóc w problemach? Zreszt, co j to obchodzi?  No wBa[nie  wkurzyBam si. Rzadko mi si zdarza zezBo[ci na Wand, ale tym razem przez chwil 204 miaBam ochot j udusi