Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

A związki z teatrem pozostały na całe życie, co się wyraziło przede wszystkim w znakomitych recenzjach teatralnych uprawianych przez długie lata w Krakowie i Warszawie. Złożyły się one na dziesięć tomów Flirtu z Melpomeną (łącznie felietonów teatralnych jest tomów siedemnaście), wyrosła też z tego książka o Fredrze zadzierająca z oficjalną „fredrologią” i książka o Molierze. Zainteresowania Boya były bardzo rozległe. A więc literatura polska – i akcja „odbrązawiania” Mickiewicza, literatura francuska i liczne książki i studia, książka o Marysieńce Sobieskiej, zbiory felietonów. Zainteresowania nie ograniczały się do literatury: był jednym z pierwszych bojowników o prawa kobiety, o rozwody, o świadome macierzyństwo. 175 Ale najwięcej chyba zdziałał jako tłumacz literatury francuskiej, tłumacz wspaniały. Jest tych przekładów kilkaset, obejmują całą literaturę francuską, od Pieśni o Rolandzie po Prousta. Nikt – ani przed nim, ani po nim – nie dokonał czegoś podobnego. Boy łączył podejście społeczne, ekonomiczne z zainteresowaniami erotycznymi – zdarzało się często, że szokował swoich współczesnych. Pisał językiem lekkim, dowcipnym, zrozumiałym. Zapewne miał rację Irzykowski, zarzucając mu powierzchowność, ale finezji i wirtuozerii stylu nikt mu zaprzeczyć nie jest w stanie. Uważano też, że nikt na kulturę polską dwudziestolecia nie wywarł wpływu tak potężnego – jeśli idzie o związanie Polski z kulturą francuską, to jego dzieło nie ma chyba znanego mi odpowiednika w dziejach świata. Zabijając Boya w 1941, Niemcy kładli kres całej epoce. 176 Dramat 177 Klasycy W porównaniu z poezją i prozą dramat dwudziestolecia jest znacznie skromniejszy. Nie był to, co prawda, nigdy w Polsce gatunek tak dynamiczny, jak we Francji, Anglii czy Hiszpanii, ale przecież dwudziestolecie następuje bezpośrednio po największym u nas wybuchu teatralno-dramatycznym, czyli po Młodej Polsce. I ten wybuch w istocie rzeczy trwa dalej, reforma Wyspiańskiego znajduje wielkich kontynuatorów, mamy wielkie spektakle, znakomitych ludzi teatru, wspaniałych aktorów i nie najgorszą krytykę. Powiedzmy od razu, że jest to ciąg bardzo jednolity i konsekwentny, a nie urywa się wcale w roku 1939, trwa dalej, do dzisiaj. W istocie pod względem teatralnym dwudzieste stulecie w Polsce stanowi całość i jest to bezspornie stulecie chwały. To jest osobny, wielki temat, te dzieje polskiego teatru od Wyspiańskiego po Grotowskiego, Kantora czy nawet dalej. W dwudziestoleciu cała plejada wielkich. Leon Schiller i Szyfman, Solski i Osterwa z „Redutą”, Jaracz, Zelwerowicz, Frycz, Drabik, Pronaszko, rozwój kabaretu... Ale to był teatr, który mimo różnych wsparć i subwencji musiał na siebie zarobić, często dawać premiery, musiał podbić widza, a nie każdy ma ochotę przeżywać Hamleta każdej niedzieli. Ilościowo dominującym gatunkiem stała się więc komedia w bardzo wielu odmianach, bardzo różnej jakości literackiej. Najczęściej nie były to dzieła trwałe, tłumaczyły się ze względu na aktualną sytuację, uprawiały publicystykę, wspierały przeróżne programy polityczne. Na dodatek nic tak szybko się nie starzeje jak humor; chyba nikt na świecie nie potrafiłby się dziś śmiać z Arystofanesa, gdyby nie rozpaczliwe wysiłki reżyserów i aktualizatorów. Tego więc było najwięcej, komedia była typowym rodzajem dramatycznym dwudziestolecia i najmniej nas już interesuje. Przecież jednak na tym się rzecz nie kończy. Byli wielcy kontynuatorzy moderny, tacy jak Żeromski i Rostworowski. Byli twórcy niedocenieni, którzy dopiero w ostatnich latach dostąpili sprawiedliwości. Z nich pierwszy to Stanisław Ignacy Witkiewicz, ale także Gombrowicz – jako autor Iwony, księżniczki Burgunda – i Stanisława Przybyszewska. Wreszcie autor o piórze najcieńszym i najlżejszym, Jerzy Szaniawski. Jeśli do tego dodamy Słonimskiego, Pawlikowską, Peipera, Wandurskiego, Iwaszkiewicza, Morstina, Nowaczyńskiego, to okaże się, że wcale ich tak mało nie było. I na ogół życiorysy autorów zahaczały bądź o epokę wcześniejszą, bądź o Polskę Ludową stanowiąc jedno, bynajmniej niebagatelne pasmo. Pierwszą trwałą cząstkę tego pasma stanowi, podobnie jak w prozie, twórczość Żeromskiego. 178 Podobnie i niepodobnie. W prozie miał już za sobą Żeromski arcydzieła, w teatrze świadczyła za nim tylko Róża (1909) poświęcona rewolucji 1905 roku, o strukturze luźnej, modernistycznej. W opinii krytyków dopiero teraz, u schyłku życia Żeromski zaczyna się uczyć dramatu, uczyć teatru. Mniej zgodny jest pogląd, czy go się rzeczywiście zdążył nauczyć. W 1919 powstaje Ponad śnieg bielszym się stanę, rzecz niezbyt składna, łącząca różne sprawy i tematy, o której powiedziano, że akt pierwszy mógłby być samoistną tragedią, drugi sceną z powieści, a trzeci publicystyką. Ogólny temat to wina i odkupienie albo, jak chcą inni, klątwa i jej spełnienie. Rzecz dzieje się w kresowym majątku objętym powodzią. Na przyjazd narzeczonego czeka Irena, wychowanka Rudomskiej. Czeka też zakochany w Irenie Wiktor Rudomski, sterroryzowany przez matkę i kochany z kolei przez majętną Helenę. Irena też zresztą narzeczonego nie kocha, kocha natomiast Wiktora i zarzuca mu słabość. Zrozpaczony Wiktor podnosi stawidło, zatapiając drogę wśród stawów. Ginie nadjeżdżający właśnie narzeczony Ireny i kilka innych osób ze wsi. Dochodzi w atmosferze nienawiści całej wsi do wzajemnych oskarżeń. Wiktor wyjeżdża z Ireną wyklęty przez matkę, życzącą mu odjęcia rąk, nóg i języka. Akt drugi pokazuje Irenę i Wiktora klepiących biedę, gdyż Wiktor zarabia nędznie, a nie chce się do matki zwrócić o pomoc. Matka zresztą pokutuje za syna, wznosząc własnoręcznie kaplicę grobową dla utopionych. Ostatecznie Irena zdradza męża ze znajomym, a Wiktor otrzymuje powołanie do wojska. Akt trzeci to powrót Wiktora do rodzinnego majątku