Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
- Ale planu nie popieram. Co się stanie jeśli Kozah nie ześle kolejnej burzy? Jeśli Zhentarimczycy nie osłabną? Kilku wojowników przyłączyło się do pytania Al'Aifa, ale szejk miał dla nich gotową odpowiedź: - Przyjaciele, jeżeli nie będziemy mogli uciec w ciągu sześciu miesięcy, przysięgam wam, że poderżniemy najeźdźcom więcej gardeł, niż moglibyśmy zabić walcząc dzisiaj. Al'Aifa został uspokojony, reszta wojowników i starszyzna gorąco przystali na ugodowy plan szejka, Ruha jednak miała wrażenie, że sami się oszukiwali. Pamiętając bystre, taksujące spojrzenie bladego mężczyzny, który towarzyszył Zarudowi podejrzewała, że Zhentarimczycy przewidzieli i takie rozwiązanie i już dawno znaleźli sposób, żeby mu zapobiec. - Teraz przyprowadź Zaruda, chłopcze - rzekł szejk. - Im szybciej powiemy mu, o naszej decyzji, tym szybciej znowu będziemy wolni. W chwilę później sługa opuścił khreima i ruszył w stronę odległego krańca obozu. Ruha, chcąc opowiedzieć ojcu o Landerze zanim chłopiec wróci z Zhentarimczykiem, weszła do namiotu. W przyciemnionym świetle, jakie dawały migoczące łojowej lampki, ujrzała ojca siedzącego na swoim zwykłym miejscu u szczytu namiotu, po jego lewej stronie stało pięciu starców szczepu, naprzeciwko zaś nich Al'Aif, Nata i czterech innych wojowników. Wszyscy patrzyli na nią niechętnie, kiedy podchodziła do ojca -. podejmowanie ważnych decyzji było u Mtair Dhafirów męskim zajęciem, kobiety nie były mile widziane na takich naradach. Zignorowała złowrogie spojrzenia i patrząc dokładnie na ojca zaczęła:. - Słyszałam jaką podjąłeś decyzję. Zanim... - Nasze decyzje nie powinny obchodzić cię, wiedźmo - przerwał Nata. Ruha obrzuciła wojownika surowym spojrzeniem i odpowiedziała jednostajnym, spokojnym głosem: - Rzeczywiście tak jest, Nata. Wolałabym raczej wieść pustelniczy żywot, niż dzielić z tobą niewolniczy żywot. Twarz wojownika pociemniała ze złości. Próbował wyjąkać odpowiedź, ale ona odwróciła się do ojca nim zdołał wydobyć choćby słowo. - Ojcze, chciałabym ci coś pokazać zanim wprowadzisz swoje plemię na taką drogę. Starzec zmarszczył czoło. - Więc zrób to, proszę, szybko. Ruha dostrzegła zaciekawione spojrzenia, wiedziała, że zdradzenie obecności Landera przed wszystkimi tymi mężczyznami równało się poinformowaniu o tym samego Zaruda. - To widok przeznaczony wyłącznie dla twoich oczu. Gniewne pomruki i chrząknięcia przebiegły przez namiot. Ojciec popatrzył najpierw na starców, potem na wojowników i rzekł: - Czyż nie opowiedziałaś mi wcześniej o wszystkim, co wiesz? Ruha skinęła. - Jest jednak coś jeszcze. - Jeżeli jest to istotne, powiedz mi o tym tutaj - rzekł szejk. - Inaczej będzie to musiało poczekać. - A więc poczeka - westchnęła Ruha. Gdy szykowała się do wyjścia, mały sługa wrócił z Zarudem - po piętach deptał im Kadumi. - Jeżeli nie masz nic przeciwko, szejku, chciałbym usłyszeć, co postanowiliście - oznajmił Kadumi przystając u wejścia. Szejk westchnął i machnął ręką, by chłopak wszedł do namiotu. - Zasłużyłeś na to, żeby wiedzieć. Ruha ruszyła za szwagrem i Zarudem, wpatrując się ponuro w tego pierwszego. Gdy weszła, Zhentarimczyk złapał ją za rękę i potrząsnął głową, po czym powiedział coś niezrozumiałego w swoim języku i dał znak, by została. Zaskoczona spojrzała na ojca - skinął. Zarud chwycił ją za rękaw i delikatnie pociągnąwszy ruszył w kierunku centrum kręgu rady szejka. Jego śmiałość w dotykaniu beduińskiej kobiety wywołała grymas niezadowolenia zarówno u wojowników jak i u starszyzny. Ruha wyswobodziła się z uchwytu. Zhentarimczyk zaś nie zwracając uwagi ani na wdowę, ani na doradców, zaczął zadawać pytania. Nikt nie mówił jego językiem, lecz nie trzeba było rozumieć słów, by się domyślić, że chce poznać decyzję Mtair Dhafir w sprawie przymierza. W oczach wszystkich bez wyjątku Beduinów widniało nieme pytanie: dlaczego chciał, by kobieta, a konkretnie Ruha, pozostała? Szejk zerknął na córkę, po czym zwrócił się do Zaruda starannie ukrywając pod nieruchomą maską twarzy odczuwaną ciekawość: - Mtair Dhafir zgadzają się na przymierze - powiedział kiwając głową. Twarze kilku starców i wojowników wykrzywił nieszczery uśmiech - szejk nie złożył przysięgi na lojalność i nie ślubował przyjaźni. W beduińskim rozumieniu Sabkhat nie zobowiązał się do żadnego sojuszu. Zarud uśmiechając się pochylił głowę przed szejkiem, potem przed starszyzną i wojownikami - znów coś powiedział, ale tym razem nikt nie zrozumiał co. Mężczyźni Mtairów popatrzyli po sobie pytająco. Cały czas ściskając nadgarstek Ruhy Zarud znowu przemówił, wskazując w stronę Bitter Well, gdzie obozowali Zhentarimczycy. Położył dłoń na ustach i coś pokazał, po czym zrobił to samo z wdową. - Chce ją zabrać, by nauczyła ich naszej mowy - stwierdził jeden ze starców. Ruha wyszarpnęła nadgarstek. - Nigdy! Zhentarimczyk ponownie chwycił jej rękę. Szybko mówiąc i kiwając wskazał na dwóch starców, potem na Al'Aifa i Natę, w końcu znów w stronę Bitter Well. - Czemu potrzebuje tak wielu nauczycieli? - spytał Nata. - Coś jest nie w porządku! Kadumi podszedł do Zhentarimczyka, a jego ręka powędrowała w kierunku rękojeści jambiya