Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

.. – Fantku, Fantazjuszu, ty i za dużo przeżyć! Koniec świata i okolicy – śmiali się bracia. Fantkowi nie było do śmiechu. Nie żeby za dużo przeżył – wytrzymałby i trzy razy tyle. Tylko że wszystko jakoś poszło nie tak. Chciał zadziwić braci, pokazać, jak trzeba działać śmiało i z rozmachem, ale widać rozmachnął się za mocno i teraz bracia, zamiast go podziwiać, śmieją się z niego łaskawie i wyrozumiale. – Idźmy już, szkoda czasu – przerwał cierpko ich śmichy-chichy. Nibek obejrzał się na pole Fantkowych wyczynów. Trójka ludzi zajęta była liczeniem wyrwanych pni. – Dobrze. Za najbliższym zakrętem siadajcie do Landrovera. A na kempingu nie róbcie przypadkiem żadnych czarów! – Jak to „siadajcie”? A ty? – wykrzyknęli młodsi. – Widzicie, tak sobie przypomniałem, co mówił Hadron o skutecznym działaniu. Pamiętacie? Energia, informacja, organizacja. I wyszło mi na to, że w energii najlepszy jest Fantek, w organizacji nikt nie przewyższy Robka, więc dla mnie zostaje informacja. – Całe szczęście! – wyrwało się Fantkowi. – Myślałem, że każdy będzie musiał... – Każdy, ale ja przede wszystkim. Dlatego tu zostanę, schowam się dobrze w jeepie i potem trochę sobie pomieszkam w nadleśnictwie. Nie możemy działać od przypadku do przypadku. Trzeba wiedzieć, co ważne, co możliwe, co z czego może wyniknąć... – Będziemy się o ciebie bali! – zawołał Fantek. – Jak już, to jedźmy wszyscy! – Bez sensu – powiedział Robek. – Pewnie, że będziemy się bali. Ale gdybyśmy byli wszyscy razem, to balibyśmy się jeszcze bardziej. Każdy o każdego. Nie, trudno, są wyprawy na trzech i są wyprawy na jednego. Ta jest właśnie taka. Tylko umówmy się, że jeśli za trzy dni nie wrócisz, jedziemy na pomoc. – Za tydzień. Idźcie już, bo to podejrzane, że tak długo stoimy przy ich wozie. – Nie widzą nas teraz – sprawdził Robek. – Weszli za piramidę pni. Więc nie musimy chować się za zakrętem. – No, to już. „Szyszka, żołądź, jagoda, mak”... Nibek zobaczył nad sobą wysoki stopień jeepa i pożałował, że zrobił się „w sam raz” stojąc na ziemi, nie na stopniu. Szczęściem Robek nie był taki szybki – nim sięgnął po promionek, wyjął z kieszeni Landrovera i postawił koło Fantka. Potem ujął delikatnie Nibka i przeniósł na tylne siedzienie jeepa. – Wsuń się za to naderwane obicie, o tu, z boku – poradził. – Cześć! Wracaj szybko, wszechwiedzący jak encyklopedia. Fantek już się usadowił w Landroverze, skromnie, na miejscu przy kierowcy. Robek nie zwracał na niego uwagi, póki nie usłyszał podejrzanego pociągania nosem. – Trzymaj się – mruknął. – Bo nawet się z nim nie pożegnałem! A jak mu się coś... Tylko nie mów, że on się tam musi pchać przeze mnie! – I tak by musiał. Z informacją u nas naprawdę krucho. – Właśnie. Wiesz, którędy jechać do tego kempingu? – Zapamiętałem wczoraj trochę znaków rozpoznawczych. Musiał ich zapamiętać sporo, bo sunął po królestwie Nurasów jak po swoim. Nibek pewnie ciągle nudził się w jeepie, a oni już byli przy kempingu. – Brama zamknięta na dwie kłódki, a w płocie dziura. Ech, ci ludzie! – zaśmiał się Fantek. – Kłódki zdążyły zardzewieć, a dziura świeża. Jakby na nas czekała. Wjechali przez rozprutą siatkę, zaparkowali wóz pod najbliższym domkiem i ruszyli na obchód. W opustoszałym wczasowisku nie było nic ciekawego. Pudełkowe domki zabite na głucho deskami, pod huśtawkami wielkie kałuże, a w piaskownicy zeschłe liście. – Jedźmy dalej, tu tak nudno i pusto – niecierpliwił się Fantek. – Czekaj, zaraz. Popatrz, do tamtego domu ktoś się dobierał – Robek wskazał okno, które chroniła tylko jedna deska. Druga, oderwana, leżała nie opodal. Sterczały z niej powykrzywiane, ale jeszcze błyszczące gwoździe. – Musimy to naprawić, Nibek powiedział nadleśniczemu, żeśmy tu sprawdzali zabezpieczenie, więc niech wygląda, że naprawdę. – Ee, tam. Kto będzie wiedział, że my to my? – Ostrożność nie zawadzi. Robek poszedł do wozu po toporek, a Fantek przepatrywał ziemię pod nadszarpniętym oknem. – Znalazłem odciski butów! – zawołał. – Niezbyt duże. To nie był nikt dorosły. Założę się, że Benio i Henio. – Niewykluczone. Oni z nudów i złośliwości gotowi pomalować cały las na czerwono w kratkę. Żeby przybić na powrót deskę, musieli znowu użyć promionków. A jak już użyli, to za jednym zachodem Robek naprawił siatkę, a Fantek zafundował sobie wzrost średnio nadludzki i na bramie, której nie chronił drut kolczasty, pracowicie pozaplatał zeszłoroczne pędy jeżyn. – No, ślicznie! – powiedział zadowolony. – Ludzie powinni w nagrodę natychmiast w nas uwierzyć i składać nam w podzięce dary, jak za dawnych czasów. Nie mamy czego do zjedzenia? – Mamy w wozie. Ale myślę, że poobiadujemy w stoczni Nurasów