Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Gdyby wtedy Mefistofeles odkrył karty i powiedział mu całą prawdę, Faust po prostu wziąłby go za wariata. Zresztą, aby udowodnić, że przyleciał z innej planety, Mefistofeles musiałby wyjaśnić średniowiecznemu uczonemu wszystko, poczynając od tego, że Ziemia obraca się wokół Słońca, a kończąc na teorii względności, kwantowej fizyce i schemacie fotonowego silnika. Bezspornie sędziwy Faust; mimo swych niezwykłych zdolności, nie byłby w stanie przyswoić sobie takiej liczby nowych informacji i wszystko mogłoby zakończyć się w tragiczny sposób, co Mefistofelesa absolutnie nie urządzało. Znacznie prościej było podać się za nieczystą siłę, z którą kontakt uważano wtedy za rzecz straszną, ale powszednią. I, jak wiemy, Faust z łatwością uwierzył w tę mistyfikację. Tym bardziej że wykorzystując nie znane na Ziemi osiągnięcia emskiej nauki i techniki Mefistofeles umiał przechodzić przez ściany, Latać, stawać się niewidzialny słowem, robić to, co z punktu widzenia Fausta było dowodem przynależności Mefistofelesa do określonej kategorii sług piekła. Ale dlaczego Mefistofeles musiał tak długo cackać się z Faustem? Czyż nie mógł w podstępny sposób wywieźć go na M? Po co potrzebny był mu własnoręczny podpis doktora? Myślę, że wszystko to należy tłumaczyć tym, że na planecie M wielki rozkwit przeżywały nie tylko nauka i technika. I w czasie kiedy na Ziemi panowały samowola i bezprawie średniowiecza, na M demokracja znajdowała się już na takim poziomie, a wolność jednostki ceniona była tak wysoko, że jakikolwiek przymus fizyczny w stosunku do jednostki, nawet z innej planety, uważano za rzecz absolutnie niedopuszczalną. Mefistofeles wiedział, jakie czekają go nieprzyjemności, jeśli naruszy to prawo, i dlatego też bezwzględnie potrzebny był mu własnoręczny podpis Fausta świadczący o tym, że on, Faust, opuścił Ziemię z własnej woli. I podpis ten, jak wiemy, zyskał, przekonawszy uczonego, że ten podpisuje dokument o sprzedaży własnej duszy. Ale tu nasuwa się delikatne pytanie: jak przedstawiciel wysoko rozwiniętej cywilizacji wychowany w duchu bezgranicznego szacunku dla jednostki mógł oszukiwać biednego starego Fausta? Jak mógł wykorzystać ciemnotę uczonego dla własnych celów? Tak, tego nie można byłoby wytłumaczyć, gdybyśmy nie uwzględnili tego faktu, że Mefistofeles długi czas kontaktował się z ludźmi. A środowisko, jak wiadomo, wpływa na każdą rozumną istotę. I jeszcze jedno: wygląd Mefistofelesa: Można oczywiście założyć, że rogami, ogonem, pokrytym sierścią pokrowcem i temu podobnymi atrybutami kosmiczny gość przyozdobił się tylko po to, aby odpowiadać wyobrażeniom Fausta o nieczystej sile. Sądzę jednak, że to nieprawda. Przecież mieszkańcy planety M wcale nie muszą wyglądać tak jak my. I dlatego jest rzeczą całkiem możliwą, że mają rogi, ogon i tak dalej. Być może są to tylko szczątkowe narządy, coś w rodzaju ludzkiej ślepej kiszki. A być może są to organy pełniące określone funkcje. Na przykład to, co nazywamy rogami, może być w rzeczywistości anteną w kształcie litery V, służącą do odbioru telepatycznych transmisji. (Nie na próżno Mefistofeles potrafił czytać myśli na odległość.) A skoro rogi to antena, w takim razie ogon jest oczywiście uziemieniem. A jeśli przypomnimy sobie, jak z sierści kotów wylatują iskry, to można wysunąć przypuszczenie, że gęsta sierść charakterystyczna dla Emijczyków jest akumulatorem i źródłem prądu zasilającego biowzmacniacze bloków telepatycznych. Ale dlaczego, możemy zapytać, wygląd zewnętrzny Emijczyków tak pokrywa się z wyglądem nieczystej siły? Otóż mamy tu do czynienia z interesującym, klasycznym przypadkiem zastąpienia przyczyny przez skutek