Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Poza tym czuję, że jestem gotowy do bardziej odpowiedzialnej pracy. Stać mnie na więcej. Chcę, żebyś przyjął mnie na wspólnika. Kenny nie spodziewał się, że Filip przedstawi mu to tak jasno. - Nie myśl, że nie rozważaliśmy tego... - Chcesz przez to powiedzieć, że rozważaliście i odrzuciliście mnie? Czy powiedziałbyś mi łaskawie dlaczego? - Sprawy sądowe to nasza specjalność i wszyscy nasi adwokaci muszą być w stanie prowadzić rozprawy przy otwartych drzwiach. Nie chcę ci robić przykrości, ale szczerze mówiąc, wszyscy uważamy, że nie jesteś jeszcze do tego przygotowany. - Skąd wiecie, co potrafię? Nigdy nie pozwoliłeś mi wystąpić w sądzie, poprowadzić choćby najprostszą sprawę. Nie mógłbym być bardziej niedoceniony. Kenny popatrzył na niego życzliwie. - Fil, to pozostanie między nami? - Oczywiście. - Fil, widziałem cię, kiedy jesteś zmęczony lub zestresowany. Wówczas bardziej utykasz. Na twarzy maluje ci się napięcie. Na miłość boską, spójrz na swoje ręce - drżą! Filip spuścił wzrok. Trzęsą mu się ręce? Nie zauważył tego. Ale prawdą było, że kulał bardziej, kiedy był zmęczony. Po raz kolejny czuł się bezsilny, by zaprotestować, by upierać się, że wszystko z nim w porządku. Widać było, że tak nie jest, a wygląd bardzo liczył się w sądzie. - W porządku - rzekł w końcu. - Na razie przyjmuję ten werdykt. Ale chciałbym, żebyś wziął to pod uwagę, że nie mogę tu bez końca czekać. - Jeśli uważasz, że znajdziesz inne miejsce gdzie będzie ci lepiej... Przez moment opanowała Filipa panika. Nie mógł się obejść nawet bez jednej wypłaty, a skoro tak z nim źle jak Kenny utrzymuje, może mieć kłopoty ze znalezieniem pracy. - Nie powiedziałem, że chcę odejść - odparł prędko. Kenny bez celu przerzucał jakieś papiery na biurku. - Powiem ci coś, Fil. Postaram się dla ciebie o podwyżkę. Może to coś zmieni. - Byłbym ci wdzięczny. Przez kolejne tygodnie Filip starał się nie myśleć o tym, co powiedział Kenny, ale zaczęły go prześladować wątpliwości, nie podchodził już do swoich obowiązków z dawnym entuzjazmem, ani nie podejmował się na ochotnika dodatkowych zleceń. Anna cieszyła się, kiedy przychodził punktualnie na obiad i nie zwracała uwagi na jego dochody. Zakładała, że wszyscy prawnicy mają zaniżane pensje dopóki nie staną się wspólnikami. Nawet nie dopuszczała myśli, że Filip mógłby ponieść porażkę. Jedynym jej strapieniem był pogarszający się stan Ewy, która gasła prawie z każdym dniem. Simon z Anną robili wszystko, by zachęcić ją do jedzenia i urozmaicić jej długie dni. Anna zrezygnowała z pracy i całkowicie poświęciła się pielęgnowaniu Ewy. Niestety, coraz słabiej reagowała i pewnego styczniowego ranka zapadła w stan śpiączki. Umarła, zanim Filip zdążył przyjechać z biura. Anna nie spodziewała się, że tak bardzo będzie brakowało jej Ewy, podczas wojennych lat zgryzoty bardziej zbliżyły się do siebie niż większość rodzonych córek i matek. Teraz czuła się równie opuszczona jak Simon. Filip przynajmniej miał pracę; dla Anny i Simona dni straciły swój sens. Anna była tak przygnębiona, że nie zauważyła, że nie miała okresu od prawie dwóch miesiący. Przez kolejne tygodnie obawiała się, że może nie jest w ciąży, więc odkładała wizytę u lekarza. W końcu poszła zrobić sobie test. - Nie, pani Coulter, nie ma wątpliwości. Spodziewa się pani dziecka. Rzekłbym, we wrześniu. Radość Anny przesłaniał tylko fakt, że nie było Ewy, by ją z nimi dzielić. Stał się cud, o który oboje długo się modlili. Anna nie mogła doczekać się powrotu Filipa. Kiedy wrócił z pracy, rzuciła mu się w ramiona. - Wielkie nieba, czy zapomniałem o czymś? - zaśmiał się. - Urodziny? Może jakaś rocznica? - Urodzimy we wrześniu. Ach, Filipie, będziemy mieli dziecko. Anna nie widziała Filipa tak bezmiernie szczęśliwego od pierwszych dni ich małżeństwa. Nawet Simon stracił smutny, ściągnięty wyraz twarzy, który pojawił mu się po śmierci Ewy. Filip pracował teraz ze zdwojoną ambicją, a Anna z Simonem przygotowywali pokój dla dziecka. 6 września 1949 roku Anna urodziła dziewczynkę. Nazwali ją Ewa Luiza, ale od początku mówili na nią Evie. Łzy wzruszenia płynęły Simonowi po policzkach, kiedy zobaczył dziecko. To tak, jakby jego ukochana Ewa odrodziła się w tej małej wnuczce. Simon chciał umrzeć z Ewą, ale teraz, przyglądając się maleńkiej Evie, wiedział, że ma nowy cel w życiu. W tym właśnie momencie zrodziło się w nim ślepe uwielbienie dla małej dziewczynki, które przetrwało do końca jego dni. Kiedy Filip zobaczył wreszcie swoją córkę, jego serce przepełniła miłość, jakiej dotąd jeszcze nie doświadczył. Nawet gdyby niczego w życiu nie osiągnął, mógł być dumny będąc ojcem takiego pięknego dziecka. - Evie - wyszeptał, dając jej naszyjnik, który nosiła potem przez całe życie. - Jesteś moją przyszłością. Od tej chwili Evie stała się wszystkim dla Filipa