Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Ponieważ Darwin jest miastem rozległym, szpital był położony o dobre 5 kilometrów od portu. Taksówki były zbyt kosztowne, aby jeździć nimi dwa razy dziennie do szpitala, więc z konieczności musiałem wędrować na piechotę w oślepiającym słońcu po tych prostych, nie kończących się, pełnych kurzu ulicach. Mimo że było to niewątpliwie korzystne dla mojej duszy i tuszy, wysiłek ten był bardzo męczący i zacząłem trochę .podupadać. Z trudności tych wybawił mnie Cari Atkinson, który miał przedsiębiorstwo ratownicze i stocznię łodziową w zatoce, zwa nej Zatoką Doktora Cove'a, i położonej niedaleko od szpitala. Zaproponował mi on, abym zakotwiczył tam, i to w dodatku bezpłatnie. Przyjąłem tę propozycję z wdzięcznością, szczególnie że miało to jeszcze dodatkową zaletę: katamaran mógł tam stsć przez większość czasu sucho i wysoko na piaszczystej plaży, na której dzieci mogły się bawić prawie bez ograniczeń. Mogliśmy też po raz pierwszy od opuszczenia Fidżi oskrobać kadłuby jachtu z wodorostów i skorupiaków i pokryć je świeżą warstwą farby przeciwporostowej. Tutejsze dzieci, przeważnie białe, z niewidoma dziećmi tubylczymi wśród nich, bawiły się przez cały dzień na plaży, łapiąc przy odpływie wielkie niebieskie kraby w skalnych jeziorkach i pływając w czasie przypływu. Dzieciaki te zaprzyjaźniły się z Susie i Vicky, a ja nie mogłem oprzeć się wrażeniu, jakie na mnie wywierała niewymuszona, naturalna uprzejmość znacznie starszych chłopców i dziewcząt, z jaką otaczali opieką dwójkę naszych, o wiele młodszych od siebie, dzieci. Ze wspomnień o tym okresie oczekiwania na czoło wysuwa się wielokilometrowa jazda samochodem poprzez gryzący dym płynący ponad drogą od płonących zarośli i ton lekceważącej odpowiedzi, jaką zostało skwitowane moje lękliwe pytanie na temat pożarów buszu". „To nic, to tylko błysk w trawie!'' Drugie wspomnienie dotyczy postawy jednego z naszych znajomych. Musiałem się widocznie skarżyć na chorobę Fiony, gdyż powiedział mi: „Tym niemniej jesteś szczęśliwy, bo twoje małżeństwo jest udane. Ja miałem trochę kłopotów domowych". Nie chcąc poruszać tak delikatnych spraw, zmieniłem temat rozmowy. Dzień czy kilka dni później ktoś inny, opowiadając mi o tym człowieku, za-. pytał, czy słyszałem coś o jego żonie. „Tak" — odpowiedziałem, powtarzając określenie, którego użył w rozmowie ze mną. „Trochę kłopotów domowych!" — wykrzyknął mój rozmówca. — „Przecież ona wpakowała mu w brzuch trzy kule rewolwerowe!" Doszedłem do wniosku, że Anglicy nie mają jednak monopolu na skrytość! W ciągu niecałego tygodnia niepewność co do choroby Fiony wyjaśniła się. Po pięciu dniach w szpitalu wynik badania S.G.O.T. spadł wprawdzie, ale tylko z 200 do 140, co było jeszcze wartością bardzo wysoką. Lekarze zdecy- dowali, że co najmniej trzy miesiące trzeba czekać, zanim Fiona będzie mogła bez ryzyka podjąć żeglugę oceaniczną n-3 pokładzie jachtu. Przedwczesne wyruszenie mogło pociągnąć za sobą poważne niebezpieczeństwo chronicznej żółtaczki, powodującej trwałą marskość wątroby, albo też ostre niedomaganie wątroby, które można by wyleczyć tylko przez stosowanie cortizonu. Żadne z tych niebezpieczeństw nie groziłoby jednak w razie podróży powietrznej •; Fiona mogłaby bez żadnych obaw polecieć natychmiast do Południowej Afryki. Trzymiesięczne oczekiwanie musiałoby się w rzeczywistości przeciągnąć do sześciu miesięcy ze względu na porę cyklonów. Mógłbym oczywiście znaleźć okresowe zatrudnienie w Darwin jako lekarz, ale takie opóźnienie naszego powrotu do Anglii uniemożliwiłoby Priscilli odbycie rejsu do końca. Matka Fiony, mieszkająca w Johannesburgu, pomogła nam rozwiązać ten problem: zaofiarowała się, że opłaci koszt przelotu Fiony. Pomiędzy tymi dwoma krajami istnieje tylko jedne połączenie lotnicze tygodniowo: samolot odlatuje w sobotę z Sydney i ląduje w Melbourne, w Perth, na Wyspach Kokosowych i na wyspie Mauritius. Ażeby złapać ten sa- molot, Fiona musiałaby wylecieć z Darwin w piątek przed świtem i przenocować w Sydney. Czasu było mało. Jeden cały dzień zajęły nam próby uzyskania połączenia telefonicznego z Afryką. Około godziny siódmej wieczorem nie udało mi się go jeszcze dostać i siedziałem, pisząc, pod milczącym telefonem ściennym Carla. Przykry odblask nie osłoniętej żarówki oświetlał otaczającą mnie zbieraninę inkrustowanych koralami lornetek okrętowych, zakurzonych bloków i błyszczących silników zaburtowych Merkury. Dzwonek telefonu, który obwieścił koniec tego oczekiwania, nie przyniósł dobrych-wiadomości. Telefonistka zakomunikowała mi z żalem, że krótkofalowe połączenie radiowe przez Ocean Indyjski zostało przerwane na całą noc na skutek burz elektrycznych. Muszę spróbować jeszcze raz jutro. Zacząłem ją błagać o możliwość jakiegoś innego połączenia. Nie, właściwie nie ma, ale w bardzo wyjątkowych wypadkach możliwe było czasami uzyskanie połączenia okrężną drogą przez Anglię. Wytłumaczyłem jej, jakie znaczenie ma--dla.-Fiony wy ia%l ^stąd-i; przyczynę mojej niechęci spędzenia jeszcze tygodnia w Darwin w obliczu zbliżającej się coraz bardziej pory cyklonów. Telefonistka obiecała dołożyć wszelkich starań i zatelefonować do mnie później do szpitala. Okazało się, że jest ona równie dobra, jak słowna. O godzinie 22.00 tego samego wieczoru stałem skulony nad aparatem w ciasnej centralce telefonicznej szpitala, połączony z Johannesburgiem przez Singapur i Londyn; połączenie to zawdzięczałem telefonistkom we wszystkich krajach po drodze, które poznały moją historię. Zrobiły one nawet więcej, bo matka Fiony i ja nie słyszeliśmy się wzajemnie, więc chińska telefonistka w Singapurze i angielska w Londynie musiały pośredniczyć w naszej rozmowie