Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
W sferach naukowców związanych ze sportem mówi się o czymś ciekawszym, bo nowym. Hipnoza w sporcie. Zdarzały się już podobne przypadki i doświadczenia. Zawodnik dotychczas powolny, słaby technicznie, w ciągu krótkiej chwili przeobrażał się w rywala najwyższej klasy. Oczywiście, jest to nowa forma nienaturalnego – mówiąc delikatnie – dopingowania. Jest to obszar jeszcze mało odkryty. Kto wie, może w przyszłości wyłonią się nowe problemy przed sportem garnącym się z taką żarliwością do nauki. W przypadku dopingu poprzez hipnozę nie wyszłoby mu to chyba na zdrowie. Wypaczenia sportu wyczynowego przybierają na sile niemal na całym świecie i jest to tempo zawrotne. Dlatego znaczenie sportu uprawianego nie dla rekordu, nie dla tworzenia w istocie sztucznego prestiżu, lecz dla zdrowej rywalizacji, staje się coraz większe. Może tchnąć ożywczy powiew. Dlatego zawsze tak mocno podkreślam wagę powszechności sportu. W pewnym klubie warszawskim dwóch trzynastoletnich chłopców – nawiasem mówiąc bliźniaków – trenowało ulubioną dyscyplinę sportu. Trenowali, trenowali, aż pewnego dnia przyszli do klubu bez sprzętu. – Panie prezesie! – powiedzieli grzecznie – Od jutra już nie będziemy tu przychodzić. My chcemy grać dla przyjemności, nie chcemy być tresowani na mistrzów. Może kolejna generacja będzie rozsądniejsza i nie tak nowoczesna, jak ten nasz obecny, wspaniały, nowoczesny sport? Kiedyś zostałem zaproszony przez sekcję sportu UNESCO do Londynu na naradę z udziałem przedstawicieli różnych krajów ze wschodu i zachodu Europy. Zaproszono zarówno dziennikarzy, jak i naukowców z dziedziny kultury fizycznej. W tym gronie znaleźli się ponadto przedstawiciele władz sportowych gospodarzy oraz delegacje Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego i Międzynarodowego Stowarzyszenia Dziennikarzy Sportowych. Temat konferencji: „Środki masowego przekazu w służbie międzynarodowe 131 go zrozumienia” – czyli jak dalece prasa sportowa, radio i telewizja pomagają we wzajemnym zbliżaniu narodów, a także w uświadamianiu, ile jest jeszcze na tym polu do zrobienia. Mimo że przy jednym stole znaleźli się przedstawiciele krajów o odmiennej strukturze sportu i różniących się modelami ideologicznymi i społecznymi, obrady przebiegały w atmosferze pozwalającej zrozumieć zadania, jakie stoją przed sportem. Raz jeszcze okazało się, że sport w swym założeniu powinien mieć cechy uniwersalne. Z niepokojem patrzy się na przyszłość olimpiad i formułę ich organizowania. Wśród wielu spraw wyłoniła się i ta – rytuał otwarcia i zamknięcia igrzysk, odgrywanie hymnów i sposób kreowania zwycięzców. Pozwolę sobie opowiedzieć w tym miejscu o pewnym zdarzeniu, które przeżyłem w czasie Igrzysk w Tokio w 1964 roku. Otóż Francuzom, bo o nich chcę mówić, źle się wtedy wiodło. Mijały dni i ojczyzna Ladumegue’a i Carpentiera, Borotry, Besson, Revenu, Anquetila i Druta daremnie czekała na złoty medal. Nadszedł dzień ostatni. Toczył się jeździecki konkurs skoków kończący igrzyska. Ostatnia szansa dla Francji. Szansa, na którą zresztą nikt nie liczył, gdyż jeździec d’Oriola uznany został przez rodaków za zbyt starego i pojechał do Japonii na własny koszt. Raptem stała się rzecz piękna, niespodziewany sukces, który przeżyłem mocno i mówiłem wtedy o tym, choć złoty medal zdobył nie Polak, lecz Francuz, właśnie d’Oriola. A pewnie wielu ludzi w naszym kraju i innych krajach z uczuciem satysfakcji i radości wysłuchało potem Marsylianki na tokijskim stadionie. Zdarzają się jeszcze takie chwile na stadionie olimpijskim. Podczas konferencji poruszono wiele spraw, między innymi mówiono o konieczności nieustannego doskonalenia warsztatu dziennikarskiego. I znów nie szło jedynie o fachowość – czyli znajomość przepisów, nazwisk i rekordów, umiejętność wyłapywania spalonych oraz ciosów poniżej pasa – ale o większe zrozumienie aspektów społecznych sportu i jego problemów wychowawczych, o większą kulturę słowa i treści. Osobnym punktem obrad był także „kult jednostki”, to znaczy problem, czy środki społecznego przekazu umiejętnie wykorzystują rozwój karier sławnych zawodników dla popularyzacji sportu i kształtowania wzorców osobowych dla młodzieży. Na pewno gwiazdorstwo jest zjawiskiem niedobrym