Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Niby taki mądry czefawiek, inteligent całą gębą, a w adno i to że wremja sawsjem riebjonok. Na czym to polega? Otkuda takij czu-dak?... No, żeby tak już kogoś przeoczyć, jak on mnie potrafi przeoczyć, to trzeba być nieprzytomnym!... A przy tym bez przerwy coś czyta, w największym tłoku tak się potrafi urządzić, że sobie wynajdzie pozycję do czytania. Nagle wyjmuje książkę zza pazuchy- tu ścisk i kości trzeszczą - a on sobie najspokojniej w świecie czyta. Może on w ogóle nie ma zmysłów? Może to taki Szalony Rozum, oddany wyłącznie m y ś l o m?... 5 drugoj starony, kanieszno, ja właśnie dlatego tracę dla niego rozum! ja tej jego dziwności nie umiem pojąć, bo sama, sława Bohu, sama jestem dość przytomna i tak dalej - nawet, kiedy czytam, to wszystko słyszę, a kątem oka to nawet widzę to i owo. Więc to jest dla mnie niezrozumiałe: że możliwa jest taka zupełnie inna Istota, taki Duży Zamyślony Dzieciok. Chociaż, kanieszno, właśnie dlatego on mi się coraz głębiej wżera w duszę, ja formalnie drżę na całym ciele, jak tylko go widzę, mnie się nigdy nic podobnego nie przydarzyło!... A przecież różne już miałam miłości. Jak teraz niekiedy na niego patrzę, w tramwaju, albo w sklepie, jak stoję z nim w kolejce, to wydaje mię się, że to jakiś s e n mi się przytrafia i tak dalej, bo przecież ja nie znam takich ludzi! A wiem o ludziach niejedno, i bardzo różnych już widziałam, bo życie tak mną kierowało, że musiałam przyglądać się ludziom z bardzo osobliwych pozycji. Atu nagle taki cudak! Czernaja dusza, miertwaja nocz za aknom. Ja roditsja w Gruzju. Iz akna doma na ulicu astrożno padał żettyj swjet. Nie żebym zapamiętała, tylko przyśniło mi się. Otca ubili mi Niemcy, kak obyczna. Gdje czort bezpomoszcznyj, tam pośle Niemca. Szesdjesjat pierwowogoda w Berlinie. Kagdajewo ubili, mienia jeszczo nie było na świecie. Ja pogrobowczik. Wot, wsje sabaki na adnu... 150 A wszystko to stąd, że przyszłam na świat jako chłopczyk, mimo że cała jestem żeńska. Żenszczina z duszy. Gdybym przynajmniej była normalnym chłopcem! Może wszystko ułożyłoby się inaczej? Wazmożno. Nie musiałabym tak długo żyć u boku matki. To podobno ma wpływ. Choć sama znam cioty, które do dzisiaj mają i ojca, i matkę, i nic im to nie pomogło. Ja też mam moje teorie. Już jako mała dziewczynka miałam różne takie teorie. Najbardziej to w tym czasie, kiedy się jeszcze łudziłam, bo co noc mi się śniło, że mi rosną piersi. Tu się nie ma z czego śmiać! Chyba że się jest jakimś durnym Milicjantem i nie potrafi się wczuć w drugiego człowieka! Jak opowiadałam moim Milicjantom, że mi się co noc śniło, jak mi rosły piersi, to się chłopiska prawie zarechotały na śmierć, tak im było wesoło, l to są moi chlebodawcy. Czernaja swotocz i tak dalej, bo słów mi brakuje. A to przecież jest normalne; jak się jest ż e ń s k ą, w najgłębszych kącikach duszy, to się chce mieć piersi, nikt mi nie powie, że jest inaczej! To już naprawdę trzeba być Milicjantem, żeby czegoś takiego nie rozumieć... A po takim śnie, po przebudzeniu, stawało się nagle jasne, że to tylko sen. Chryste, ile ja się z tego powodu napłakałam! Bo też jakie słodkie to były sny, kiedy spacerowałam sobie po parku, a ilekroć popatrzyłam na dół, pod nogi, oczy moje zatrzymywały się na biuście. Niekiedy to mi się śniło, że chłopcy za mną ganiali po całym parku, aż do utraty tchu, żeby tylko dotknąć mojego biustu, a ja się broniłam jak szalona, bo im bardziej się przed tym broniłam, tym piękniej mi było, kiedy już taki łobuz mnie dopadł i zdyszany jak wilk gniótł mnie paluchami po piersiach, aż do bólu. l wtedy się budziłam, i w parę sekund przypominało mi się, że jestem chłopcem i tak dalej, i nie mam piersi, tylko tamto, więc nikt za mną nie ganiał, bo nie było po co. Kamiennaja nocz za aknom. Miałam ciało chłopca, jednoznacznie, i nikt nie myślał identyfikować mnie z dziewczynką. Chryste, od początku już tak mi się układało, że nic, tylko się powiesić, l chyba już wtedy przeczuwałam, co czeka mnie na przyszłość, bo popłakiwałam sobie co noc. Ale nada byto żit! Czort znajet, kak, nu żit znaczit żiti... Żeby sobie ułożyć jako tako życie, przyjaźniłam się wyłącznie z dziewczynkami. W domu przebierałam się ukradkiem w stroje mojej Matki i szminkowałam sobie usta. Do dzisiaj mi to pozostało i nie umiem się odzwyczaić. Moje koleżanki zapomniały z czasem, 151 że jestem chłopcem i traktowały mnie jak swoją najbliższą powiernicę. Na wszystko umiałam coś poradzić. W zamian za to opowiadały mi z najdrobniejszymi szczegółami, co im się przytrafiło z tym czy innym chłopcem i jak się to dalej rozwijało, w rozkoszy i łzach do białego rana. Ja byłam ich Powiernicą-Orędowniczką i one z wszystkim przychodziły do mnie, boja cierpiałam, a kto cierpi, ten dostarcza energii i sił swemu otoczeniu. Nie wymyślam tu, tylko, ot, gdzieś przeczytałam... Na imię mam Azja-Witold, tak po durnemu, bo Matka czytała akurat Trylogię i trochę podkochiwała się w Azji Tuhaj-be-jowiczu. Ale moje koleżanki nazywały mnie „Wicio", aż któraś powiedziała „Wicia", i tak już zostało. Przyzwyczaiły się. Byłam sobie Wicią, choć wszystkie one wiedziały, że przecież jestem chłopcem. To był najsłodszy czas mojego życia i nigdy później tak już nie było, nawet jak się zakochałam wjakim chłopie i tak dalej... Oj, jak się zamyśliłam. Całe życie stanęło mi przed oczami... Jak moja Matka zauważyła, że wolałabym być jej córką, to się niby najpierw strasznie zdenerwowała, ale po jakimś czasie przestało ją to zamartwiać i zaczęła mnie traktować, jak młodszą koleżankę. Nawet radziła mi, jaką bieliznę do czego wkładać. Bo na punkcie ładnej bielizny to miałam istnego fisia. l moja Matka wzięła to sobie do serca. Jak już podrosłam, to pożyczała mi swoją osobistą bieliznę. Właściwie to do dzisiaj nie wiem, czy Matka z mojego powodu cierpiała czy nie. Boja osobiście nigdy się nie pogodziłam. To straszne - być c i o t ą i tak dalej. Wiem, że jestem przeklęta, ale nie umiem z tym walczyć. Mnie się nie wydaje, że nastąpi coś takiego, co by potrafiło moje życie naprawić. Na to nieszczęście, które mnie się przytrafiło, nie ma zbawienia, tylko ciągłe użeranie się ze światem o własne życie. Mogłaby wybuchnąć wojna, albo rewolucja, dla mnie to nic nie zmieni, ja na zawsze już pozostanę ciotą i tak dalej. Ja nie rodilsja pod sczastliwoj zwiezdoj. I tak, szto ja mogu? Nisz-to, niszto... Dlatego nawet sobie nie wyobrażam, że mogłabym żyć lepiej jakoś, inaczej, po ludzku... To już na pewno mi się nie uda. Niech mi nikt tu nie mówi o wolnej woli i tak dalej, bo śmiać mi się chce. Wolna wola. Powściekali się. Dlatego nie czuję się winna, tylko przeklęta. Gdybym miała poczucie winy, to bym wierzyła, że warto nad sobą pracować. Miałabym poczucie, że ta wolna wola to coś, co jest we mnie i czym mogę rządzić, jak chcę