Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Ale ju| zobojtniaB na wszystko. W dalszym cigu chciaBo mu si pi, okropnie si chciaBo. GBód przestaB drczy, ale w |oBdku tkwiB teraz nieustanny, ci|ki, sscy ból. Kilka razy traciB przytomno[, potem znowu odzyskiwaB. A Bódz dryfowaBa, pBynBa we mgle unoszona nieco |ywszym prdem. W pewnej chwili naprawd postanowiB rzuci si do morza. Nie miaB jednak siBy. UklkB, ale zawisB na burcie. I tak trwaB z rkami zwisajcymi za burt, niezdolny wyrzuci ciaBa z Bodzi. Potem jeszcze bardziej osBabB i nawet nie próbowaB dopi resztki wody z beczuBki. Le|aB na dnie Bódki, cicho pBakaB i przywoBywaB swoj myszk-nosiwod: BBkitna myszko, daj mi wody!... Ale bBkitna myszka nie przybiegaBa i tylko coraz bardziej chciaBo mu si pi. Znowu przypomniaB sobie owo lato, kiedy nago kpaB si w potoku. Przecie| miaB wtedy chyba najwy|ej siedem lat. To byBo upalne lato... Na skraju lasu mocno przypiekaBo. ZbieraB tam jagody. A potem si kpaB. Matka i jej 132 wstydziBy. Rozebrane, przyciskajc rce do piersi, bojazliwie weszBy do wody. Ich [niade biodra poByskiwaBy. Pluszczc si w wodzie co[ wykrzykiwaBy i popiskiwaBy zabawnie. A kiedy biegaB wzdBu| strumienia i z brzegu skakaB do rzeczki, obie, a zwBaszcza matka, za[miewaBy si z niego do rozpuku.  Patrz, patrz  mówiBa do siostry  jaki podobny do niego, zupeBnie jak on!" I jeszcze z czego[ |artowaBy, szepczc i [miejc si serdecznie... A woda pBynBa nieustajcym strumieniem, mo|na j byBo pi do woli i kpa si w niej, ile chcc. BBkitna myszko, daj mi wody!... MajaczyBo mu si, |e znowu jest nad tym potokiem. I znowu upalnym latem kpie si na golasa. Biegnie sobie brzegiem, skacze do wody, ale nie czuje, |eby go orzezwiaBa. To jaka[ nieuchwytna, dziwna woda, to mgBa. Kpie si we mgle. Zimno mu w takiej wodzie. A matka nie [mieje si, ale pBacze.  Patrz, patrz, jaki do niego podobny!"  mówi do kogo[ i pBacze, gorzko pBacze... Azy jej s sBone, [ciekaj po twarzy... * W nocy Kirisk obudziB si od koBysania i szumu fal za burt Bodzi. KrzyknB cicho - 133 cigu tego czasu. BByszczaBy wysoko na ciemnym niebie, w prze[witach chmur mkncych nad morzem. Nawet ksi|yc ukazywaB si kilka razy i szybko nurkowaB w obBokach. N ChBopiec byB oszoBomiony  gwiazdy, ksi|yc, wiatr, fale  |ycie, ruch! Wprawdzie utrzymywaBy si jeszcze skupiska mgieB i gdy Bódz trafiaBa na nie, znowu pogr|aBa si w mtnym tumanie, ale ju| nie na dBugo