Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

- Co się panu stało?! - niepokoił się dyrektor. - Jakiś drań napadł mnie i uderzył od tyłu w głowę - odpowiedziałem. - W takiej norze? - dziwiła się Monika. - Widziałem, że ktoś tu łazi z latarką. W obozie brakowało tylko Cezarego, więc poszedłem do niego bojąc się, że coś się stało, może potrzebował pomocy. Nie wiem gdzie był, bo jak tu przyszedłem, to nikogo nie zastałem. - Mogę poświadczyć, że Cezary był ze mną - powiedziała Monika. - Uczył mnie kilku sztuczek - dodała słodkim głosem. - Nie wątpię - roześmiał się Bartek, znacząco puszczając do nas oko. - Były komandos dał się zaskoczyć... - Monika dokuczała mi. - Bandzior zaczaił się w mroku i zaszedł mnie od tyłu - tłumaczyłem. - Wiem, po czym go rozpoznam. - Po czym? - zaciekawiła się Monika. - Po zapachu. - Małpa, będziesz nas wąchać? - Monika rozpięła bluzę dresową wystawiając na widok swój dekolt. Wszyscy ryknęli śmiechem, docinając mi, żartując z powodu nocnej przygody. Historia została zamieniona w dowcip, ale mnie wcale nie było do śmiechu. Musiałem dowiedzieć się prawdy o nocnym zajściu. Po śniadaniu zjedzonym w samotności, w swojej naczepie, wypiłem kawę, zająłem się zwierzętami Iwana i wybrałem się na krótki spacer do zamku. Z materiałów, które przygotował mi Pan Samochodzik wiedziałem, że Krzyżacy rozpoczęli w tym miejscu budowę warowni już pod koniec pierwszej połowy XIII wieku. Najprawdopodobniej od razu była to budowla z kamienia i cegły. Dwukrotnie, w 1263 i 1277 roku, zamek najechały oddziały litewskie. Do zamku wchodziło się przez wspomnianą wcześniej wieżę bramną. Jar, którym szedłem w nocy, był pozostałością po głębokiej fosie otaczającej wzgórze zamkowe od zachodu i południa. Podzamcze zajmowały obiekty gospodarcze przytulone do zewnętrznych murów. Jednym z tych budynków był ten zdewastowany wewnątrz, w którego przejściu podziemnym zostałem uwięziony. Teraz uzbrojony w latarkę, zszedłem po kamiennych schodkach do tunelu. Zaraz z ciemności wyłuskałem spory otwór w ścianie powstały w wyniku wybicia cegieł. Był z prawej strony i zapewne stamtąd w nocy Ćma wyszedł i zaatakował mnie od tyłu. Zaświeciłem do pomieszczenia, które znajdowało się za tym przejściem. Najpierw zobaczyłem stos cegieł, które włamywacz wybił. Dalej był niewielki pokoik o bokach ścian długości trzech metrów, sklepiony łukami. Na środku był niewielki postument z granitu, prosty, niczym niezdobiony sześcian. Dokładnie zbadałem pomieszczenie. Na podłodze były ślady wielu butów. Nigdzie nie widziałem szczególnych znaków. Zastanawiało mnie, czemu miałoby służyć takie pomieszczenie na podzamczu? Przecież nikt nie decydowałby się robić skrytki dla rzeczy cennej w tak łatwo dostępnym miejscu. A może Ćma miał od kogoś konkretne wskazówki? Z drugiej strony to tu były kaplica, kapitularz i refektarz połączone gankiem z domem konwentu na zamku. Na dziedziniec zamkowy wchodziło się przez mur kurtynowy z bramą ozdobioną portalem, w którego ostrołukowej arkadzie znajdował się trójdzielny maswerk. Pośrodku był konny rycerz, a po bokach piesi z włócznią i z mieczem. Dom konwentu w latach przedwojennych został odnowiony i przebudowany. Jako zwykły turysta nie miałem szans na dokładną penetrację pomieszczeń zajętych przez różne organizacje, a na razie wolałem nie zdradzać się, kim jestem. Nawet na rozkaz Misikiewicza nie miałem ze sobą dokumentów na moje prawdziwe nazwisko. Zbliżało się południe i postanowiłem wysłać do szefa przez telefon komórkowy wiadomość tekstową o zajściach dzisiejszej nocy. Gdy wychodziłem z terenu zamku przez bramę, zobaczyłem wychodzących z lewej strony, z jaru Bartka i Cezarego. Obaj żywo o czymś dyskutowali. Nie chciałem im przeszkadzać, więc przyspieszyłem, tym bardziej że musiałem pójść do namiotu na próby sprawdzić, czy nie jestem do czegoś potrzebny. Gdy siedziałem na krześle w pierwszym rzędzie przypatrując się treningowi Iwana i Katii, dosiadł się do mnie Cezary. - Witam! - powiedział podając mi rękę. - Witam - odpowiedziałem. - Słyszałem, że to ja jestem winny pańskiego poturbowania - sztukmistrz starał się zajrzeć mi głęboko w oczy. - Nic takiego nie powiedziałem. - Powiedział pan, że u wszystkich w obozie paliło się światło, tylko nie u mnie. - To prawda. - Doskonale pan chyba zdaje sobie sprawę, że świat to jedna wielka iluzja i wszyscy siebie nawzajem oszukujemy? - Tak, chyba tak jest. Często gramy innych niż jesteśmy. Kłamstwo pociąga nas jak ćmy przyciąga światło