Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Nie mógł się opanować i usiłując ją powstrzymać, podniósł nogę i zagrodził jej drogę. Przekonał się jednak, że nic to nie dało. Postawiła bosą stopę na jego piersi i niemal sfrunęła z koi, dostarczając mu przy tym zachwycającego widoku, od którego omal nie pomieszało mu się w głowie. Wkrótce potem zaczęła wrzucać ubrania i inne osobiste rzeczy do skórzanej torby i najwidoczniej chciała jak najszybciej znaleźć się z dala od męża. Beau myślał, że gdyby nawet przypiekali ją rozpalonym żelazem, nie robiłaby tego szybciej. Z nerwowym pomrukiem strzepał z twarzy pióra i kierując się w stronę stojaka z miednicą, przemaszerował nago przez pokój. Ani trochę nie przejmował się, że wprawia tym żonę w wielkie zakłopotanie. - Zrobiłaś tu nielichy bałagan - prychnął ze złością. - Billy z pewnością nieźle się natrudzi, nim upchnie to pierze do poduszki. Cerynise przezornie odwróciła głowę, pomimo to zdołał dostrzec z profilu jej dumnie zadartą do góry brodę, gdy odpowiedziała z hamowaną godnością: - Nie miałam zamiaru rozedrzeć poszewki. - Za to miałaś zamiar mnie uderzyć, prawda? - warknął z drwiną. - Czy nie stać cię na odrobinę współczucia dla człowieka złożonego niemocą? Musisz być taka brutalna? - Zachowałeś się wobec mnie grubiańsko. Beau ponownie odpędził sprzed nosa fruwające pierze. - Zachowałem się jak mąż - poprawił ją zwięźle. - Domyślam się jednak, że tego nie mogła znieść twoja dziewicza czystość. Jak już powiedziałem wcześniej, lubię oglądać twoje piersi. Nie widziałem nigdy równie doskonałych. Cerynise była ciekawa, czy zaintrygowałby go ich widok, bo wciąż widniały na nich ślady po jego nieogolonej brodzie. Wszystko wskazywało jednak na to, że tamte chwile namiętności zapadły głęboko w jego niepamięć. Dla niej zespolenie ciał było czymś znacznie ważniejszym niż tylko fizycznym zaspokojeniem. Być może za najbardziej doniosłą uważała świadomość, że oto stała się teraz jego prawdziwą żoną. Miała trudności z okiełznaniem własnych emocji: choć bez końca wyrzucała sobie, że zdecydowała się na sypianie w jego łóżku, to owe pretensje nie przyćmiewały jej radości. Martwiło ją tylko, że nie może ani okazać Beau ciepła i czułości, ani odpowiedzieć na jego pieszczoty w sposób, w jaki powinna to robić kochająca żona. Podejmując słabą próbę wykazania się dowcipem, spytała: - Widział pan aż tak wiele biustów, kapitanie? Beau przyjrzał się jej uważnie, lecz nie dostrzegł niczego szczególnego. Czyżby mu się zdawało, że jej głos miał dziwnie ochrypłe brzmienie? - Wystarczająco dużo, ażeby zachwycać się twoim. Twoje piersi świetnie pasują do moich dłoni, a poza tym są idealnie zbudowane. Wprost trudno sobie wyobrazić, aby mogły mieć doskonalszy kształt. - Faktycznie, musiał ich pan sporo widzieć, kapitanie -oceniła chłodno, wciąż nie odwracając twarzy. - Czy mam wyrazić wdzięczność, że tak dobrze wypadłam w tym porównaniu? - Nie, do diabła! - żachnął się Beau i dopadł do niej kilkoma susami. Nie zdążył się jednak odezwać, gdyż musiał przedtem wypluć pierze, które mu wpadło do ust. Cerynise nie zdołała powstrzymać chichotu, kiedy spostrzegła, co się stało. Oddaliła się tanecznym krokiem na bezpieczną odległość i odwróciła się. - Teraz wystarczy tylko powlec pana smołą, kapitanie, a będzie pan wyglądał jak ofiara samosądu. - Zaniosła się śmiechem, wskazując na niego palcem. Beau wziął się pod boki, spojrzał w dół i ze spokojem strącił piórko z penisa. Miał już na końcu języka pytanie, czy się z nią kochał. Ale się powstrzymał. Jeśli zbliżenie z żoną było tylko majakiem, dałby jej dowód na to, że nieustannie o niej myśli. To Cerynise, całą siłą woli zmuszając się do obojętności, powiedziała: - Przypuszczam, że miałeś mnóstwo kobiet w Londynie. W przeddzień naszego ślubu widziałam cię nawet z kilkoma. Jeśli zamierzała zaskoczyć go tą rewelacyjną wiadomością, Beau postarał się, by doznała zawodu. - To widziałaś też, kiedy je opuściłem: w tej samej chwili, kiedy podeszły do mojego powozu. Uśmiech zadowolenia na jego twarzy przekonał Cerynise, że jej uwaga wcale go nie zbiła z tropu. Zadarła do góry nos i z fałszywą skromnością skierowała twarz w stronę okien na galerii. - Najwyraźniej pieszczota tej zuchwałej dziewczyny sprawiła ci przyjemność. O ile sobie przypominam, owa kurtyzana była dość ładna. - To dziwne - odparł Beau, pocierając dłonią w zadumie szczecinę na swojej brodzie. - Ilekroć ty mnie tam dotykasz, uzyskujesz natychmiastowy rezultat. A wtedy, jeśli sobie dobrze przypominam, nic podobnego się nie wydarzyło... Sama możesz to potwierdzić. Przecież byłaś świadkiem jej zapraszającego gestu. Cerynise strzeliła w jego stronę zaciekawionym spojrzeniem. - Skąd wiesz, co widziałam? Beau zachichotał i pokręcił głową. - To moja tajemnica, której ci nigdy nie wyjawię. Cerynise, czując, że ma ochotę kichnąć, pomachała dłonią w powietrzu, aby odpędzić sprzed nosa pierze. Szczerze żałowała, że uderzyła go tak mocno, a przecież ledwo co wyzdrowiał. Poduszka też by się nie rozdarła, gdyby lżej rzuciła. Westchnęła, zastanawiając się, ile czasu zabierze jej i Billy'emu doprowadzenie kajuty do porządku. - Lepiej się ubierz, bo musimy zabrać się do sprzątania -mruknęła zniechęcona. - Zajmie nam to pewnie cały dzień. Beau podszedł do schowka, wyjął szlafrok i włożył go na siebie. - Pójdę się wykąpać do kajuty pierwszego oficera. A potem zamierzam się ogolić i przyzwoicie ubrać. Chciałbym, żebyś się do mnie przyłączyła, ale nie śmiem cię o to prosić z obawy, by następna poduszka nie wylądowała mi na głowie. Po tej sarkastycznej uwadze sprężystym krokiem wyszedł z kabiny i głośno zatrzasnął za sobą drzwi