Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Tajemniczy szpieg zdjął tu rakiety śnieżne i niosąc je wdrapał się na łagodne zbocze. Młody myśliwy odetchnął pełen ulgi i śpiesznie powrócił na dno parowu. Szedł teraz tuż u podnóża skalnej ściany, tak że ktokolwiek by spoglądał z jej szczytu, nie mógł go dojrzeć. Zresztą nie bał się już. Ucieczka nieznajomego i jego wyraźna chęć zatarcia za sobą śladów upewniły Roda, że obcy nie ma wobec niego wrogich zamiarów. Zdawało się, że chodzi mu głównie o to, by zataić własną obecność. W stosunku do Woongów Rod wyrobił sobie na ogół własne poglądy. Wbrew zapatrywaniom Mukiego i Wabigoona był pewien, że Woongowie doskonale wiedzą o ich pobycie tutaj. Prawda, postępowanie czerwonoskórych opryszków było wielce zagadkowe, ale ani razu ich trop nie przeciął którejkolwiek linii sideł. Czyż fakt ten sam przez się nie jest wielce znaczący?! Rod miał umysł nastrojony niezwykle badawczo, a był chłopcem sprytnym i spostrzegawczym, lubiącym wysnuć wniosek z każdego zdarzenia. Popełnił jednak zasadniczy błąd, ten mianowicie, że nie podzielił się swymi myślami z Mukokim i Wabim; sądził bowiem, że ludzie tak obeznani z życiem północnych krain są nieomylni, gdy chodzi o jakikolwiek tyczący go objaw. 12. Tajemnica szkieletu Nieco przed południem Rod dotarł do szczytu wzgórza, skąd mógł objąć wzrokiem starą chatę. Był pełen radości i uśmiechał się wesoło, schodząc w dół zbocza. Znalazł przecież skarb w głębi tajemniczego parowu. Ciężar srebrnego lisa na ramionach przypominał mu o tym i wyobrażał już sobie chwilę, w której przyjazne drwiny Mukiego i Wabigoona zamienią się nagle w radosne zdumienie. W pobliżu chaty Rod usiłował przybrać wygląd człowieka znużonego i zniechęconego, co mu się też w zupełności udało, pomimo że miał szczerą ochotę parsknąć śmiechem. Wabi spotkał go w drzwiach, uśmiechając się kpiąco, a Mukoki witał przybysza właściwym sobie chichotem. - Oto Rod z kabzą pełną złota! - wołał młody Indianin. - Czy pokażesz nam swój skarb?! Żartował, ale oczy lśniły mu radością z powrotu przyjaciela. Biały chłopak rzucił plecak na podłogę i padł na krzesło, niby wyczerpany do ostatka. - Będziesz musiał rozpakować moje rzeczy - powiedział. - Nie mam już sił i taki jestem głodny! Zachowanie Wabiego uległo błyskawicznej zmianie. - Musisz być istotnie wyczerpany i umierać z głodu! W tej chwili dostaniesz obiad. Halo, Muki, usmaż mu, proszę, befsztyk! Dał się słyszeć brzęk i szczęk patelni i garnków, a młody Indianin, śpiesząc nakryć do stołu, w przelocie radośnie zdzielił Roda dłonią po plecach. Był najwidoczniej uszczęśliwiony i krając chleb zanucił jakąś piosenkę. - Strasznie się cieszę, że wróciłeś - przyznał. - Trochę się już o ciebie bałem. Wczoraj doskonale się nam wiodło. W sidłach znaleźliśmy jeszcze jednego mieszańca i trzy skunksy. A ty czy widziałeś cokolwiek? - Może byś zajrzał do mego plecaka. Wabi odwrócił się i spojrzał na przyjaciela z niewyraźnym uśmiechem. - Czy tam co jest? - spytał podejrzliwie. - Słuchajcie, chłopcy! - wykrzyknął naraz Rod, nie mogąc się już pohamować. - Mówiłem, że w tym parowie jest skarb, i miałem rację. Znalazłem go! Jeśli macie ochotę, możecie zajrzeć do mego plecaka! Wabi przestał krajać chleb, rzucił nóż i zbliżył się do pakunku. Trącił go końcem nogi, potem uniósł z ziemi i znów spojrzał na Roda. - To nie żart? - spytał. - Nie! Rod odwrócił się w drugą stronę i począł zdejmować futrzaną kurtkę tak spokojnie, jak gdyby fakt zdobycia srebrnego lisa był dlań najzwyklejszą w świecie rzeczą. Dopiero gdy Wabi wydał głuchy okrzyk, Rod obejrzał się i zobaczył go, jak stoi wyprostowany, ukazując wspaniałą zdobycz zdumionym oczom Mukiego. - Czy ładny? - spytał. - Cudowny! - zawołał Wabi. Mukoki wziął zwierzę do ręki i przyglądał mu się z powagą prawdziwego znawcy. - Bardzo piękny! - rzekł. - W faktorii wart jest pięćset dolarów, a w Montrealu o trzysta dolarów więcej. Wabi skoczył poprzez izbę, wyciągając dłoń. - Dawaj łapę, Rod! Gdy ściskali sobie wzajem ręce, Wabi zwrócił się do Mukiego: - Biorę cię za świadka, Muki, że ten oto jegomość nie jest już żółtodziobem! Zabił srebrnego lisa. W ciągu jednego dnia zarobił tyle co inny w ciągu całej zimy. Moje najniższe ukłony, panie Drew! Rod poczerwieniał z uciechy. - Ale to jeszcze nie wszystko, Wabi - rzekł. Oczy jego stały się naraz bardzo poważne i Wabigoon zdziwiony, znieruchomiał z dłonią na ramieniu przyjaciela. - Czy chcesz powiedzieć, że znalazłeś... - Nie, nie znalazłem złota - przerwał. - Ale to złoto jest w parowie. Wiem to na pewno! I zdaje mi się, że znalazłem nić przewodnią. Pamiętasz, że kiedy oglądaliśmy oparty o ścianę szkielet, zauważyliśmy, że trzyma on w ręku zwitek brzozowej kory