X


Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Nie ulega�o w�tpliwo�ci, i� Lorie to fascynuj�ca dziewczyna. W normalnych okoliczno�ciach jad�by teraz z ni� kolacj�, przy graj�cej uwodzicielskie melodie orkiestrze, widz�c w jej oczach obietnic� dalszego ci�gu. Oczekiwa�by, �e sko�czy si� to co najmniej randk� nast�pnego dnia. Lecz ona potraktowa�a go z kamiennym ch�odem, chocia� utrzymywa�a, �e go lubi, a nawet by�a gotowa ugry�� go, by jasno wszystko zrozumia�. Zapali� papierosa i nagle zda� sobie spraw�, jak bardzo spuchni�ty ma j�zyk. Przeszed� do ma�ej br�zowo-czarnej �azienki z mn�stwem buteleczek drogich w�d po goleniu i zapali� �wiat�o nad lustrem. Potem wystawi� j�zyk i obejrza� go. Bardzo dziwne by�o to, �e szkar�atne ranki znajdowa�y si� w pewnej odleg�o�ci od siebie i by�o ich niewiele. Normalne, ludzkie ugryzienie jest zwykle �ukowate, a to sk�ada�o si� z czterech oddzielnych ranek. Gene dotkn�� ich delikatnie i oniemia�. Wygl�da�o to tak, jakby ugryz� go du�y pies. Przez d�ug� chwil� sta� przed lustrem, a gdy zadzwoni� telefon, drgn�� nerwowo. ROZDZIA� 2 To by� Walter Farlowe, jego szef. Chcia� przypomnie�, �e nast�pnego dnia o jedenastej odbywa si� spotkanie dotycz�ce negocjacji w sprawie Indii Zachodnich i �e oczekuje jego punktualnego przybycia. Gene odpar�, i� dobrze si� przygotowa� i wszystko jest w najlepszym porz�dku. - Czy ty przypadkiem nie masz kataru? - spyta� Walter. - A czy m�wi� tak, jakbym mia�? - Nie wiem. M�wisz dziwnie, jakby� mia� w ustach klusk� albo co� w tym stylu. - Ach, to - stwierdzi� Gene. - Ugryz�em si� niechc�cy w j�zyk. Walter zachichota�. - Ugryz�e� si� w j�zyk? Szkoda, �e nie zrobi� tego Henry Ness. - Chcia�bym, �eby odgryz� sobie t� ca�� swoj� cholerna g�ow�. Po od�o�eniu s�uchawki Gene nala� sobie kolejnego drinka i usiad�by dalej rozmy�la�. W �yciu politycznym zdoby� sobie opini� ko�cz�cego wszystko, do czego si� zabiera�. Ka�da sprawa, ka�dy raport, ka�dy incydent by� dok�adnie udokumentowany, szczeg�owy i zamkni�ty. Nieporz�dek przeszkadza� mu, a tak w�a�nie sta�o si� w przypadku Lorie Semple. Opr�cz tego, jego duma zosta�a naruszona po raz pierwszy od dwudziestu lat. Ta dziewi�tnastoletnia dziewica nie tylko ugryz�a go w j�zyk, lecz r�wnie� poszczu�a psami i zmusi�a do ucieczki, pozbawiaj�c uwi�zionego mi�dzy pr�tami angielskiego buta za siedemdziesi�t pi�� dolar�w. Si�gn�� po ksi��k� telefoniczn� i poszuka� nazwiska Semple. Tak jak oczekiwa�, nie by�o go na li�cie. Przez chwil� sta� dzwoni�c szklank� o z�by, po czym uj�� s�uchawk� i wykr�ci� numer. W ko�cu, pomy�la�, jest dopiero po p�nocy, a w Waszyngtonie niewiele panienek k�adzie si� spa� o tej porze. Telefon zadzwoni� jedena�cie razy, zanim kto� go odebra�. Zaspany dziewcz�cy g�os spyta�: - Hallo? Kto m�wi? - Maggie - powiedzia� najwyra�niej, jak potrafi� - to ja, Gene. - Kt�ra godzina? - Och, nie wiem. S�dz�, �e ko�o dwunastej. - Nie wiesz? Kupuj� ci Jeager-le-Coultre za trzysta dolar�w, a ty nie wiesz? - Nie b�d� uszczypliwa. I tak nie spa�a�, prawda? Maggie wyda�a d�ugie, cierpliwe westchnienie. - Nie, Gene. Nie spa�am. Czy kt�rakolwiek dziewczyna mog�aby si� utrzyma� na stanowisku twojej sekretarki, gdyby spa�a? Wci�� czuwam, dwadzie�cia cztery godziny na dob�. Po prostu przez pewien czas czuwam nieco s�abiej ni� zwykle. Gene s�ucha� cierpliwie. - Maggie - powiedzia� - wiem, �e to nieco niefortunnie, ale zastanawia�em si�, czy mog�aby� wy�wiadczy� mi ma�� przys�ug�. - Zawsze tak m�wisz! Gene, mam dzisiaj woln� noc! Czy dziewczyna nie mo�e sobie od czasu do czasu pozwoli� spokojnie na to, co czyni j� pi�kn�? - Maggie, ty zawsze jeste� pi�kna, wypocz�ta czy nie. - Nie wciskaj mi kitu. Co mam dla ciebie zrobi�? - Pami�tasz francuskiego dyplomat� Jeana Semple? Umar� oko�o trzech miesi�cy temu w Kanadzie czy gdzie� tam. - Zgadza si�. Rozszarpa�y go nied�wiedzie na polowaniu. - Dobrze, co wi�cej o nim wiesz? Rodzina? Dom? - Zupe�nie nic. Dlaczego? Gene wzi�� telefon i poszed� z nim na kanap�. Na kolorowym ekranie telewizyjnym podnosi�y si� z grob�w jakie� z z�arte przez mole monstra, a gromada przera�onych ludzi ucieka�a przed nimi w ciszy, wymachuj�c ramionami. W tle nadal �agodnie brzmia�a muzyka Mozarta