Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

.. - Robi wrażenie. - Tyran skinął głową. - Ale, ale... chyba obie- całem pokazać coś, co dostałem w spadku po dziadku. Riesenkampf wyrzucił ręce do przodu, w jednej z nich błysnął mały pistolet i huknął strzał. Weronika zamachała rękami i runęła na podłogę. - Dokładnie w usta - skomentował ten sukinsyn. - Odnotuje- my jako samobójstwo. Wszyscy zamarli. Oszołomiony przyklęknąłem przed leżącą dziewczyną i niezgrabnie wziąłem ją na ręce. Bezwolna głowa opadła na moją pierś. Gardło ścisnęła mi gorycz straty. Buldożer ze łzami w oczach stanął za moim ramieniem i powiedział głucho: - To było jeszcze dziecko... Odpowiecie za ten straszny czyn! - Weronika! - Lija się rozbeczała i wtuliła twarz w moje plecy. - Kto następny? - zapytał z zimną krwią Riesenkampf. Znowu poczułem, że zalewa mnie wściekłość i chyba pozostali czuli to samo. Jeszcze chwila i wszyscy rzucilibyśmy się do wal- ki - gdy nagle młoda wiedźma podniosła głowę, otworzyła oczy i uśmiechając się szeroko, zademonstrowała kulę rewolwerową, mocno zaciśniętą w zębach. - Schwytałam ją, milordzie! - Wypluj to natychmiast! Nie wolno brać do buzi takiego świń- stwa! - palnąłem odruchowo. - Tfu! - Weronika posłusznie potrząsnęła głową i kawałek oło- wiu poturlał się po podłodze. - Miss Gorgulia mnie tego nauczy- ła, ona tak chwyta strzały. Prawda, że efektowne? Byłem tak szczęśliwy, że nawet nie miałem ochoty jej przylać. A gdybyście widzieli twarz Riesenkampfa! Wyraźnie zyskiwali- śmy przewagę. Okazało się, że przelew krwi wcale nie jest po- trzebny. Chociaż niektórzy byli innego zdania. - To w końcu będziemy się bić czy nie? - zdenerwował się Pli- mutrok Pierwszy. - Załatwmy tego nikczemnika bez zwłoki! - Kniaź poparł te- ścia. - Jeszcze znowu coś nam wytnie! - Panowie, poproszę o minutę uwagi! - Postawiłem Weronikę na nogi, zrobiłem krok do przodu i zwróciłem się do królów: - Jak widzicie, poziom wzajemnej agresji jest bardzo wysoki. Wy reprezentujecie ciemną stronę tego świata, my jasną. Dzięki temu zachowujemy równowagę. Jeśli teraz dojdzie do ostatecznej bi- twy, to, być może, wszyscy się pozabijamy. Zwycięzców nie bę- dzie, wyłącznie przegrani. - Lordzie Osiernico... - Lija pociągnęła mnie za rękaw. - Czy chcecie, żeby te wampiry i wilkołaki dalej sobie żyły? - Oczywiście! To przecież taka egzotyka! Mamy wręcz obo- wiązek zachować przynajmniej po jednym egzemplarzu z każde- go gatunku. - Dobrze, że kardynał Cali został w Ristail. - Moja przyjaciół- ka pokiwała głową. Z tłumu szkaradzieństw wyszło kilku reprezentantów, skłonili się Riesenkampfowi i zniknęli. Pozostali nie dali się przekonać. Więc jednak śmiertelna walka aż do absolutnego zwycięstwa nad tyranem... - Wystarczy, landgrafie. Zacznij się modlić - poradził mi Rie- senkampf. Wszyscy spoważnieli, a ja uświadomiłem sobie, że żadnej mo- dlitwy nie znam w całości... - Słuchaj no, synu, a gdzie twój miecz? - Matwieicz się do mnie przepchnął. - Nie wiem. Pewnie ten drań gdzieś go schował. - To go zawołaj! - Miecz? - Do ataku! - wrzasnął niespodziewanie uzurpator i wtedy nie dało się już powstrzymać biegu wydarzeń. Mnie zasłonili tarcza- mi Rusini, a sala wypełniła się brzękiem oręża, okrzykami bojo- wymi i jękami. Co Matwieicz chciał przez to powiedzieć? Co to znaczy - zawołaj? Przecież Miecz Bez Imienia to nie piesek! Cho- ciaż może warto spróbować, w końcu walka już się zaczęła i głu- pio tak stać bez zajęcia... - Mój mieczu! Mieczu Bez Imienia! - wrzasnąłem po prostu. Chwilę później przeciwległą ścianę przebiło coś jak pocisk i go- rąca rękojeść znalazła się w mojej dłoni. Ha! Drzyj, tyranie!... To zdumiewające, nieporównywalne z niczym uczucie, gdy po za- ciekłej, półgodzinnej rąbance spostrzegasz, że wszyscy twoi przyja- ciele żyją... Jedni są ranni, inni wyczerpani, ktoś ledwie trzyma siana nogach, ale wszyscy żyją! Pokonaliśmy wrogów czystym entuzja- zmem, prawie jedna trzecia poddała się do niewoli. Ale za to zniknął Riesenkampf. Rzuciliśmy się na poszukiwania i znaleźliśmy go w ja- kimś laboratorium. Właściwie znalazł go Plimutrok i ten fatalny zbieg okoliczności był dla tyrana katastrofalny w skutkach. Trafiając do pomieszczenia zastawionego dziwnymi naczyniami, aparaturąi sprzę- tem komputerowym, bogobojny król zawyrokował, że to jest właśnie uosobienie wszelkiego zła. Wszystkie grzechy pochodzą z nauki, całe nieszczęście z wiedzy! Riesenkampf, trzymając królową za rękę, wci- snął się w kąt, a dzielny Plimutrok z zapałem niszczył wszystko, co mu się nawinęło