Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Z gBo[niczków przymocowanych najprawdopodobniej od [rodka do drzwi, daBo si sBysze gBo[no i wyraznie melodi Balls to Mr. Bangelstein.  Widzisz?  Ryszard pobrzkiwaB kluczami.  To beznadziejne.  Ale o co chodzi z t melodyjk?  zdziwiBa si Anna i zanim zd|yB odpowiedzie, dodaBa:  Ja j znam, to stara niemiecka piosenka Ach, du liebe Augustin, chyba dziecica.  Naprawd?  Ale czemu zadaBa sobie tyle trudu, |eby byBo j sBycha, kiedy wBo|ysz klucz do zamka?  Nie mam najmniejszego pojcia. Jak sama powiedziaBa[, ona jest bardzo ekscentryczna.  ZabrzmiaBo to nad wyraz nieprzekonywajco, wic dodaB po[piesznie:  Zaczynajmy. To nie powinno zabra wicej ni| par minut. Jeste[ pewna, |e nie weszBa do domu, kiedy telefonowaBem?  Chyba |e zrobiBa podkop. A ty jeste[ pewien, |e odczekaBe[ wystarczajco dBugo, |eby mogBa podej[ do telefonu?  NajzupeBniej.  I jeste[ pewien, |e odebraBaby, gdyby tam byBa?  Bardziej ni| pewny. Z psychologicznego punktu widzenia to w jej przypadku zupeBnie niemo|liwe, |eby usByszaBa dzwonek telefonu i go nie odebraBa.  Zwietnie. Z niewielk pomoc z jego strony wspiBa si na frontow [cian budynku równie ochoczo i zrcznie jak poprzednim razem. Ryszard rozgldaB si niespokojnie, czy jaki[ przechodzieD nie zwróciB na ni baczniejszej uwagi lub czy nie otacza ich zbrojny oddziaB policji, kiedy naraz rozlegB si piekielny haBas. MinBo dobre kilka sekund, nim si zorientowaB, |e jego zródBo znajduje si wewntrz domu i jest nim sfora warczcych, ujadajcych i miotajcych si bardzo zBych psów, 310 sdzc po czynionych przez nie haBasach nie mniejszych ni| kucyki. WycignB ramiona ku Annie, a ona prawie natychmiast si w nich znalazBa.  Prosto do samochodu!  zawoBaB.  Idz, nie biegnij Ale si po[piesz.  Czy to byBy prawdziwe psy?  zapytaBa, [pieszc do pojazdu.  Macie tu, w Anglii, takie bestie? Ryszard obejrzaB si i zauwa|yB, |e kilku przechodniów przestaBo przechodzi.  To byBo nagranie. Co[ w rodzaju alarmu antywBamanio-wego  wyja[niB.  PowiedziaBe[, |e na górnych pitrach nie ma alarmu.  Teraz ju| jest. Przepraszam.  Jak dBugo bdzie trwaB ten haBas?  Przypuszczalnie dopóki nie zjawi si policja i go nie wyBczy. Co nie potrwa dBugo, bo prawdopodobnie u nich tak|e si wBczyB. A to jeszcze jeden powód, by si std czym prdzej zabiera.  Rozumiem, |e wolisz unikn spotkania z policj.  Nigdy nic nie wiadomo.  Dokd teraz?  Chyba do profesora Leona. Tam bdziemy si mogli troch pozbiera. Kiedy zajechali pod dom profesora, zastali tam zaparkowany samochód policyjny. Nie zwracajc uwagi na protesty Anny, Ryszard minB ich i skrciB kilkakrotnie, zanim zatrzymaB samochód. Anna nadal protestowaBa i chciaBa wysiada.  Nie mo|emy ich tak zostawi  powiedziaBa