Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

I wreszcie ostatni: pasują do opisu mordercy i mieszkają w tym mieście - są w grupie „prawdopodobnych". - Dobra robota. Jaki jest następny krok? - Wszyscy zgadzamy się, że do takiej operacji potrzeba minimum czterech ludzi, którzy musieliby się bardzo dobrze znać. Jak wcześniej powiedział generał, nie robi się 285 czegoś takiego, nie ufając członkom zespołu. To doprowadziło nas do wniosku, że jest wysoce prawdopodobne, że służyli razem. A więc grupa powinna się składać z samych byłych członków formacji Delta Force, Zielonych Beretów albo Navy SEAL. Sprawdzamy więc akta personalne każdego i szukamy takich, którzy służyli w tych samych jednostkach co czarni z grupy „prawdopodobnych". - Kiedy będziemy mieli listę? - Generał sortuje to na swoim komputerze. Powinniśmy. .. Jak pan myśli, generale? - Mam nadzieję, że gdzieś koło siedemnastej. - Jaki więc jest plan? - zapytał McMahon. - Musimy o tym porozmawiać. Musisz zadecydować, czy chcesz pukać do drzwi i przesłuchiwać ich osobiście, czy też objąć ich obserwacją. - O ilu podejrzanych mówimy? - Czternastu byłych czarnych członków sił specjalnych mieszka w okolicach Waszyngtonu i odpowiada opisowi mordercy Downsa. McMahon wykonał proste rachunki. - Potrzeba wielu agentów do obserwacji czternastu ludzi przez całą dobę. A inni, którzy pojawią się na liście generała? - Myślę, że powinniśmy śledzić tych czternastu i pozwolić agencji zająć się innymi z listy generała. Kiedy wszyscy twoi i moi ludzie zajmą pozycje, możesz zacząć działać. ~ Potem usiądziemy i zobaczymy, kto z kim rozmawia -przytaknął McMahon. - Właśnie. ~ Macie dość ludzi? - zapytał McMahon. - Mówimy co najmniej o pięćdziesięciu podejrzanych. - Mamy - powiedziała Kennedy z lekkim grymasem. - Poważnie? - Nasza inwigilacja wygląda nieco inaczej niż wasza. - Nie chcę nawet wiedzieć, co macie zamiar robić. -McMahon pokręcił głową i spojrzał na generała Heaneya. -Będę potrzebował kompletnych danych o tych czternastu facetach z listy „prawdopodobnych". Chciałbym też dostać 286 nazwiska ich dowódców. - Znowu zwrócił się do Kennedy: -Ile czasu zajmie wam rozmieszczenie ludzi? - W zależności od tego, jak wiele nazwisk znajdzie się na liście, powinniśmy być gotowi do piątku rano. - Zadzwonię do Briana i przygotuję wszystko z naszej strony. Irenę, zrób... - McMahon machnął ręką. - Nie chcę wiedzieć, co zrobisz. Proszę tylko, bądź ostrożna, żebyśmy nie skończyli na pierwszej stronie „Post". 29 Mała cessna leciała wzdłuż południowo-wschodniego zbocza Appalachów. W dole, między jesiennymi czerwieniami, pomarańczami i żółciami, strzelały w niebo wysokie zielone sosny Georgii. Na niebie nie było nawet jednej chmury i słońce dodawało jeszcze kolorom intensywności. Przelecieli nad szczytem góry i w dolinie pojawiło się miasto. Seamus wskazał na nie i powiedział: - To tu. Brasstown leżało półtorej godziny drogi na północ od Atlanty, w dolinie na południowym krańcu Appalachów. Z końca doliny ledwo było widać dwie wieże kościelne i wieżę wodną, które wystrzeliwały ponad drzewa. W miarę jak się zbliżali, ukazywały im się inne budynki i ulice. - Lotnisko jest na południowym skraju miasta - powiedział Seamus, skręcając bardziej na południowy wschód i podchodząc do sprawdzającego przelotu. Pas lądowiska był wycięty wśród drzew. Przelatując nad nim, Seamus zerknął, jaki kierunek wskazuje jasnopoma-rańczowy rękaw, i zawrócił, żeby wylądować. Ustawił zejście z lekką poprawką na wiatr i leciał nisko nad drzewami. Kiedy doleciał do przesieki, obniżył lot i pozwolił, aby samolot opadł na pas trawy. Po jednym podskoku bez problemów dojechali do końca pasa. Jedynym widocznym budynkiem był stary zardzewiały hangar, obok którego stała półciężarówka dodge. O jej bagażnik opierał się mężczyzna w wysokich butach, dżinsach, czerwono-czarnej flanelowej koszuli i zielonym kapeluszu firmy John Deere. Seamus wyłączył silnik i zasilanie. Kiedy obaj z Micha-elem wyszli z samolotu, mężczyzna podszedł do nich. Sea- 288 mus ruszył mu na spotkanie i obaj zaczęli się obejmować i poklepywać po plecach. Po chwili Seamus odwrócił się i powiedział: - Michael, pamiętasz Augiego? Michael wyciągnął rękę