Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Wypisujesz trzy wiadome zgodnie z zasadą, a wynik będzie dobry. Jednak ciało i krew nie dadzą się podciągnąć pod zasady arytmetyki i w tym właśnie punkcie Maryla popełnia błąd. Przypuszczam, iż ubierając Anię w sposób, w jaki to czyni, pragnie rozwijać w niej skromność, ale kto wie, czy zamiast tego nie rozwija w niej zawiści i niezadowolenia. Jestem pewna, że biedne dziecko musi widzieć różnicę pomiędzy swoim strojem a ubraniem innych dziewcząt. Ale że też Mateusz zwrócił na to uwagę! Ten człowiek zbudził się po sześćdziesięciu latach snu! Podczas następnych dwóch tygodni Maryla zauważyła, że Mateusz ma głowę zaprzątniętą czymś niezwykłym, lecz nie potrafiła odgadnąć, co było tego powodem. Zagadka wyjaśniła się nareszcie w wigilię Bożego Narodzenia, gdy pani Linde przyniosła nową sukienkę. Maryla niczym nie zdradziła swego niezadowolenia. Prawdopodobnie jednak nie dowie- 222 rżała dyplomatycznemu objaśnieniu przyjaciółki, jakoby pod-ieła się ona uszycia sukienki dlatego tylko, że Mateusz lękał pię, aby Ania nie dowiedziała się zbyt wcześnie o niespodziance. ._ Ach tak, więc to z tego powodu Mateusz miał taką tajemniczą minę, szeptał i uśmiechał się pod wąsem w ciągu ostatnich dwóch tygodni? — rzekła Maryla nieco oschle, lecz tonem pobłażliwym. — Domyślałam się, że Mateusz rna zamiar popełnić jakieś głupstwo, bo muszę przyznać, że nie uważam, żeby Ani potrzebna była nowa sukienka. Uszyłam jej na jesieni trzy praktyczne, ciepłe i ładne sukienki, a wszystko, co ponadto, jest niepotrzebnym zbytkiem. Te rękawy wymagają tyle materiału, ile starczyłoby na całą bluzkę. Rozbudzasz w Ani próżność, Mateuszu, a ona i bez tego jest próżna jak paw. Wyobrażam sobie, jak teraz będzie zachwycona, bo wiem dobrze, że marzyła o tych bezsensownych rękawach już od czasu, gdy tu przybyła, chociaż ostatnio powstrzymywała się od wspominania o tym. Obecnie bufy są modne jeszcze większe i śmiesznie j sze niż dawniej, tak wielkie jak nadęte balony. W przyszłym roku modnisie będą prawdopodobnie zmuszone bokiem przechodzić przez drzwi. Poranek wigilijny zastał świat w białej, cudnej szacie. Grudzień był bardzo łagodny i oczekiwano Gwiazdki zielonej. Tymczasem w nocy spadł śnieg, który wystarczył, by całkowicie przeobrazić Avonlea. Ania zachwyconym wzrokiem rozglądała się wokoło przez zamarznięte okno swego pokoiku. Sosny w Lesie Duchów stały cudne niby białe pióropusze; brzozy i dzikie wiśnie osypane były perłowym szronem, na zaoranych polach bruzdy pokryły je śniegiem. Powietrze, czyste i chłodne, sprawiało rozkosz. Ania zbiegła ze schodów śpiewając, wesoło, aż głos jej rozlegał się po całym Zielonym Wzgórzu. — Wesołych Świąt, Marylu! Wesołych Świąt. Mateuszu! Czyż to nie cudne Boże Narodzenie? Cieszę się tak bardzo, ze Gwiazdka jest biała! Prawdziwe Boże Narodzenie musi być białe. Nie lubię zielonej Gwiazdki! Bo zwykle nie jest zielo- 223 na... tylko brudna, szara i brunatna. Jakże mogli ludzie nazwać ją zieloną? Ależ... ależ... Mateuszu, czy to dla mnie? O Mateuszu! Mateusz niezręcznie rozwijał z papieru sukienkę i błagalnym wzrokiem spoglądał na Marylę, która udając dezaprobatę, niby zajęta nalewaniem wody do imbryka, kącikami oczu z zainteresowaniem śledziła dziewczynkę. Ania wzięła sukienkę i przypatrywała się jej w uroczystym milczeniu. Ach, jakaż śliczna! Najmilszy brązowy kolor, miękki materiał o jedwabnym połysku! Spódniczka o delikatnych zakładkach i falbankach, staniczek pracowicie przymarszczo-ny, z koronkowym kołnierzykiem u szyi. A rękawy! Te były koroną dzieła! Długie, obcisłe mankiety, nad nimi zaś dwie wspaniałe bufy, rozdzielone pośrodku wąziutkimi zakładecz-kami i kokardami z brązowej, jedwabnej wstążki. — To gwiazdka dla ciebie, Aniu — rzekł Mateusz nieśmiało. — Ależ, Aniu... czy ci się podoba?... Cóż to!... Cóż to!... Bo oczy Ani nagle napełniły się łzami. — Czy mi się podoba? O Mateuszu! Ania przewiesiła sukienkę na krześle i złożyła dłonie. — Mateuszu, jest zachwycająca! O, nigdy nie potrafię dostatecznie za nią podziękować! Spójrzcie tylko na te rękawy! Ach, wydaje mi się, że to uroczy sen! — Dobrze, dobrze, ale teraz zabierzmy się do śniadania — przerwała Maryla. — Muszę dodać, Aniu, iż nie uważam wcale, aby ta sukienka była ci istotnie potrzebna. Lecz wobec tego, że Mateusz ci ją podarował, szanuj że ją. Tu jest wstążka, którą pani Linde ofiarowuje ci do warkoczy. Jest brązowego koloru, odpowiednia do sukienki. A teraz chodź i siadaj do stołu. — Nie wiem, czy będę mogła jeść śniadanie — rzekła uszczęśliwiona Ania. — W tak niezwykłej chwili śniadanie wydaje się rzeczą zbyt prozaiczną. Wolę nasycić mój wzrok tą sukienką. Cieszę się tak bardzo, że bufiaste rękawy są jeszcze modne. Czuję, że nie potrafiłabym przeżyć tego, gdyby wyszły z mody, zanim doczekałabym się sukni z takimi lękawami. Nie umiałabym być zupełnie zadowolona. Pani 224 Linde postąpiła bardzo ładnie, ofiarowując mi tę wstążkę. Czuję, że powinnam stać się w końcu dobrą dziewczynką! bywają chwile, że z przykrością myślę o tym, iż nie jestem wzorową dziewczynką, ale przecież ciągle postanawiam zostać riią w przyszłości. Nieraz trudno jest dotrzymać postanowień, bo zdarza się, że nawiedzają nas nieprzezwyciężone pokusy, ale teraz postaram się zrobić jeszcze większy wysiłek