Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Maryann oczekuje, że utrzymam mojego okropnego przyrodniego brata z dała od kłopotów, ale on wcale mnie nie słucha. Odkąd ta cała sprawa się zaczęła, nie mam w ogóle czasu na doświadczenia chemiczne, a na dodatek właśnie odeszła kolejna gosposia. To już czwarta w ciągu pięciu miesięcy. - Baxter, rozumiem to wszystko. - Charlotte uśmiechnęła się do niego. - Przykro mi, że w ostatnim czasie masz takie urwanie głowy. Ale to się niedługo skończy i będziesz mógł podjąć swój normalny tryb życia. Pomyśl, że wkrótce załatwimy tę sprawę i już nigdy więcej nie będziesz musiał się ze mną widywać. Baxter poczuł nagle, że spada w fale szalejące pod oknem zamku. Blizny na ramieniu paliły go zimnym płomieniem. Musiał użyć całej siły rozumu, by zwalczyć ten niewytłumaczony przypływ paniki. - Tak, wiem o tym - powiedział spokojnie. W holu zapadła okropna cisza. Baxter odwrócił się i poszedł do biblioteki. Charlotte bez słowa ruszyła za nim. - Jednak póki jeszcze tu jesteś, chciałbym ci powiedzieć, że powinniśmy skierować śledztwo w innym kierunku. Zamiast zajmować się adoratorami Drusilli Heskett, przypatrzmy się bliżej członkom klubu Hamiltona. - Doskonale. Zgadzam się z tobą. - Przypuszczam, że istnieje tu jakiś związek z młodym Morrisem, spadkobiercą Lennoxa. - Pani Heskett miała romans z jego ojcem, ale nie mogę sobie wyobrazić Norrisa jako mordercy - sprzeciwiła się Charlotte. - Ja też nie - przyznał Baxter. - Jednak może to stanowić dobry początek. Poproszę ciotkę, by mi pomogła jak najszybciej dostać zaproszenie do ich domu. - To nie będzie trudne - odparła Charlotte. - Ariel mi mówiła, że najstarsza siostra Norrisa pojutrze wydaje bal maskowy w rodzinnej rezydencji. 14 Charlotte z dumą patrzyła, jak coraz to inny młody dżentelmen prowadzi do tańca przebraną za nimfę Ariel. - Czyż ona nie jest nadzwyczajna? - uśmiechnęła się z matczynym zadowoleniem na widok par wirujących w tańcu pod błyszczącymi jak klejnoty kolorowymi lampionami, które na tę noc zastąpiły zwykłe kandelabry. - W tym przyćmionym świetle jest dla mnie tylko niewyraźną plamą - powiedział opryskliwie Baxter. - Nie widzisz, że nie mam okularów? Są w kieszeni tego cholernego domina. - Och, tak, zapomniałam. Trudno nosić jednocześnie maskę i okulary. - Spojrzała na niego i poczuła dziwny dreszcz strachu, który jednak nie miał nic wspólnego z tym, co planowali na później. W długim, czarnym dominie z kapturem i w maseczce Baxter nie odróżniał się od wielu innych mężczyzn występujących w takim samym kostiumie. Wybrał ten strój, by zachować całkowitą anonimowość na zatłoczonej sali balowej i oczywiście postąpił słusznie. Ale lękiem przejmował ją fakt, że nie ożywiona niczym głęboka czerń obszernego domina i maski tak doskonale do niego pasuje. Stanęła jej nagle przed oczami wizja Baxtera, który w otoczeniu alchemicznego ognia i z tyglem w dłoni znika na zawsze w jakiejś ciemnej jaskini. Ona sama, w chwili beztroski, postanowiła wystąpić w kostiumie Diany Łowczyni. Jak wyjaśniła Ariel, taki kostium jest idealny dla damy, która zajmuje się polowaniem na morderców. - Nienawidzę balów kostiumowych - mruknął Baxter. - Dorośli ludzie biegają w maskach i przebraniach. Co za głupota! - Musisz przyznać, że akurat ten bal jest nam bardzo na rękę. - Tak. Powiedz mi, kiedy Ariel pójdzie na parkiet z Norrisem. - Przed chwilą dała mi znak. Norris zaprosi ją do następnego tańca. Cały plan ułożyli po południu. To Ariel zaproponowała, że zapewni Baxterowi dodatkową osłonę, bo nie sprawi jej żadnego trudu zajęcie Norrisowi czasu na tę chwilę, gdy Baxter będzie szukał jego sypialni i ją rewidował. - Więc mamy jeszcze trochę czasu. - Baxter gwałtownie odstawił na stolik kieliszek z szampanem. - Równie dobrze możemy go spędzić na parkiecie. Charlotte zamrugała ze zdziwienia. - Baxterze, czyżbyś prosił mnie o taniec? - A co w tym złego? Przecież jesteśmy zaręczeni. Narzeczeni robią tego rodzaju rzeczy. Mam nadzieję, że zdołasz zatańczyć walca mimo tego głupiego łuku i strzał, które ci wiszą przy nadgarstku. - To element mojego kostiumu. 1 tak, sądzę, że zdołam zatańczyć walca. - Uniosła brwi za maseczką z piór. - Nie wiedziałam, że umiesz tańczyć. - Dawno już nie tańczyłem. Dla ścisłości, od paru lat. - Nie czekając na formalne przyjęcie zaproszenia, wziął ją za rękę. - To pewnie mniej więcej tak samo jak z konną jazdą. Gdy człowiek już raz się tego nauczy, nie zapomina, jak to robić. Charlotte pohamowała uśmiech i pozwoliła poprowadzić się na parkiet