Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Jako lekarz, od razu zorientowałby się, co to takiego. Może utopić? Miałam wątpliwości, czy spłynie wraz z wodą w toalecie. Jeżeli zatka rurę, trzeba będzie wezwać hydraulika, ten zaś pokaże Mudiemu jakiś dziwny przedmiot, który spowodował zator w odpływie. Metal był miękki. Może uda mi się ją pociąć. Z pudełka z przyrządami do szycia, należącego do Nasserin, wygrzebałam nożyczki i zabrałam się do roboty, tnąc wszystko na maleńkie kawałki. Poszłam po nóż kuchenny i najszybciej, jak umiałam, odkręciłam okiennicę. Wychyliwszy się, najpierw obserwowałam chodnik sprawdzając, czy nikt mnie nie widzi. Następnie wyrzuciłam kawałki spirali na ulicę Teheranu. 5 kwietnia były urodziny taty. Miał sześćdziesiąt pięć lat, jeśli jeszcze żył. Urodziny Johna przypadały 7 kwietnia. Kończył piętnaście lat. Czy wiedział, że jeszcze żyję? 13 — Tylko razem z córką 193 Nie byłam w stanie dać im prezentów. Nie mogłam upiec dla nich tortu. Nie mogłam zadzwonić, by złożyć im życzenia. Nie mogłam im wysłać kartek. Nie wiedziałam nawet, na jaki dzień przypadają te urodziny, bo straciłam rachubę czasu. Czasem stałam nocą na balkonie, patrzyłam na księżyc i myślałam sobie, że chociaż ten świat jest tak ogromny, to jest tylko jeden księżyc - ten sam, który świeci dla Joego, Johna, dla mamy i taty, i dla mnie. I ten sam księżyc widziała także Mahtab. Ta świadomość przywróciła mi w jakimś sensie poczucie jedności z nimi. Pewnego dnia, gdy wyglądałam przez frontowe okno, nagle wstrzymałam oddech. Była tam panna Alavi, stała na chodniku po drugiej stronie ulicy i patrzyła na mnie. Przez chwilę sądziłam, że ta postać jest tylko z/ucfzeniem, wytworem mojego otępiałego umysłu. - Co pani tu robi? - spytałam zaskoczona. - Od dawna obserwuję ten dom, czekając godzinami - odparła.1 - Wiem, co panią spotkało. W jaki sposób dowiedziała się, gdzie mieszkam? W ambasadzie?! W szkole? Nieważne: byłam podekscytowana widokiem tej kobiety, I gotowej ryzykować życie, by Mahtab i mnie wydostać z tego kraju. I Lecz w tym momencie jęknęłam, bo uświadomiłam sobie, że Mahtab I nie ma przy mnie. - Co mam robić? - spytała. - Nic - odpowiedziałam ogarnięta rozpaczą. - Muszę z panią porozmawiać - powiedziała, ściszając głos, bo zdała sobie sprawę, że ta rozmowa po angielsku przez ulicę z kobietą w oknie może wydać się podejrzana. - Proszę poczekać - powiedziałam. W mig usunęłam okiennicę, potem wsunęłam głowę między pręty i w ten sposób kontynuowałyśmy naszą niezwykłą konwersację ściszo-1 nymi głosami. - Obserwowałam dom przez wiele dni - powiedziała panna Alavi.ł Wyjaśniła, że przez jakiś czas towarzyszył jej brat siedzący w samo-1 chodzie. Wzbudziło to jednak w kimś podejrzenia, spytano go, co tu I robią. Brat panny Alavi odparł, że obserwuje dziewczynę mieszkającą w jednym z okolicznych domów, ponieważ zamierza ją poślubić. ??? wyjaśnienie okazało się wystarczające, ale sam incydent zaniepokoił j - zdaje się - brata. Tak czy owak - była teraz sama. - Wszystko już przygotowane do podróży do Zahidan - powiedziała. - Nie mogę jechać. Nie mam Mahtab. - Znajdę ją. 194 Czy to możliwe?!! - Proszę nie robić nic, co wzbudziłoby podejrzenia. Skinęła twierdząco. A potem zniknęła równie tajemniczo, jak się pojawiła. Na powrót ustawiłam okiennicę, ukryłam nóż i znów popadłam w letarg, zastanawiając się, czy aby to wszystko nie było tylko snem. Pewnie Bóg sprawił, że świat obracał się wolniej. Zdawało mi się, że każda doba miała czterdzieści osiem, a może nawet siedemdziesiąt dwie godziny. To były najdłuższe dni w moim życiu. Wynajdywanie sposobów na zabicie czasu stało się niezmiernie wyczerpującym zajęciem. Wymyśliłam bardzo chytrą strategię porozumiewania się z Mahtab. Z tego, co znalazłam w domu bądź z produktów przynoszonych przez Mudiego, starałam się przyrządzić ulubione potrawy Mahtab, aby potem - przez jej ojca - przesłać to córeczce. Najbardziej smakował jej bułgarski pilaw. Z kilku kawałków białej włóczki udało mi się zrobić szydełkiem maleńkie buciki dla lalki Mahtab. Potem przypomniało mi się, że jest kilka bluzek z golfami, które nosiła narzekając, że są zbyt ciasne przy szyi. Obcięłam ściągacze wokół kołnierza, żeby były wygodniejsze, a z pasków materiału uszyłam ubranka dla lalki. Znalazłam też białe bluzki z długimi rękawami, z których Mahtab wyrosła. Obciąwszy rękawy i doszywszy uzyskany w ten sposób materiał do bluzek sprawiłam, że teraz były o wiele dłuższe i moja córka mogła je nosić. Mudi wziął te prezenty ze sobą, ale nie chciał udzielić mi żadnych informacji o dziecku. Raz tylko, gdy przyniósł z powrotem lalczyne buciki, przekazał mi słowa Mahtab: - Ona mówi, że nie chce tych bucików, bo inne dzieci je pobrudzą. Starałam się nie okazać Mudiemu, jaką radość sprawiły mi te słowa. Dzielna mała Mahtab zrozumiała mój plan. W ten sposób przekazywała mi: Mamusiu, ja żyję. I była z innymi dziećmi. To wykluczało dom Amme Bozorg, chwała Bogu. Gdzie mogła jednak przebywać? Z nudy i frustracji zaczęłam teraz przeglądać pisane po angielsku książki Mudiego. Większość traktowała o islamie, ale to mi nie przeszkadzało. Przeczytałam je od deski do deski. Był także słownik Webstera - także go przeczytałam. Żałowałam, że nie ma Biblii. Bóg był moim jedynym towarzyszem podczas tych pełnych nudy dni i nocy. Nieustannie z Nim obcowałam. Stopniowo - choć nie miałam świadomości, jak długo to trwało - w moim udręczonym umyśle zaczął się kształtować pewien plan. Bezradna w tej pułapce, niezdolna do jakiejkolwiek obrony, chwytałam się wszelkich sposobów, jakie mogły mnie zbliżyć do Mahtab. Dlatego zwróciłam większą uwagę na religię, którą wyznawał Mudi. 195 Bardzo skrupulatnie przestudiowałam podręcznik opisujący obyczaje i rytuał modlitw muzułmańskich, potem zaczęłam je praktykować. Przed modłami myłam ręce, dłonie, twarz i stopy. Następnie wdziewałam biały modlitewny czador