Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Gratch jakby się skurczył w zimnym nocnym powietrzu. Jeszcze raz wyciągnął ramiona i smutno, żałośnie zaskomlał. Krzyknął żałośnie. Chłopak ponownie się cofnął. Gratch zrobił krok ku niemu. Richard podniósł kamień i rzucił w niego. Kamień odbił się od potężnej piersi chimery. - Uciekaj! - krzyknął chłopak. Znów rzucił kamieniem. - Nie chcę cię tutaj! Znikaj! Nie chcę cię więcej widzieć! Łzy płynęły z zielonych ślepiów, spływały po pomarszczonych policzkach. - Grrrrrach kooooa Raaa chaaarg. -Jeśli mnie naprawdę kochasz, to zrób, co mówię! Uciekaj! Gratch znów pojrzał na wzgórze, z którego zbiegła Pasha, odwrócił się i rozłożył skrzydła. Po raz ostatni obejrzał się przez ramię, podskoczył i odleciał w noc. Zniknął ciemny kształt przesłaniający gwiazdy, ucichł łopot skrzydeł. Richard osunął się na ziemię. Odszedł jego jedyny przyjaciel. -1 ja cię kocham, Gratch. - Zapłakał. - O dobre duchy, czemu mi to uczyniłyście? Był dla mnie wszystkim. Tylko jego miałem. Nienawidzę was. Każdego z was. Richard był w połowie drogi powrotnej, kiedy spadło nań nagłe zrozumienie. Zamarł, otworzył usta. Sięgnął drżącymi palcami do kieszeni. Niedaleko migotały światła miasta. Szczyty dachów lśniły w księżycowej poświacie. Przytłumione odgłosy metropolii docierały aż tutaj, do podnóża wzgórz. Wyjął z kieszeni pukiel włosów Kahlan. „Jeśli mnie naprawdę kochasz, powiedziała, zrobisz to”. To samo powiedział Gratchowi. Znienacka Richard wszystko zrozumiał. Aż wstrzymał oddech. Kahlan wcale go nie przepędziła, ocaliła mu życie. Zrobiła dlań dokładnie to samo, co on teraz dla Gratcha. Osunął się na kolana, cierpiał dlatego, że w nią zwątpił. To jej musiało złamać serce. Jakżeż mógł w nią zwątpić? Obroża. Tak się bał obroży, że był ślepy na wszystko inne. Kahlan go kochała. Nie chciała mu zwrócić słowa, chciała jedynie ocalić mu życie. Kochała go. Richard wyrzucił w górę ramiona, uniósł twarz ku niebu. - Ona mnie kocha! Klęczał, wpatrując się w pukiel włosów, który mu dała, żeby nieustannie przypominał mu o jej miłości. Jeszcze nigdy w życiu nie czuł tak wielkiej ulgi. Miał wrażenie, że świat znowu ożył. W Richardzie kotłowały się sprzeczne uczucia. Serce mu się ściskało, że przepędził Gratcha, że chimera myśli, iż on ma jej już dosyć, a jednocześnie przepełniała go radość, że Kahlan go kocha. W końcu radość zwyciężyła. Uznał, iż pewnego dnia Gratch zrozumie, że tak się musiało stać, że to było konieczne. Pewnego dnia on, Richard, pozbędzie się obroży, odnajdzie Gratcha i wszystko mu wyjaśni. A jeśli nawet go nie odszuka, to lepiej, by Gratch prowadził życie chimery, polując i szukając innych ze swego gatunku. Znajdzie swoje szczęście, tak jak znalazł je Richard. Chłopak tak pragnął przytulić Kahlan i zapewnić o swojej miłości, lecz nie mógł tego zrobić. Nadal był więźniem Sióstr; ale będzie się uczył, uczył i uczył, i w końcu pozbędzie się obroży. Pozbędzie się obroży i wróci do Kahlan. Nie miał najmniejszych wątpliwości, iż ona na niego czeka. Powiedziała, że zawsze będzie go kochać. Tuż przy Tanimurze Richard napotkał grupę Sióstr i powiedział im, że nie muszą się martwić, bo przepędził bestię. Nie uwierzyły i poszły na wzgórza. Nie przejął się tym. Gratch odleciał. Jego przyjaciel był bezpieczny. Chłopak kupił od straganiarza złoty naszyjnik. Nie miał pojęcia, czy to prawdziwe złoto, ale nic go to nie obchodziło. Grunt, że naszyjnik był ładny. Pobiegł do pałacu. Pasha chodziła tam i z powrotem w holu przed pokojami Richarda. -Richard! Tak się martwiłam, Richardzie. Wiem, że teraz jesteś na mnie wściekły, ale z czasem zrozumiesz... - Nie jestem zły, Pasho - uśmiechnął się. - Kupiłem ci prezent, by podziękować. Podał jej naszyjnik, a ona uśmiechnęła się z bojaźliwym zdumieniem. - To dla mnie? Dlaczego? -Bo dzięki tobie pojąłem, że ona mnie kocha i zawsze kochała. Byłem ślepym głupcem. Pomogłaś mi to zrozumieć. Pasha spojrzała nań lodowato. - Teraz jesteś tutaj, Richardzie. Z czasem o niej zapomnisz. Przekonasz się, że jestem dla ciebie stworzona. Chłopak uśmiechnął się do niej radośnie. - - Przepraszam, Pasho. Nie chciałem cię urazić. Jesteś piękną młodą kobietą. Na pewno spotkasz swego wybranego. Możesz uszczęśliwić, kogo zechcesz. Każdy cię lubi. Aleja nie jestem dla ciebie. Może gdybym dożył setki, lecz tak... - - W takim razie zaczekam. - Znów figlarnie się uśmiechała. Richard cmoknął ją w czubek głowy i wszedł do pokoju. Nie sądził, że zaśnie, taki był podekscytowany, ale te spacery i biegi bardzo go zmęczyły. Odpłynął w sen, myśląc o Kahlan. Widział ją tak wyraźnie, jakby była przy nim: jej wyjątkowy uśmiech, głębokie zielone oczy, lśniące długie włosy. Od miesięcy tak dobrze nie spał. Przez następne dni chłopak miał uczucie, że niemal unosi się nad ziemią. Jego dobry nastrój wszystkich zadziwiał. Najpierw się dziwili, lecz radość Richarda była zaraźliwa. Niektóre Siostry chichotały wesoło, kiedy mówił im, że są tak piękne jak słoneczny dzień. Ponaglał uczące go Siostry, by się bardziej starały, żeby mu pomogły dotknąć Han. Zatrzymywał je dłużej niż zwykle. Siostry Tovi i Cecilia były zachwycone, Merissa i Nicei uśmiechały się leciutko z zadowolenia. Armina okazywała ostrożną radość, Liliana zaś była pełna entuzjazmu. Richard chciał się pozbyć obroży, a wiedział, iż będzie ją miał na szyi dopóty, dopóki nie będzie mógł zrobić tego, czego chciały. Przez jakiś czas nie widywał Warrena, lecz w końcu wybrał się do podziemi, by sprawdzić, jak przebiegają poszukiwania. Siostry Becky nie było, zmogły ją mdłości, a druga Siostra zachichotała, kiedy Richard do niej mrugnął. Warren ucieszył się na widok chłopaka. Radowało go to, co wyszukał. Ledwo mógł się doczekać, kiedy powie o tym Richardowi. Zaczął otwierać leżące na stole księgi, gdy tylko zamknęły się drzwi do jednego z tylnych pokojów. -Bardzo pomogło mi to, co od ciebie usłyszałem. Spójrz tutaj. - Warren wskazał niezrozumiałe dla Richarda wyrazy. - Tak jak mówiłeś. Napisano tu, że Kamień Lez, kiedy znajdzie się w naszym świecie, nie uwolni Opiekuna. - - No to jakież on ma znaczenie? - - Wygląda na to, że w drzwiach więzienia jest sporo zamków, a kamień otwiera tylko jeden z nich