Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Świątynia Dendur dźwigała się wysoko w ciemności. Spod masywnej podstawy odmieciono piasek, odsłaniając hieroglify wykute w porowatym, zniszczonym zmienną pogodą kamieniu. Po obu stronach wejścia siedziały dwie kamienne figury pogrążone we własnych myślach w ciszy zmierzchu. Na schodach niedbale rozłożyli się jacyś dwaj mężczyźni. Może oczekiwali chwili wejścia do podziemnego świata, może byli rabusiami grobów, zbierającymi się na odwagę, by zstąpić do podziemi? W nocnej ciszy głośnym echem poniosło się szczęknięcie butelki o kieliszek, potem znowu zaległo milczenie. Starszy mężczyzna z westchnieniem wyciągnął przed siebie nogi. - Myślisz, że Braverman oszalał? Szkoda, że cię tu nie było, gdy studiem kierował Burton Glass. Pięć milionów na "Helenę Trojańską"... oczywiście w dolarach z dwudziestego roku. Prosto na dno, jak ten pieprzony "Titanic". Kiss był zajęty rozgrywką z Sigsbee Wolffem. Marty Braverman już wtedy był cholernym księgowym. Burton Glass... kto go jeszcze pamięta? - Ja nie pamiętam, Pop. - Właśnie to samo mówię. Nie możesz go pamiętać. Glass... hoho, to było wielkie nazwisko. Prawdziwy gigant. Potem zastąpił go Braverman, a teraz go wypieprzyli. - Jeszcze nie. Jescze go nie wypieprzyli. - Niech mnie szlag trafi, jeśli go nie wypieprzyli. Mąż Dawn Avalon przejął kontrolę nad wytwórnią. Co ty sobie myślisz, że on będzie tu trzymał Bravermana czy Cantora? Wywali ich na zbity pysk. A o czym, według ciebie, oni wszyscy tak teraz radzą? Pop Deigh nalał sobie drugi kieliszek. Trzydzieści lat temu Adolph Kiss mianował go szefem studia. Nienawidził kierowników i producentów, którzy wtrącali się w jego rządy nad całym filmowym królestwem. Nienawidził reżyserów, nie znosił gwiazd, przekonanych, że musi spełniać ich zachcianki. Nienawidził Danny'ego Zegrina - młodego, ambitnego, astmatycznego hipochondryka, którego Braverman wcisnął do jego królestwa, żeby się "wyrobił". Deigh podejrzewał, że Danny jest "uchem" szefa wytwórni. - Jak myślisz, Pop, kto teraz przejmie ster w swoje ręce? - spytał Zegrin. Był mężczyzną niskiego wzrostu, o lśniących, ulizanych włosach, ciemnych, sarnich oczach, których spojrzenie zdradzało człowieka ambitnego i bruzdach wokół ust, jakby mówiących, że Danny Zegrin był cynikiem już wtedy, gdy wyszedł z łona matki. - Trudno zgadnąć. Corsini nie ma zielonego pojęcia o robieniu filmów. Oczywiście, faceci tacy, jak on, w żaden sposób nie dadzą się przekonać, że nie nadają się do kierowania studiem... Spójrz tylko na Howarda Hughesa czy Joe Kennedy'ego. Ale może Corsini ma więcej oleju w głowie. Mam nadzieję. - Słyszałem, że Dore Schary nie jest zbyt szczęśliwy w Mgm. Może Corsini zaangażuje właśnie jego. - Jezu, tylko nie to. Schary to palant. Nie trzeba nam tutaj obcych. Deigh zawsze traktował inne wytwórnie jako siły zła, przeciwko którym Empire toczyło wieczną wojnę. Zegrin wzruszył ramionami. Wszystko, czego pragnął, to wzbić się na wyżyny, tam, gdzie dobijano interesów, byle dalej od Deigha i jego niedorzeczności. Zegrin zastanawiał się, co zrobić, żeby zbliżyć się do Corsiniego. - Przypuszczam, że teraz, gdy Corsini trzyma w garści Empire, pośle Dawn Avalon do pracy - powiedział. - Nie byłbym tym zdziwiony, chłopcze. Znałem K~oniga, jej pierwszego męża. Ten to dopiero kochał kino! Zrobił parę filmów dla Empire tuż po wprowadzeniu dźwięku. Glass nienawidził K~oniga. Zresztą prawdę mówiąc nienawidził wszystkich umiejących czytać. Pamiętam, jak kiedyś pojechał do K~oniga do domu, żeby omówić scenariusz. Wyobraź sobie: Glass wchodzi do biblioteki i co widzi? Półki, a na nich skórzane grzbiety książek. Pewnie wiesz, prawie każdy tutaj ma oprawne w skórę tomy, ale to wszystko funta kłaków niewarte... kupuje się grzbiety na metry, same atrapy, żeby ukryć za nimi barek w ścianie. Ano, Glass wyciąga rękę, żeby obmacać towar... wiesz, Żydzi mają to we krwi... i wyciąga książkę. Proszę bardzo, skórzany grzbiet, oprawne w skórę okładki, zadrukowane stronice, książka jak się patrzy. Glass nie dowierza własnym oczom, wyciąga drugą książkę, trzecią, czwartą. "Kurwa mać", krzyczy. "Ten skurwysyn ma prawdziwe książki!" Od tamtej chwili nigdy nie ufał K~onigowi. - Ta Dawn Avalon... piękna babka. - Ale trudno ustawić dla niej światło. Na zdjęciach jej skóra wychodzi za ciemno. Deigh patrzył na wszystkie gwiazdy jedynie z punktu widzenia trudności warsztatowych lub osobliwości ich wyglądu. Gdyby go zapytać, co sądzi o Gary Cooperze, odpowiedziałby: "Jego filmy robiły kasę jedynie wtedy, gdy był ubrany w kowbojski kapelusz". A o Marlenie Dietrich wiedział tylko jedno: "Trzeba pilnować, żeby przypadkiem się nie uśmiechnęła. Ma zepsute zęby". - Avalon to rzeczywiście przystojna babka - przyznał, upijając łyk alkoholu. - Zgadzam się. Podał butelkę Zegrinowi, lecz ten potrząsnął głową, po czym wyjął z kieszeni małą flaszeczkę i psiknął sobie czymś w gardło. Cierpiał na chroniczną astmę i katar sienny. Jego osobisty psychoanalityk twierdził, że to dolegliwości psychosomatyczne. Zegrin był przekonany, że uleczony zostanie dopiero wtedy, kiedy awansuje do biurowca Adolpha Kissa i otrzyma pokój w skrzydle dyrektorskim, tam, gdzie właśnie teraz odbywało się posiedzenie rady nadzorczej, na którego wyniki czekała cała wytwórnia. - Już prawie północ - powiedział. - Gadają już kilkanaście godzin. - Wina prawników! Ale płacą im za to, żeby mówili dużo i długo. Gdzieś w ciemności zadzwonił telefon