Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Kochanie, mam wrażenie, że ja jednak zaczynam uczyć się miłości! Zacząłem myśleć o drugiej osobie; jeśli ona czegoś nie chce i ja tracę ochotę. Myślę, że ludzi trzeba kochać jak muzykę, uważnie i n i e s t a r a j ą c s i ę n i c z e g o z m i e n i a ć . Jak sądzisz, czy zdążę się jeszcze tego nauczyć? Ściskam Cię z całego serca, Twój wdzięczny i oddany, Andrzej. PS Błagam Cię, przyślij mi kopię mojego pierwszego listu do Ciebie! Mówisz, że spadnę ze stołka fortepianowego, żeby podniecić moją ciekawość! Udało Ci się, więc przyślij ten historyczny dokument. [Kartka: Bodleian Library, Oxford TheCreationoftheAnimals78] 23.3.80 Mordko kochana, stokrotne dzięki za list; odpowiedzieć w tej chwili nie mogę, bo dziś gram w Chichester, jutro wyjeżdżam na dwa koncerty do Danii, a stamtąd do Paryża, na prawdopodobne spotkanie z ojcem! Opiszę Ci je za to dokładnie, bo jestem pewien, że kiedyś napiszesz moją biografię. Na razie pa, i buzi. Twój Andrzej. Czytam Szymborska i zalewam się łzami. 78 Stworzenie zwierząt. 154 24.3.80 Mordko kochana, A jednak piszę, bo wykroiłem chwilkę, czekając na połączenie z Johnem. Nowelkę moją rozumiem tak: Julia była w fałszywej sytuacji: gdyby powiedziała Raiphowi, że go kocha, toby ją wziął, porzucił po tygodniu i w dodatku wyśmiał. Skorzystała więc z okazji, żeby ze wszystkiego zwierzyć się wróżce i na pewno uzyskała od niej jakąś obietnicę pomocy. Ta wróżka jest świetną aktorką, ale w tym przypadku wie wszystko o Raiphie i Julii: udaje więc, że wie m n i e j , aby nie wzbudzić jego podejrzeń w chwili gdy mu wróży. Wszystko by się udało (przynajmniej na jakiś czas, bo oni oboje są za słabi na to, żeby sobie nawzajem móc prawdziwie pomóc), gdyby Julia się tak nie pospieszyła i nie zdradziła wyrazem twarzy: ona przecież nie ma wiedzieć, co zaszło w tej budce. Raiph widzi strach w jej twarzy i to potwierdza jego podejrzenia. Okazuje się, że nie tylko teraz go oszukała, ale kłamała mu od miesięcy: udawała na przykład, że lubi jego ostatnie wiersze, a wróżce powiedziała, co o nich naprawdę myśli (to by mnie na Jego miejscu najboleśniej dotknęło). Raipha mogła uratować tylko kobieta silna i odważna, taka, która by mu powiedziała: „Ja cię kocham, ale cię nie szanuję, bo ty się sam nie szanujesz i dlatego trwonisz się i gubisz”. Ale to Raiph postawił Julię w tej fałszywej sytuacji, w której musiała taić miłość, a udawać przyjaźń. Ale ja w tej sytuacji sam często byłem i dobrze wiem, jaka ona jest trudna i bolesna. Długo myślałem, że mówiąc Tobie czy Ann o swoich problemach, chronię Was przed tym niebezpieczeństwem. Moja „donjuaneria”, której zresztą nie jestem świadomy, wywodzi się z poczucia swobody i seksualnego bezpieczeństwa, które prowadzi do mylnego założenia, że skoro mnie nic nie grozi, to innym – też nie. To trochę tak, jakbym latami dolewał komuś wina, wymagając równocześnie, by był trzeźwy. Wreszcie zdałem sobie z tego sprawę i postanowiłem nie bawić się dłużej w strusia. Moja nowelka jest wynikiem mego nieczystego sumienia. Teraz dochodzę do sedna sprawy. Owo poczucie winy wobec kobiet jest poważną przeszkodą nie tylko w naszej przyjaźni, ale w całym moim życiu uczuciowym, i masz stanowczo rację próbując mnie z tego wyleczyć! Może wszystkie moje problemy z tego właśnie się biorą? Już dawno temu, jeszcze w stosunkach z moją babcią, nauczyłem się tego, że kobiety uważają wywołanie wyrzutów sumienia u mężczyzn za nagrodę pocieszenia, kiedy nie mogą otrzymać miłości. A ja dawałem taką satysfakcję niezliczonej ilości kobiet (...). Kiedy była to miłość erotyczna, myślałem sobie, „to nie moja wina”, ale większość tych stosunków była właśnie pseudomacierzyńska. A najgorsze jest to, że ja im tych wyrzutów sumienia nigdy nie mogłem przebaczyć. A z nami to jest błędne koło. Im bardziej czuję się winny, że Cię nie kocham, tym bardziej Ty się mnie boisz. Im więcej się boisz, tym bardziej ja się czuję winny. Bo moja złość na Ciebie stąd się bierze, że jesteś jednym wielkim niemym oskarżeniem. Ostatnio jest mi zresztą z Tobą coraz trudniej. Tobie pewnie też? Przepraszam Cię i pozdrawiam, Twój Andrzej. PS Gdybym Cię był „wziął”, mniej by Ci to zaszkodziło: po tygodniu znudziłbym Ci się i miałabyś mnie „z głowy”. (...) Ale zapewniam Cię, że takie stosunki ciążą również i mnie, bo ja nic nie mogę tu zdziałać, tak że razem kręcimy się w kółko, jak w zakończeniu Wesela Wyspiańskiego. 155 31.3.80 Kochanie, kochanie. Uradowałam się ogromnie listami i kartką