Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Bêdê chcia³a z nim porozmawiaæ, nim zaczniemy. - A kiedy w³aœciwie zaczniemy, lady Polgaro? - zapyta³. - Tego wieczoru, gdy wejdê do sali tronowej. To bêdzie dla ciebie sygna³em. - Bêdê ciê wypatrywa³ - obieca³. - Wypatruj. A teraz do dzie³a. Poczeka³am w ogrodzie ró¿anym, dopóki siê nie oddalili. - Mo¿esz ju¿ zejœæ, ojcze - powiedzia³am, zwracaj¹c siê do dekoracyjnego drzewka cytrynowego. Wygl¹da³ trochê g³upio, gdy sfrun¹³ na ziemiê i wróci³ do w³asnej postaci. - Sk¹d wiedzia³aœ, ¿e tu jestem? - zapyta³. - Nie nudŸ, ojcze. Doskonale wiesz, ¿e nie mo¿esz siê przede nu$ ukryæ. Zawsze wiem, czy jesteœ w pobli¿u. - Przerwa³am na chwil?'' Co o tym myœlisz? - Myœlê, ¿e podejmujesz spore ryzyko i dzia³aœ zbyt szybko- - Muszê dzia³aæ szybko, ojcze. Nie mam pewnoœci, kogo ud»° siê temu Murgowi przekupiæ. - O to w³aœnie chodzi. Ca³y swój plan opierasz na tych w³aœnie odeszli, a spotka³aœ ich dopiero tego ranka. Jesteœ na, ¿e mo¿na im zaufaæ? Obdarzy³am go jednym z owych przeci¹g³ych, zbola³ych westchnieñ. _ Tak, ojcze - odpar³am. - Jestem pewna. Mangaran ma wiele do dobycia, a poza tym rzeczywiœcie tl¹ siê w nim iskierki patriotyzmu. _ A co z dziewczyn¹? Czy¿ nie jest okropnie trzpiotowata? - To tylko poza, ojcze. Asrana jest bardzo bystra i ma równie du¿o do zdobycia co Mangaran. _ Nie bardzo rozumiem, Poi. _ Problemy z Arendi¹ po czêœci wi¹¿¹ siê z tym, ¿e kobiety tutaj traktuje siê jak zwierz¹tka domowe. Asrana pomo¿e w przejêciu rz¹dów i po wyniesieniu Mangarana na tron bêdzie sta³a tu¿ przy nim. Po dzisiejszej nocy zostanie kimœ, z kim trzeba bêdzie siê liczyæ. To dla niej jedyna okazja do zdobycia jakiejkolwiek w³adzy. - Byæ mo¿e - przyzna³ z pow¹tpiewaniem. - Zaufaj mi, ojcze. Zrobisz to, prawda? - Co zrobiê? - Wyg³osisz jutro rano mowê? - A czemu ty tego nie uczynisz? - Pamiêtasz, co przed chwilê powiedzia³am o zwierz¹tkach domowych? To jest Arendi¹, ojcze. ¯aden tutejszy mê¿czyzna nie bê-' dzie s³ucha³ nikogo w spódnicy. Muszê ruszaæ do Vo Mimbre, wiêc nie mam czasu na przekonywanie na wpó³ pijanego t³umu asturiañskich samców, ¿e nie jestem pudlem czy kotem. Spójrz na to z tej strony, ojcze. Jeœli wyg³osisz mowê, tobie przypadnie ca³a zas³uga za to, co zrobi³am, i nie bêdziesz musia³ nawet brudziæ sobie r¹k. - Zastanowiê siê nad tym. Czemu pozwalasz tej g³upiej dziewczynie nazywaæ siê „Poi³y"? Gdybym to ja spróbowa³, podpali³abyœ roi brodê. - Oczywiœcie, wiêc nawet nie próbuj. Prawdê powiedziawszy, nie "nam zupe³nie pewna szczeroœci zaanga¿owania Asrany, dopóki nie na-ZWa*a mnie „Poi³y". Gdy to zrobi³a, wiedzia³am, ¿e mam j¹ w kieszeni. - Mog³abyœ mi tê ostatni¹ kwestiê dok³adniej wyjaœniæ? ~ Ona pragnie osi¹gn¹æ powodzenie w ¿yciu, ojcze. Zawsze do ego d¹¿y³a. A ja jej to umo¿liwi³am. ~ Nigdy nie zrozumiem kobiet. . ~ Pewnie nie. Czy móg³byœ mi wyœwiadczyæ przys³ugê, nim zacz- 2 uk³adaæ sobie jutrzejsz¹ przemowê? 228 PO£GARA CZARODZIEJKA - Z wielk¹ chêci¹. Czego ci potrzeba? - Gwardia Oldorana siedzi w³aœnie przy kolacji. Zrób coœ z [^L winem. Chcê, by wszyscy byli kompletnie pijani przed udaniem siê na s³u¿bê. - Myœla³em, ¿e nie pochwalasz picia. - To szczególna okazja, ojcze, a przy szczególnych okazjach mo¿-na nieco naginaæ w³asne zasady. Chcê unikn¹æ przelewu krwi. \va^ ne, aby usuniêcie Oldorana z tronu bardziej wygl¹da³o na dzia³anie administracyjne ni¿ militarne. - Dobry plan, Poi. - Dziêkujê, ojcze. A teraz ruszaj do kwatery gwardii i uczyñ stra¿ników niezdolnymi do s³u¿by. Potem zacznij przygotowywaæ swoj¹ mowê, a ja zabiorê siê do obalenia rz¹du. Po kolacji podszed³ do mnie krzepki wieœniak. - Lord Mangaran kaza³ mi z tob¹ porozmawiaæ, pani - zwróci³ siê do mnie uprzejmie. - Powiedzia³, ¿e pragnie pani przes³aæ komuœ wiadomoœæ. Ja mam j¹ dorêczyæ. Nazywam siê Lammer. Zabrzmia³o to nieco tajemniczo - w koñcu by³ spiskowcem - ale zrozumia³am, o co mu chodzi. - Czy jesteœ dobrym pos³añcem? - zapyta³am. - Nie ma lepszego w ca³ej Asturii, pani. Mogê to zaraz udowodniæ. - Wierzê ci na s³owo, Lammerze. Chcê, aby wiadomoœæ dotarta do jego uszu w konkretnym momencie. - Potrafiê to za³atwiæ, pani. - Rzuci³ ukradkowe spojrzenie za siebie. - Bêdê na górze, na galerii z prawej strony sali tronowej