Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

To się zupełnie nie zgadza. Choć sam wiem o teatrze sporo jeszcze ze studiów, z czasów, kiedy byłem aktorem i z czasów, gdy przez lata praco- wałem w administracji, nigdy nie udałoby mi się to, co zrobił morderca Lon- niego Aaronsa na scenie. Wiem za mało. W pewnym sensie - Charley roz- postarł ramiona, zaginając palce w górę - sam teatr stał się narzędziem zbrodni tego gościa. Zabijając Lonniego, wykorzystał urządzenia mechaniczne te- atru Buell z precyzją i bezwzględnością rzeźnika wywijającego nożem do filetowania. Tymczasem twój przyjaciel został związany i zadźgany nożem. Owszem, zabito na scenie, w teatrze. Ale moim zdaniem na tym kończą się podobieństwa między tymi dwiema zbrodniami. - Nie - wtrąciła Lauren. Zaczekała, aż obaj zwrócimy na nią uwagę, i dopiero wtedy wyjaśniła. - Podobieństwa kończą się na nasieniu i włosach tego faceta. Być może jest niekonsekwentnym mordercą i traci natchnienie, ale jak dotąd za każdym razem ma blond włosy i wytrysk. Charley spojrzał na nią z łagodnością zachodzącego słońca. Przeniósł wzrok na mnie. - Nie cierpię biegłych - powiedział do mnie. - A ty? Moim zdaniem powinno im się zakazać wstępu na scenę. Wszystko psują. Charley pojechał do domu do Cherry Creek, a my posłuchaliśmy jego rady i zjedliśmy kolację w Ice House Cafe przy Wynkoop i dopiero potem wróciliśmy do Boulder. W czasie kolacji nie mówiliśmy o pracy. Rozma- wialiśmy o Lisie. Lauren bardzo ubawił pomysł Adrienne z zawodami. Spytałem ją, jak dobrze zna Lisę. Lauren wprowadziła się na ranczo wkrótce po tym, jak Lisa zaczęła opiekować się Jonasem. - Niezbyt dobrze. Pytam ją o dziecko. Ona mnie o pracę, o to, czy chcę mieć dzieci, czy podoba mi się zawód prawnika. Kiedyś próbowałam zwer bować ją do drużyny softballowej, ale zdaje mi się, że nigdy nie miała w ręku rękawicy baseballowej. Tylko tyle. Ona nie jest kobietą kobiet, kochanie. To kobieta mężczyzn. Nie jest dobrym materiałem na przyjaciółkę, przynajmniej nie dla mnie. Może ty chętnie widziałbyś ją w tej roli, bo zdaje się, że Lisa cię pociąga. - W oczach Lauren dostrzegłem ironiczny błysk. Byłem ślepy na różnicę między „kobietą kobiet" a „kobietą mężczyzn". Wyszło to na jaw wcześniej, przy innej okazji. Kiedy jednak Lauren za przy- kład posłużyła Lisa, rozróżnienie to zyskało dla mnie jakiś intuicyjny sens. W drodze do domu zajęliśmy się omawianiem spraw zawodowych. Chciałem wiedzieć, co Lauren sądzi o zniknięciu studenta, który poma- gał przewieźć Petera do szpitala. Jej zdaniem Sam mógł mieć rację, że za zaginięciem Kenny'ego Holdena kryje się jakaś mroczna tajemnica. - Sam musi to wziąć pod uwagę. Przypadki się zdarzają, ale nie tak często jak przestępstwa. Poza tym porwanie czy zamordowanie tego studen- ta nie podważa żadnej z hipotez. Jest to jak dotąd jedyny element, który pasuje do obu teorii. - Dlaczego? - Jeżeli chłopak rzeczywiście był czegoś świadkiem, osoba, którą wi- dział wychodzącą z teatru Boulder, mogła się poczuć zagrożona. Wszystko jedno, czy mordowała po raz pierwszy, czy dziesiąty. - A co o tym sądzi Elliot? Elliot Bellhaven był kolegą Lauren. Razem pracowali w biurze prokura- tora okręgowego. Szanowała go i uważała, że ma doskonały styl pracy i świet- ną intuicję. - Na razie nie odsłania kart. Sam musi tym razem działać w pojedynkę, ale to dla niego nie nowość. Podobno Lucy Tanner jest zapatrzona w tę poli- cjantkę z Denver. Jak ona ma na imię? - Dale Hunter. - Tak, właśnie w nią. Poza tym Lucy przekonała resztę zespołu Sama, że trzeba ściśle współpracować z wydziałem zabójstw w Denver. Gdyby Sam nie był tak uparty, pewnie już mielibyśmy decyzję o połączeniu śledztwa z dochodzeniem w sprawie Buell. - A gdybyś to ty prowadziła sprawę? - Ja? Boże, wiele Samowi zawdzięczam, pewnie więc dałabym mu tro- chę swobody. Aleja nie dbam aż tak bardzo o aspekty polityczne jak Elliot. Rozwiązanie sprawy seryjnego zabójcy ma o wiele wyższą rangę niż zwy- kłego morderstwa. Elliot na pewno chciałby mieć w tym swój udział i to liczyłoby się przy wyborze prokuratora okręgowego albo przewodniczącego rady miejskiej. - Skoro dowody są aż tak dobre, dlaczego Elliot nie przyczepił się do pociągu Dale Hunter? i - Dobre pytanie. Słuchaj, ja jej nie znam, ale według mnie głównym po wodem jest to, że nie ma podejrzanego. Gdyby Dale go miała, przypuszczam, że Elliot ruszyłby tyłek i zmusił Sama, żeby połączył wysiłki z Denver. Dale pewnie nie ma nikogo, kto pasowałby do sprawy, a Elliot nie przyczepi się do jej wozu, dopóki się nie przekona, że ciągną go jakieś konie. Przypuszczenie Lauren miało sens. Podobnie jak jej sugestia, że nie- długo skończy się swoboda Sama, bo coraz więcej dowodów przemawia na niekorzyść teorii o dwóch przestępcach. Tak wyglądał polityczny aspekt sprawy. Jechaliśmy w milczeniu. Droga z Denver do Boulder biegnie najpierw przez przemysłowe okolice, potem mija stopniowo rzednące grupki domów na przedmieściu - miejscu, które niczym nie różni się od innych przedmieść. Znajdowaliśmy się gdzieś na granicy Westminster, Broomfield i Arvada, kiedy Lauren znów się odezwała. - Alan - powiedziała cicho. Jej słowa ginęły w mroku. - A może od początku miałeś rację, mówiąc, że obu morderstw nie popełnił jeden czło wiek? Może w grę wchodzi grupa ludzi, którzy działają razem, a nie w poje dynkę? Nie zrozumiałem jej. - Grupa? Co masz na myśli? Usłyszałem, jak przełyka ślinę i wciąga powietrze. - Może to szalony pomysł. - W porządku, umiem sobie radzić z wariatami. - Może oba morderstwa popełniono w ramach jakiegoś awangardowe- go teatru? No wiesz, rodzaj występu przed publicznością? Może morderca zaprasza widzów, żeby obejrzeli co robi i jak? To jego pokaz. - Masz na myśli performance! Przekraczanie granic? Tak jak film, pod- czas którego czujesz zapachy? Spektakl, który dzieje się naprawdę? - Tak, coś w rodzaju performance. Może właśnie tak się to odbywa? - W głosie Lauren słychać było wahanie. Mówiła niemal szeptem, tak jakby obawiała się własnych myśli. Nowa hipoteza podziałała na mnie ożywczo. Pomysł tak potwornego przedstawienia wydał mi się przerażający, ale zarazem prosty i doskonały. Przyjmując takie założenie, można by wyjaśnić w zasadzie wszystkie sprzecz- ności, które pojawiły się dotąd w śledztwie