Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Z wielką rozkoszą zwróciła naszą uwagę na ćwierkanie ptaków, które podobno gnieździły się w wielkiej liczbie na murach miejskich. – Nasi mali bracia będą dla nas śpiewać – promieniała. – I jak dobrze znowu usłyszeć dzwony! Ten pokój jest bardzo jasny. Będę mogła czytać, jeśli siądę przy oknie. – Lampy są zakazane – powiedziałem. – Wybaczcie mi. Ale korytarze zawsze pozostają oświetlone, będzie więc jakieś światło, nawet jeśli zapadnie noc. Jesteście głodne? Chcecie jeść? – Potrzebujemy wody – odpowiedziała Joanna. – Oczywiście. – Potrzebujemy naszych rzeczy. – Dostaniecie je. – A gdzie ty będziesz? – zapytała z nieszczęsnym i tęsknym wzrokiem. Chciałem ją pocałować, ale musiałem się zadowolić położeniem dłoni na jej ramieniu. – Jeśli będziesz mnie potrzebować, przyjdę. Poślą po mnie. I będę was często odwiedzać. – Może moglibyście pożyczyć nam więcej książek – powiedziała pogodnie Alkaja. To była zuchwała prośba, ale sprawiła, że wszyscy się uśmiechnęliśmy. Niewątpliwie z została wyrażona w tym właśnie celu. – Być może – odpowiedziałem. – Mógłbym poprosić biskupa, żeby do was zajrzał. – Och tak. To by sprawiło nam wielką przyjemność. Biskup zawsze jest miłym kompanem. – Nie biskup Anzelm. Ale zrobię, co w mojej mocy. A teraz muszę pójść po wasz bagaż i po wodę. Jeszcze coś? Nie? Spróbujcie odpocząć. Zobaczycie mnie znowu, przed kompletą. – Ojcze... – odezwała się Joanna. Dotknęła mojej dłoni i pozwoliła, by spoczęły na niej jej palce. Czułem ten dotyk w całym swoim ciele. – Ojcze, co się teraz stanie? – Śpijcie – powiedziałem, wiedząc, że ona próbuje mnie tylko zatrzymać. Jakże chciałbym zostać! – Najpierw posiłek, potem spać. Jutro wrócę. – A Witalia...? – Jeśli będziecie mnie potrzebować, dozorca mnie wezwie. Jeśli będziecie potrzebować księdza, przyprowadzę go. I ukoiwszy ją wieloma innymi zapewnieniami, wyszedłem. Znalazłem zaginione bagaże w mieszkaniu Ponsa; zostały wysłane do izby wraz z cebrem wody i miską zupy, Rozmawiałem z każdym familiarem na służbie, jasno dając do zrozumienia, że jeśli kobietom stanie się krzywda, jeśli będą obrażane albo niepokojone w nocy, gniew Boga spadnie na sprawcę ich frasunku. Potem odwiedziłem siedzibę. W skryptorium znalazłem Duranda i brata Lucjusza. – Ojcze! – krzyknął Durand. Półleżał na biurku Rajmunda, wspierając głowę na dłoni i ospale odwracając stronicę leżącego przed nim rejestru. Lucjusz ostrzył pióro. – Gdzie jest ojciec Piotr Julian? – zapytałem, ignorując ich powitania. – Czy wyszedł na kompletę? – Ojcze, nie widzieliśmy go przez cały dzień – brzmiała odpowiedź Duranda. – Powiedział mi, że mam być zawsze pod ręką, ale z nim samym nie sposób się skontaktować. – Gdzie on jest? Durand wzruszył ramionami. – Jest chory? Mieliście od niego wiadomość? – Tak, ojcze. – Notariusz wydawał się badać wyraz mojej twarzy; a może oznaki podróży przyciągały jego uwagę. – Kiedy przybył Jordan, wysłałem wiadomość do klasztoru, a odpowiedział nam ojciec Piotr Julian. Polecił nam, byśmy byli cierpliwi. – Kiedy przybył Jordan? – Nie wierzyłem własnym uszom. – Masz na myśli Jordana Sicre? – Tak – powiedział Durand. – Jest tutaj? – Tak, ojcze. Przyjechał dziś rano. Ale nikt z nim nie rozmawiał. – Więc ja powinienem być pierwszy. Bracie, zechcecie sprowadzić braci Szymona i Berengara? Durand, przygotujesz wszystko? Będę cię potrzebował do pisania. – Rzucając wzrokiem na okno, dostrzegłem, jak jest późno, i zastanowiłem się, jakiej użyję wymówki, aby usprawiedliwić nieobecność na komplecie. – Jordana można przesłuchać w pokoju ojca Piotra Juliana – przeszedłem do organizacji – skoro nie jest teraz zajęty. Porozmawiam z Ponsem. To jest najbardziej stosowne. – Ojcze... – Co? Durand spojrzał na mnie ze zmarszczonymi brwiami. W końcu rzekł: – Jesteście wciąż... jakby to powiedzieć... myślałem... – Tak? – Nie zarzuciliście swoich obowiązków? Zawahałem się, nim zapewniłem go, że gdybym był odprawiony ze Świętego Oficjum, on pierwszy by o tym wiedział. A powiedziawszy to, poszedłem zapytać Ponsa o Jordana Sicre. Nadzorca powiadomił mnie z posępnym brakiem szacunku, że to Jordan jest więźniem z dolnego donżonu. Wraz z nim przywieziono list zaadresowany do mnie. Ten list znajdował się teraz u brata Lucjusza. Eskorta Jordana – czterech katalońskich najemników – wyjechała już z Lazet. Pons nie otrzymał od ojca Piotra Juliana żadnych rozkazów dotyczących nowego więźnia. Dodał, że jeśli chcę, mogę go powitać, i podał mi klucze. – Potrzebuję także strażnika. – Nie do Jordana. Ma kajdany na rękach i nogach