Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

– Jak daleko? – Jakieś dziesięć minut marszu na wschód. Przybyła reszta żołnierzy z wybranego przez Klunego oddziału. Natychmiast poprowadził ich gęsiego w kierunku wschodnim. Drzewo znalezione przez Chybkiego było rzeczywiście wiązem, wielkim i starym, z mnóstwem narośli na pniu i wygodnymi, rozłożystymi gałęziami. Kluny przyjrzał mu się uważnie. Właśnie tego szukał; rosło w idealnej odległości od muru. Spojrzał na swoich komandosów. – Posłuchajcie mnie! Wejdziemy na to drzewo. Gdy będziemy dostatecznie wysoko, znajdę mocną gałąź. Przerzucimy z niej deskę na mur. Jeśli zachowamy ostrożność, myszy niczego się nie domyśla. Nim zdołają opanować chaos, Redwall będzie nasz! Rozdział 19 Trudno powiedzieć, kto zdziwił się bardziej: Maciej i jego towarzysze, czy też szczury wartownicy. Przez króciutką chwilę obie strony tylko się na siebie gapiły, a potem zaczęła się przepychanka. Niektóre szczury miały refleks słabszy od innych, ale najsłabszym refleksem wykazali się Kolin Nornica i jego matka, którzy zostali schwytani natychmiast. Maciej wywinął się, uskoczył i pobiegł, przewracając po drodze szczura, który właśnie miał złapać Abrama Nornicę. Młoda mysz popędziła co sił w nogach, pchając pana Nornicę przed sobą i wrzeszcząc: „Niech pan ucieka, niech pan ucieka! Musimy schować się w lesie!” Pan Nornica przystanął. – Ale moja żona... Kolin... przecież szczury ich złapały! Maciej pchnął go brutalnie, zmusił do biegu. – Nas też złapią, jeśli się nie pospieszymy. Szybciej! Nie przyda się pan rodzinie, jeśli znów trafi pan w ich łapy. Pan Nornica usłuchał tej rady i pobiegł, ile sił w łapach. Maciej jednak zatrzymał się i, chwyciwszy grubą gałąź, spojrzał na nadbiegających przeciwników. – Co? Jest was tylko kilkunastu? No to zobaczymy, i czego was robią, szczury. Pierwszy, który się zbliży, zostanie obsłużony w pierwszej kolejności. Zamachnął się. Gałąź ze świstem przecięła powietrze. Szczury stanęły jak wryte. Ruszył na nie, wymachując zaimprowizowaną bronią. – Bazyli! – krzyknął. – Bazyli Łosiu, gdzie jesteś! Szczury próbowały go okrążyć. Jeden z nich zbliżył się niebezpiecznie. Mocne uderzenie pałki zwaliło go na ziemię. – Ale cios, młodzieńcze! Dobra robota! Bazyli zjawił się jak na zamówienie. Zając podskakiwał wesoło, zupełnie jak dziecko na szkolnej wycieczce. Uśmiechał się od do ucha. Za nim biegli mały Kolin i pani Nornica. Maciej odetchnął z ulgą. – Bazyli, gdzieś ty się do licha podziewał? Zając zrobił unik przed atakującym go szczurem, podskoczył i skokami wymierzył mu potężnego kopniaka. Szczur skulił się, próbując łapać oddech; ochota do walki przeszła mu jak łapą odjął. Zając zachichotał. – Przepraszam, Macieju, stary przyjacielu. Kiedy te stwory dały mi wreszcie spokój, wróciłem do norki. Wiosenne porządki, rozumiesz? Zajęło to trochę czasu, ale przecież jestem kawalerem i prowadzę kawalerskie gospodarstwo. Maciej spojrzał na niego zdumiony. To on walczy z dziesiątkami szczurów w obronie słabych i bezbronnych, a Bazyli tymczasem sprząta norę? Nie wytrzymał. – Ach, panie Zającu, jak to miło, że pan do nas dołączył mimo tak niesprzyjających okoliczności – powiedział kpiąco. Nadal walczyli ze szczurami, osłaniając wyzwolonych jeńców. – Ale chyba nie nastawił pan wody na herbatę? Bazyli skłonił się pani Nornicy i podał jej łapę. – Pozwoli pani sobie pomóc? – powiedział grzecznie. – A jeśli chodzi o twoje pytanie, Macieju, to owszem, nastawiłem. Zawsze powiadam, że po wyczerpujących ćwiczeniach fizycznych nie ma to jak filiżanka miętowej herbaty. Maciej końcem pałki walnął atakującego szczura wprost w pysk. Ten zając oszalał – pomyślał. Miętowa herbatka, też mi coś! – Chyba nie sądzisz, że spędzę popołudnie w twojej ukochanej norce na rozmowie i herbatce?! – krzyknął. Bazyli złapał szczura w iście niedźwiedzi uścisk. Zakręcił nim i w ten sposób przewrócił dwa inne. Następnie puścił oczko do Macieja. – Śmiem mieć nadzieję, że nie, stary przyjacielu. Bo sam rozumiesz, doszłoby do nader niezręcznej sytuacji